Witam. Jestem tu nowa, ale chciałam powiedzieć kilka słów odnośnie tego przybierania na wadze w ciąży i samym porodzie. Sama mam córkę którą urodziłam 4 lata temu, była to planowana ciąża ale podobnie jak większość z was okropnie bałam się porodu. Przeczytałam chyba wszystko na ten temat co można było przeczytać. Oglądałam filmy w internecie. Planowałam początkowo poród ze znieczuleniem, ale jak się okazało lekarka odradziła mi z powodu bardzo dużej dzidzi (mała ważyła po urodzeniu 4100), powiedziała że przy dużych dzidziach w czasie podania znieczulenia akcja porodowa może ustąpić i będzie problem. Później myślałam o cc ale uznałam że tyle kobiet rodziło więc dlaczego ja am nie urodzić. W końcu skończyło się na naturalnym porodzie, którego żałuje do dzisiejszego dnia. Był to najgorszy dzień w moim życiu, ale pewnie dlatego że mam małą odporność na ból. Próba podjęcia współżycia po takim porodzie też była koszmarna, ale udało się i teraz mam zamiar starać się o kolejne dziecko ale tym razem ciąża zakończy się cc. Co do przybierania na wadze to powiem tylko tyle że ja przytyłam 30 kg i wcale nie czułam się z tym źle, nie czułam tej masy. Bardzo szybko zresztą pozbyłam się tych kg zaraz po porodzie. Nie pozostał mi ani jeden gram. Nie ma się co tym martwić. Pozdrawiam i życzę samych wspaniałych wrażeń.
Szczerze mówiąc dziwi mnie Twoja fascynacja cesarskim cięciem...to naprawdę nie jest takie fajne jak się może wydawać...
Ja miałam cesarkę...fakt że najpierw 9 godzin męczyłam się naturalnie i może przez to byłam tak wykończona ale cesarki też dobrze nie wspominam...
Tak naprawdę fajny był tyko sam moment podania znieczulenia, bo przestało boleć...potem było coraz gorzej...
Po pierwsze podano mi za dużo znieczulenia... anestezjolog coś źle obliczyła i zamiast od pasa w dół znieczuliło mnie po samą szyję... miałam problemy z oddychaniem i co chwila sprawdzano mi czy przypadkiem znieczulenie nie obejmie płuc...
Takie złe wyliczenie ilości znieczulenia podobno często się zdarza...szczególnie że waga w ciąży jest sprawą względną.
Po drugie po cesarce leżałam 12 godzin w sali, w której było okropnie duszno...nie mogłam doprosić się personelu szpitala o szklankę wody ani uchylenie okna...moje rzeczy zostały na sali porodowej i znieczulenie tak długo schodziło, że dopiero po kilku godzinach byłam w stanie ruszać rękoma...
Nie mogłam zobaczyć się z mężem...mimo, że miałam poród rodzinny... Mężowi pokazali pod drzwiami sali operacyjne dziecko i uciekli z nim... Gdy ja miałam wyjechać z sali nie pozwolili mu zostać.
Po 12 godzinach po cesarce "uruchamiają pacjentkę"- tak to nazywają w szpitalach.
Nie ważne o której Cię tną masz tylko 12 godzin odpoczynku... Ja miałam cesarkę o 15.20. Tak więc o 3 w nocy wpadły do mnie pielęgniarki i z krzykiem kazały mi wstawać. Myślałam, że brzuch mi pęknie...nie mogła stać na nogach bo znieczulenie mi nie zeszło. Mimo to zwlekły mnie w łóżka i kazały się myć przy umywalce. Używały tak ie cenzuralnych określeń względem mnie, że masakra. Sformułowania "teraz ważne jest dziecko a nie ty", lub " nikt nic za ciebie robić nie będzie, chciało się dziecka to rusz d***" to chyba standardowe teksty podczas uruchamiania , przynajmniej tak stwierdziłyśmy z koleżankami z sali. Mimo iż jestem osobą która nie da sobie wejść na głowę i potrafię się bronić. Uwierz mi, że panie położne pożałowały swoich tekstów gdy na następny dzień dowiedział się o wszystkim ordynator. Jednak założę się że teraz znów jest tak jak przedtem...
Mimo, że byłam na pół przytomna dali mi dziecko na salę i kazali się nim już samej zajmować. O trzeciej w nocy nawet nie miałam kogo o coś zapytać, bo położne na wszystko tak burczały i się darły że masakra...a przy pierwszym dziecku nie wszystko się wie.
Po cesarce zabraniali mi nosić dziecko na rękach...niby dźwigać nie wolno...ale jak cokolwiek z dzieckiem zrobić jak nie wolno go podnieść?? Gdy któraś pielęgniarka widziała dziecko na rękach wrzeszczała na mnie, że zrobię sobie i dziecku krzywdę ( dziecku bo mogłam w każdej chwili stracić przytomność i opuścić dziecko).
Brzuch bolał bardzo długo..mimo iż goił się ładnie bolał jakiś miesiąc...cały czas leki przeciwbólowe... W szpitali dawali mi ketonal. Ja jestem jednak bardzo odporna na leki przeciwbólowe i ketonal to biorę na ból głowy... Nie mogłam się doprosić jednak o nic innego, aż dopiero ordynator na obchodzie zobaczył, że zwijam się z bólu i zmienił mi lek.
Teraz też czasami boli...
Szew okropnie swędzi...
Oprócz tego lekarz powiedziała mi że kolejna ciąża w najbliższym 1,5 roku zagraża mojemu życiu, bo coś tam z cesarką pokręcili...
Dodam, ze miałam wykupioną położną...jak widać nic nie pomagała... Doszła do wniosku że skoro miałam cesarkę to nic po niej, więc potem nawet na sali poporodowej jej nie było.
Z zazdrością patrzyłam dziewczyny po naturalnych porodach które kilka godzin po porodzie biegły po korytarzach...ja nawet po wyjściu ze szpitala miałam problemy by wstać z krzesła, podnieść się z łóżka i z chodzeniem... i tak podobnie koleżanki po cesarkach.
Owszem zdarzają się fantastyczne cesarki i fantastyczne porody naturalne...ale to loteria...
Żadna klinika i nikt nie zagwarantuję Ci że Twój poród będzie taki jak to sobie zaplanujesz...
Nikt nie sprawi, że po rozcięciu ślad od razu zniknie i blizna nie będzie bolała.
Pewnych rzeczy się nie da przewidzieć.