Cześć dziewczyny!
Wpis będzie długi, więc proszę o cierpliwość. Sama przed transferem szukałam pomocy czytając różne fora, więc mam nadzieję, że będąc już po transferze (kriotransferze) pierwszym (UDANYM!!!
póki co...) coś Wam podpowiem.
Moja sytuacja: endometrioza IV stopnia, po laparoskopii i chirurgicznym usuwaniu guzów naciekowych w jamie brzusznej. Wiek 31 lat. Brak ciąży, brak poronień. Moje pierwsze IVF. Transfer dwóch 5-dniowych blastocyt.
Po transferze: od początku brałam progesteron, 6 tabletek dziennie (dopisiowych). Od siebie dodałam Acard (rozrzedza krew, powoduje lepsze ukrwienie endometrium i łatwiejszą implamtację zarodka. Od ponad pół roku kwas foliowy.
Odczucia po transferze: lekkie pobolewanie brzucha przez pierwsze 5 dni przez kilka godzin dziennie. Czasem zakuł jajnik prawy, czasem lewy. Potem coraz rzadziej. Utrzymywał się lekki ból jak na okres, ale pod koniec drugiego tygodnia prawie nic nie czułam. Piersi nie bolały, nie powiększyły się (myślałam, że się nie udało, bo zazwyczaj dziewczyny piszą, że się powiększyły, ale skoro moje oparły się procesowi dojrzewania, to czemu miały dać się ruszyć hormonom). Senność i zawroty głowy przez 6 dni około godz. 12.00 - 13.00. Myślałam, że to wina hormonów (czytałam, że progesteron oszukuje organizm, że jest w ciąży, więc za bardzo się nie podniecałam). Leżałam przez prawie tydzień, mało spacerowałam, do pracy nie chodziłam i czytałam tony książek. Jadłam suszone morele, piłam soki z marchewki, starałam się nie stresować, bo to bardzo szkodzi. Nie miałam krwawienia implantacyjnego. Przysięgam, nie miałam żadnego objawu świadczącego o ciąży. Ale też traktowałam się jakbym w niej była (dopóki nie potwierdzone, że nie jestem, to jestem ;D)
Nie robiłam żadnych testów wcześniej niż lekarz kazał. Pierwszy test płytkowy zrobiłam 13 dpt w środku dnia. Pojawiła się jedna kreska, ale za kilka minut wyszła BLADZIUTKA druga (nie macie pojęcia jak trzęsły mi się ręce i jak zaczęłam płakać- dopiero widać, ile nerwów to kosztuje...). Kolejnego dnia, czyli 14 dpt zrobiłam betę. Wyszło 350. Jeszcze nie byłam sprawdzać, jak rośnie. Jadę jutro, po 72 h. Przyrost ma być min. 112 proc. Oby tak było.
Dziewczyny, mam nadzieję, że pomogłam. Jeśli macie pytania- piszcie. Naprawdę byłam pewna, że się nie udało... A tu taki numer! Trzymam za Was kciuki!