Te położne, które każą karmić co 3 godziny są, według mnie, starej daty - z czasów mojej mamy. Ja osobiście karmiłam na żądanie. Owszem martwiłam się, gdy w pierwszych dniach życia moja pierwsza Córeczka "robiła sobie" dłuższe przerwy, ale chyba tego Jej było trzeba.
A co do doradców laktacyjnych, to uważam , ze też są "skażeni" karmieniem naturalnym, a przecież nie każdą z nas natura tym obdarzyła. Niemniej jednak polecam każdej martwiącej się mamie wizytę u nich. Czasami nawet ten komfort psychiczny, że zrobilo się ten krok, pozwoli na inne spojrzenie na siebie i wlasną sytuację, a w niejednym wypadku pomoże w odzyskaniu pokarmu.
Pamiętam jak przeżywałam fakt, że nie daję rady w 100% karmić Oli piersią. Cudowałam, kupowałam ziola, tabletki homeopatyczne, choć w nie nie wierzę, a na końcu ryczałam, że nie daję rady....I tak koł sie zamykało. Obwinialam siebie, a niepotrzebnie, i stres, wyrzuty sumienia robiły swoje....zamiast pokarmu, były "nici"
Z drugą córcią było inaczej. Zanim nie urodziłam, powiedziałam sobie, ze juz nikt, a tym bardziej ja sama, nie mam prawa mieć do siebie pretensji, że nie karmię nat. i zabrałam ze soba do szpitala mleko modyfikowane (nauczona doświadczeniem, że położne w razie czego niechętnie dają "butlę' noworodkowi). Nastawiłam się tak, że jesli będzie taka potrzeba, to dla dobra dziecka dam Mu butlę - też dobrego mleka - i oboje będziemy szczęśliwi. I wiecie co? Prawie wcale nie dokarmiałam. Alicja ssała, ssała i tak oto karmiłam Ją do 6,5 mies. życia. Niezbyt długo, ale tez nie miałam tego mleka aż nadtto, a poza tym właśnie szlam do nowej pracy (stres itp).
Oto moja historia, która mam nadzieję, pomoże początkującym mamom i nie pozwoli na zadręczanie się.
Pozdrawiam Was serdecznie,
Gosia