Jest o tyle lepiej, że odpowiadasz sama za swoje własne ciało, więc wszystkie leki, jedzenie i polepszacze nastroju są dopuszczalne. Mówię oczywiście o takim przypadku jak mój, że mm od urodzenia. Ja się zdecydowałam tak karmić właśnie dlatego, że nie wyobrażam sobie przechodzić przez to, co tu czasem czytam. Herbatki, okłady, masowanie, obce baby komentujące moje piersi, nie jedz tego, nie pij tamtego, tego leku nie możesz brać, zdychaj z bólu, bo "mleko matki rządzi". Nie. Rządzi szczęśliwa mama, a jeśli karmienie jej przychodzi łatwo, to pewnie, po co wydawać kasę. Nie miałam najmniejszej ochoty przechodzić cyrków, o jakich czasem czytam tutaj albo gdzie indziej. I jeszcze wyjące z głodu dziecko. Szkoda słów, to jest absolutnie nie dla mnie.
Po porodzie możesz traktować swoje ciało jak uważasz, więc kiedy mąż zostaje z dzieckiem, to możesz iść gdziekolwiek i nie musisz martwić się, co takie wyjście zrobi dziecku. Chcesz iść się ugrzać do sauny, proszę bardzo, chcesz iść na mega głośny koncert, spoko, chcesz spać na brzuchu i się opalać, czemu nie.
Ciąża moim zdaniem jest najgorsza. Nie jesteś człowiekiem, tylko inkubatorem i wszystko masz podporządkować dziecku. Oczywiście zwykła przyzwoitość wymaga, żeby o siebie dbać w ciąży, ale po porodzie jesteś znów panią swojego ciała.
To czy tracisz bezpowrotnie... Niekoniecznie. Zobaczysz jak dziecko pójdzie do placówki. Potem zobaczysz jak będzie u kogoś spać przez noc. I tak dalej. Wolność się pomału odzyskuje, ale ja też w to nie wierzyłam. Tylko się wydaje, że życie Ci się skończyło, bo nagle nie możesz nic. Ale z tego więzienia o zaostrzonym rygorze w końcu Cię wypuszczają na spacerniak, potem do pracy, a potem wychodzisz
Prawda, że zdrowie już nie to, ale jesteś wolna. Mówię to konkretnie do Ciebie, bo Twój facet jest aktywny w Waszym związku, czego niestety nie można powiedzieć o wielu.