reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Jak zająć głowę, kiedy dziecko jest w szpitalu?

Zadziałam w poniedziałek i dowiem się, o co chodzi, bo kurczę - w szoku jestem.
Tak było jeszcze przed pandemia w bardzo wielu szpitalach. To OITN i tym tłumacza ograniczenia wizyt. Może za sto lat będzie tak pięknie, że mama i dziecko dostaną swoją sale i nie będą rozdzielani, obecnie pewnie tłumaczeniem są warunki lokalowe (x inkubatorów w małej sali? Konieczność opieki nad maluchami przez personel w razie pogorszenia stanu, zabiegi, badania itp). Oczywiście wiele bym dała żeby kilka lat temu być z synem przez te tygodnie, które spędził na OITN, ale wiem też, że kiedy byliśmy wszyscy razem (dziecko plus jeden rodzic x 3, a czasem nawet udało nam się na nielegalu wejść i we dwoje ;)) to na sali było głośno, tłoczno i nie było zupełnie czym oddychać (był to maj i czerwiec). Dlatego mimo że podpisuje się rękami i nogami pod wszelkimi apelami nakazującymi szpitalom umożliwienie rodzicom przebywanie z dziećmi, to mam też świadomość, że dopóki nie zmienia się podstawowe warunki lokalowe, realizacja tych postulatów będzie bardzo trudna. I też burzylam się na wszystkie otoczki sanitarne, podczas gdy pani salowa chodząca po całym szpitalu wchodziła na salę ot tak wiele razy na dzień. Ale trochę pokory nabrałam kiedy na oddzial, na którym leżał syn kuzynki wszedł rodzic z ospa i niestety dla jednego z dzieci skończyło się to tragicznie. Tu nie ma idealnych rozwiązań, przynajmniej w aktualnej rzeczywistości.
 
reklama
Tydzień teku urodziłam wcześniaka w 28tc. Mały radzi sobie bardzo dobrze jak na swój stan, praktycznie nie potrzebuje interwencji poza standardowym karmieniem i higieną, lekarze są optymistycznie nastawieni, więc może za 2 miesiące wyjdzie do domu.

No i teraz pytanie brzmi, jak nie zwariować przez te 2 miesiące?
Rano się sobą zajmę, potem jadę do Małego, bo mamy tylko godzinę odwiedzin raz na dzień. A potem wracam do mieszkania i bum. Cicho, za cicho. Zbyt pusto. Nie tak, jak miało być. Miałam wrócić z dzieckiem. Albo w brzuchu albo poza brzuchem, ale nie sama. Powinnam jeszcze czuć kopniaki, powinnam jeździć na USG. Zamiast tego jeżdżę do inkubatora i słyszę pikanie wszystkich maszyn, które mu pomagają w dojrzewaniu.

Wychodzę od niego i po godzinie łapie mnie niepokój. I ten niepokój trzyma mnie do rana. Poziom skupienia mam ujemny. Nie da rady film, nie da rady książka, chciałabym siedzieć i wyć, bo to wszystko mnie boli tak bardzo. Ciągle się boję, że zadzwonią ze szpitala, że coś się pogorszyło, chociaż wiem, że przecież byłam i wszystko było ok.
Mam zdiagnozowane PTSD po poprzedniej ciąży, która skończyła się w 22tc i w której też mieliśmy dziecko w inkubatorze i właśnie w środku nocy dobę po porodzie mieliśmy telefon.
Teraz jest inaczej, chociaż dla nas podobnie wizualnie.
Teraz mamy większego malucha, który oddycha sam i nie ma większych problemów, minął pierwszy tydzień, który niby jest najbardziej krytyczny, a moja głowa i tak swoje.

Do tego jest mi strasznie smutno, że moje dziecko tam leży samo i że ja je muszę tam codziennie zostawiać, czuję się jak najgorsza osoba na świecie i boję się, że Mały w efekcie o mnie zapomni. Jeszcze teraz przez weekend na odwiedziny idzie mąż, bo w tygodniu pracuje, więc zobaczę go dopiero w poniedziałek i jakoś tak wszystko mnie rozjeżdża.
Jakby tego było mało, to odciągam mleko, co równa się wstawaniu w nocy 2x, co znowu u mnie skutkuje niedospaniem, a pobudki sprawiają, że jestem jeszcze bardziej niespokojna, bo za każdym razem jak się wybudzam potrzebuje chwili na ogarnięcie, jaka jestsl sytuacja i że to budzik, a nie telefon. Ale to jest bardzo wybijające, a nie mogę olać nocnego odciągania, bo całkiem ładnie udało mi się rozkręcić laktację i Mały jest w 100% na moim mleku. Nie chcę tego rozregulować. Za miesiąc zacznę mu robić mrożonki, żeby było jak wyjdzie ze szpitala na zapas.

Terapię mam, ale moja terapeutka ma urlop, więc muszę jeszcze przez niecały tydzień radzić sobie sama, a już nie wiem jak.
Nie mam złotych rad - miałam bardzo podobny stan przez kilka pierwszych tygodni po porodzie. Mój syn urodził się nagle w 30 tc, w dodatku podczas wyjazdu, wiele km od domu. Nie znałam nic w mieście, w którym rodziłam, musiałam się do niego przeprowadzić na 2 miesiące. Było o tyle gorzej że mieszkałam w mikro kawalerce, w której naprawdę nie było co robić, nie było mojej rutyny, nikogo z kim mogłabym się spotkać w międzyczasie. I tak, wyłam pod prysznicem, gapilam się w ścianę i sufit. Sciagalam mleko co 2h, też w nocy, prawie w ogóle nie spałam. Odwiedziny były co prawda dłuższe, spędzałam u syna czas od ok 12-13 do 19 nawet czasem, siedząc na twardym krzesełku (po CC) - fizycznie i psychicznie czułam się fatalnie, nie było mowy o żadnej regeneracji (poczułam różnice po drugim CC, kiedy miałam możliwość leżeć i choćby trochę odpocząć). Poza tym czasem nie byłam w stanie robić nic. Przechodziło powoli, w miarę upływu czasu nabierałam jakiejś rutyny, przyzwyczajam się do sytuacji. Telefonu bałam się jak ognia, każdy dzwonek powodował mikro zawał - wiesz że od tamtego czasu (prawie 6 lat) mam wyciszony telefon? Ten czas minie, pozwól sobie na płacz, gapienie się w ścianę. Wcześniaki niestety robią krok w przód, aby zrobić zaraz dwa wstecz. I tak przez jakiś czas będzie. Ale minie. Mówisz że synek jest w dobrym stanie - super! U mojego pierwsze tygodnie były bardzo trudne, same kroki wstecz ;) a teraz? Ma prawie 6 lat, kończy zaraz zerówkę, pisze, czyta, liczy, ma wielu kolegów. Ma owszem pewne problemy z emocjami, jesteśmy w różnych terapiach, które mają za zadanie mu pomóc,ale to nic w porównaniu z tym co mogło nas spotkać. Trzymam kciuki za Was!
 
Ja doskonale rozumiem te ograniczenia wizyt. Mam porównanie z Ujastkiem, gdzie na odwiedziny mogli wchodzić rodzice (po 1) jednocześnie do wszystkich dzieci na 3h i fakt, że tam nie było wtedy za bardzo miejsca, przestrzeni i intymności, żeby nabierać kontaktu z dzieckiem. Do tego było tam ciemno i gorąco.
Więc tu się nie czepiam, że mają listę, że wchodzę zgodnie z listą, bo praktycznie o tej godzinie, o której ja idę, na sali nie ma innych rodziców i siedzimy sobie sami.
Ale z drugiej strony to dalej tylko godzina i rozłąka boli zwłaszcza, że miałam ostatnio wrażenie, że Mały się robi niespokojny kiedy wychodzę. I to mnie rozjechało w piątek.
Nie wiem jak systemowo mogłoby to być rozwiązane, bo też nie widzę za bardzo takiego leżenia w szpitalu jako pacjentka przez 3 miesiące, żeby być z dzieckiem. Po 3 dniach miałam dość i cieszyłam się, że dostałam wypis. To musiałoby być rozwiązane inaczej tak, żeby rodzic mógł opuścić oddział (np. w momentach, kiedy i tak nie może być z dzieckiem), iść na ciastko, wypić kawę, przespacerować się, a potem wrócić z nową energią do szpitala i dalej być z dzieckiem.

Co do regresów, to u nas (odpukać) regresów nie ma. Kroków do przodu takich wyraźnych też nie, bo i nie ma ich za bardzo gdzie wsadzić. Po prostu mamy dziecko w bardzo stabilnym stanie, które musi zacząć troszkę więcej przybierać na wadze, żeby mogło opuścić inkubator. Więc jedyne co nam skacze w przód i tył to ta nieszczęsna waga, bo młody co ruszy to potem kolejnego dnia zalicza spadek i ta waga od urodzenia właściwie stoi w miejscu, a ja już się nie mogę doczekać, aż będzie trochę większy, będzie w otwartym inkubatorze i będę mogła go kangurować.

I tak, wiem że w teorii powinnam móc kangurować już teraz, ale teoria swoje, a szpital swoje.
 
Rozmawiałam z dziewczyną z fundacji "Koalicja dla wcześniaka" niestety, chociaż wytyczne MZ i prof. Ewa Helwich, konsultant krajowa w dziedzinie neonatologii apelowała o to by rodzice wczesniaków mieli możliwośc do przebywania z dziećmi, to każdy szpital rządzi się swoimi prawami. Poradziła, zeby porozmawiać z ordynatorem ( być może dzieje się coś, o czym nie wiemy, że szpital decyduje się ze względu na dobro maluszków ograniczyć wizyty) a w razie czego warto napisac do rzecznika praw pacjenta.
Bardzo ważne, żeby porozmawiać na oddziale o możliwości kangurowania, ponieważ ta łatwa procedura O 40% redukuje śmiertelność wcześniaków i w 72%. zapobiega zaburzeniom termoregulacji. Czy dawali/dają wam maluszki do kangurowania? @Lady Loka nie poddawaj się i walcz o swoje, zwłaszcza że maluch nie leży na OIOM-ie, prawda?
 
Rozmawiałam z dziewczyną z fundacji "Koalicja dla wcześniaka" niestety, chociaż wytyczne MZ i prof. Ewa Helwich, konsultant krajowa w dziedzinie neonatologii apelowała o to by rodzice wczesniaków mieli możliwośc do przebywania z dziećmi, to każdy szpital rządzi się swoimi prawami. Poradziła, zeby porozmawiać z ordynatorem ( być może dzieje się coś, o czym nie wiemy, że szpital decyduje się ze względu na dobro maluszków ograniczyć wizyty) a w razie czego warto napisac do rzecznika praw pacjenta.
Bardzo ważne, żeby porozmawiać na oddziale o możliwości kangurowania, ponieważ ta łatwa procedura O 40% redukuje śmiertelność wcześniaków i w 72%. zapobiega zaburzeniom termoregulacji. Czy dawali/dają wam maluszki do kangurowania? @Lady Loka nie poddawaj się i walcz o swoje, zwłaszcza że maluch nie leży na OIOM-ie, prawda?
Leży na OIOMie właśnie. I raczej jeszcze wiele tygodni tu poleży.
Pytałam o kangurowanie, powiedzieli, że Mał musi zejść z kroplówek, żeby go można było wyciągać. Ale też mówią, że już na dniach, bo zaczął lepiej trawić.
 
Leży na OIOMie właśnie. I raczej jeszcze wiele tygodni tu poleży.
Pytałam o kangurowanie, powiedzieli, że Mał musi zejść z kroplówek, żeby go można było wyciągać. Ale też mówią, że już na dniach, bo zaczął lepiej trawić.
Trzymam kciuki mocno. Wpadaj na forum - dziewczyny Cię wesprą :)
 
Rozmawiałam z dziewczyną z fundacji "Koalicja dla wcześniaka" niestety, chociaż wytyczne MZ i prof. Ewa Helwich, konsultant krajowa w dziedzinie neonatologii apelowała o to by rodzice wczesniaków mieli możliwośc do przebywania z dziećmi, to każdy szpital rządzi się swoimi prawami. Poradziła, zeby porozmawiać z ordynatorem ( być może dzieje się coś, o czym nie wiemy, że szpital decyduje się ze względu na dobro maluszków ograniczyć wizyty) a w razie czego warto napisac do rzecznika praw pacjenta.
Bardzo ważne, żeby porozmawiać na oddziale o możliwości kangurowania, ponieważ ta łatwa procedura O 40% redukuje śmiertelność wcześniaków i w 72%. zapobiega zaburzeniom termoregulacji. Czy dawali/dają wam maluszki do kangurowania?
W pierwszych dniach nie pozwalali mi kangurowac ze względu na obecność wkłucia, a później dostałam zakaz odwiedzin u Synka więc tylko mój Mąż mógł do niego przychodzić. Niestety M. też nie mógł kangurować bo "pierwsza musi być mama". I na nic były jegk tłumaczenia, że nie przyjdę. Dopiero po prawie 2 tygodniach kazali mu się do tego przygotować. I co? I nico bo Synek został przeniesiony z oitn na oddział pośredni, a tam owszem można było brać dziecko na ręce ale w beciku i ubrankach. Także nowe wytyczne WHO sobie, a rzeczywistość jest kompletnie inna.
 
Kochana,
Co u Ciebie, jak tam? Jak maluch?
Kangurujemy się od tygodnia 💪
Staszek już jest bez kroplówek i bez wkłucia centralnego, tylko sonda i cpap i musi sobie rosnąć. Rośnie póki co powolutku, ale lekarze mówią, że to nic niepokojącego. Tylko ja uczę się cierpliwości, bo wiem, że im więcej waży, tym szybciej zejdzie z cpapu, sondy i wyjdzie z inkubatora. A tu leci powolutku.
Jak nie przypląta się żadne szpitalne zakażenie, to może na koniec kwietnia wyjdzie do domu.

Ja jak kanguruję to mi lepiej, te 3 tygodnie jakoś szybko mijają, jak patrzę do tyłu, chociaż jak patrzę do przodu to jeszcze czasu a czasu. Ale biorę dzień za dniem.
Staszek jest tak kochany, tak cudowny, że nie mogę się doczekać, aż będziemy sobie mogli tak leżeć razem w domu cały dzień. Skręca mnie na myśl, że jeszcze tyle czasu muszę na to poczekać.

Terapeutka mi doradziła, żebym traktowała to jak dalszą część ciąży, tylko z możliwością widzenia dziecka. I tak się staram do tego podejść. A tak to żyję głównie od odciągania do odciągania i czuję się paradoksalnie bardziej ograniczona tym niż w ciąży, kiedy nie wychodziłam wcale. Teraz wychodzę na 1.5h i wracam do laktatora.
 
reklama
Bardzo miło się to czyta, widziałam fotki na innym wątku, jest śliczny, kochany i baaaardzo waleczny! ❤️ trzymam kciuki, żeby zaczął przybierać więcej i żeby szybko wyszedł już do domu, da rade ❤️❤️
 
Do góry