Lidijko ręce opadają. Ja w takich sytuacjach jestem bezsilna bo czasami za bardzo ufam ludziom, ale moje Kochanie potrafi walczyć o swoje i często moje, jak ja się poddaję. Masz rację, że nie może ujść na sucho taka fuszerka! Będę trzymała kciuki, żeby było po waszej myśli i porządnie.
A co do spraw wychowania, to ja uważam, że bardzo ważne jest samodzielne zamiaszkanie. Choćby nie wiem jak dobry byłby układ z jednymi z rodziców. Niestety nie zawsze jest to możliwe i chyba takie pary muszą się o wiele bardziej gimnastykować, żeby jakoś to wychodziło. Przeważnie mama albo teściowa jednak wyręczają faceta. Tkwią mocniej w takim stereotypowym pojmowaniu związku niż my-młódki. A gdyby koło mnie ktoś skakał i wyręczał, to przecież bym nie protestowała - "dają bierz, biją uciekaj".
I zgadzam się w 100%, że trzeba swoje życzenia/prośby artykułować. Kobietki często mają tendencję do złoszczenia się o coś, bo im się to wydaje oczywiste. Facet przeważnie nie dostrzega brudych naczyń/prania/prasowania... Chcemy, żeby coś zrobili to trzeba o tym powiedzieć.
A jak usłyszymy magiczne "zaraz" to już inny problem. U mnie na samym początku znajomości było tak, że Kochanie "zapominało", że deklarowało pomyć naczynia. Najpierw się wkurzałam a to do niczego dobrego nie prowadziło. Bo ja miałam zepsuty humor i on. A potem znalazłam lekarstwo. Nie myłam choćby przez dwa/trzy dni. Fakt trochę smrodku, ale teraz zostawi naczynia najpóźniej do rana, bo inaczej sterta rośnie, a sam wie, że to się nie opłaca.
Ale ostatnio mnie zaskoczył bardzo. Zawsze uznawałam, że facet ma inaczej ustawiony próg wrażliwości na brud. No i muszę przyznać, że w całym ferworze pracy zawodowej połączonej z sesją, nauką i nie taką kondycją w ciąży porządnie zapuściłam mieszkanie. Zazwyczaj hasło do porządków wychodziło ode mnie. A tu moje Kochanie posprzątało samo i stwierdziło, że już jemu zaczęło przeszkadzać. A ja byłam pewna, że on nie widzi potrzeby porządków tylko po prstu mi w nich towarzyszy, bo nie wypada usiąść z gazetą na kanapie
Możecie sobie wyobrazić jak wyglądało nasze mieszkanko
Drżałam przed jakimikolwiek odwiedzinami
Co do zmian po ślubie to ja zauważyłam u mnie wielką i niespodziewaną zmianę. Nigdy jakoś mi na ślubie nie zależało, mieszkaliśmy razem i w zasadzie nie sądziłam, że ślub jest potrzebny. Impuls wyszedł od mojego męża. I stało się. A teraz uświadamiam sobie, że czuję się pewniej, a do tego jakby moja zazdrość zmalała. A najciekawsze jest to, że nie pragnęłam ślubu, nie marzyłam o nim, pasowało mi zycie na kocią łapę. Trochę to chyba tkwi w podświadomości, może naszej "babskiej" biologii, takie poczucie wicia gniazda. A może to kwestia ciążowa, bo zaraz po ślubie znalazłam się w stanie błogosławionym.
Zuczku, a mi wygląda na to, że twoja teściowa z tobą rywalizuje o jego względy. Przecież będzie dobrą mamą broniąc synka i odciążając. A jeśli mieszkacie tylko we trójkę to tym gorzej