Lauro tylko weź pod uwagę jedną rzecz, zazwyczaj to nie są kolacje tylko imprezy na 12-15h, potańcówka z litrami alkoholu. Poza tym nie można wrzucać wszystkich do jednego worka, ja na wesele iść nie chciałam ale nie byłam nigdzie na urlopie, nie byłam na basenie, w kinie czy parku rozrywki itd itp, nie byłam na żadnym przyjęciu rodzinnym. Jeśli chodzi o zarzut, że chodzę do pracy to przecież to MUSZĘ robić, wesele to pewnego rodzaju dobrodziejstwo ale nie jest to coś co człowiek musi robić, żeby przeżyć. Do pracy muszę chodzić bo nie dostanę pieniędzy więc umrę z głodu albo mnie wyrzucą z domu więc na jedno wychodzi. Do szkoły dzieci także MUSZĄ chodzić, nie jest to mój wymysł ani moja fanaberia bo mi się nie chce z dzieciarnią w domu męczyć. Nie rozumiem jak ktoś może napisać, że dziwne jest, że ktoś nie chce iść na wesele a chodzi do pracy. Ja pracuję w biurze, mam kontakt codzienny z 1 osobą, z pozostałymi 10 sporadyczny i krótkotrwały. Mąż jest kierowcą i większość rzeczy "załatwia" przez okno itd. więc też nie ma zbytniego kontaktu. Dzieci w szkole oczywiście mają kontakt z innymi dziećmi z klasy ale to już siła wyższa. Rozumiem, że ktoś może powiedzieć, że bezsensem jest jeśli ktoś nie chce iść na wesele ale pojechał do Rzymu na wakacje albo wcześniej był na innej imprezie albo w jakimś parku rozrywki czy chodzi na koncerty, to ok. ale nie rozumiem przyrównywaniem tego do chodzenia do pracy (jeszcze też zależy jaką kto ma pracę) albo, że do sklepu idzie. No ludzie bez przesady. Bez wesela da się żyć, to jest możliwe, bez jedzenia - nie.