debiutantka
Marcówka 2007
Sylvana przeczytałam wlaśnie Twojego posta i pomyslałam, że mogłabym napisać niemal to samo. Juz w szpitalu Mateusz był największym krzykaczem a mnie się serce krajało i ręce opadały bo nie wiedziałam o co mu chodzi. W domu było podobnie ale tu na szczęście bardzo wspierał mnie mąż (i nadal to robi). Też czulam się bezradna, wykończona i dochodziłam do wniosku, że synek mnie chyba nie lubi... A do tego miałam kłopoty z karmieniem piersią i nadal jest ciężko...
Teraz ma już niemal 6 tyg. i sytuacja się nieco wyprostowała. Nadal jest krzykaczem ale już wiemy, że albo jest głodny (staram się go karmić często, a mąż opatentował sprawdzanie czy glodny czy marudny badając jego odruch ssania ) albo ma nieszczęsną kolkę. Powoli staje się przewidywalny jeśli w ogóle noworodek taki może być .
Trzymaj się Sylvana, nie jesteś sama i pamiętaj, że JESTEŚ WSPANIAŁĄ MAMUSIĄ .
Teraz ma już niemal 6 tyg. i sytuacja się nieco wyprostowała. Nadal jest krzykaczem ale już wiemy, że albo jest głodny (staram się go karmić często, a mąż opatentował sprawdzanie czy glodny czy marudny badając jego odruch ssania ) albo ma nieszczęsną kolkę. Powoli staje się przewidywalny jeśli w ogóle noworodek taki może być .
Trzymaj się Sylvana, nie jesteś sama i pamiętaj, że JESTEŚ WSPANIAŁĄ MAMUSIĄ .