A ja myślałam, że moja ciąża to choroba tropikalna, ale od początku :-)
Kiedy 3 lata temu braliśmy ślub, wiedzielięly, że dorazu nie chcemy mieć dzidziusia, bo chcieliśmy troszkę świata zobaczyć. W lutym 2011 po podróży poslubnej już się nie zabezpieczaliśmy, więc to można uznać za pierwszy krok, jednak nic i nic. Więc w lipcu 2012 pojechaliśmy do Wrocka do Invimedu, a tam po różniastych badaniach(hormonalnych, i tarczycowych tez, które były jak najbardziej w normie) (akurat mialam owulację, więc pod okiem specjalisty - dostaliśmy zad. dom - zrobić dzidziusia, ale i wtedy sie nie udało) lekarz stwierdził że oboje jesteśmy zdrowi. ale ja sobie myślę, co on mi tu będzie kita wciskał jak dziecka dalej nie ma?!
No i dalej do roboty, ale dalej nic...
W listopadzie 2012 zobaczyłam guza na szyi, dosć dużego i pojechałam na USG, endo itd. i mimo tego, że TSH, FT3, FT4 były w normie okazało się, że to nowotwór złośliwy i szybko trzeba operowac. Więc i starania o dzidziusia odeszły na 2 plan. 06.12.(mikołajki) zostałam zoperowana. Hist-pat. potwierdził wynik biopsji - rak.
Myślę sobie co nas nie zabije to nas wzmocni i 2 miesiące po operacji polecieliśmy do Tajlandii. I tak oto jesteśmy już w marcu tego roku. Wróciliśmy 03.03. W związku z chorobą i koniecznością leczenia uzupełniającego pojechałam do Gliwic 06.03. tam się pytają Kiedy miała Pani ost. miesiaczkę? A ja im ze spokojem, że 16.01. i że u mnie to normalne - zmiana klimatu, stres związany z lotem (z dominikany jak wróciliśmy to nie miałam okresu przez 45 dni - teraz wychodziło jakieeś 50 dni) myślałam, że te ciule (bo inaczej o nich nie napisze) zrobią mi test, skoro dookoła tylu najodowanych ludzi chodziło! Ale wyobraźcie cobie, ze jak wychodziłam od lekarza to jeszcze nie mieli wyników krwi i tylko umówiłam się na jod na 12.04. Wrtóciliśmy do domu. Miałam nudnosci, ale wiązałam to z pobytem w Taj i zmiana jedzenia, jednak w drugim tyg. po przylocie zaczełam sie niepokoić czy jakieś choroby nie przywiozłam. I kiedy bratowa mówiła, zebym zrobiła test to ja wyśmiałam, bo byłam przekonana, że nie moge zajść w ciążę przy niskim TSH (nie wiem dlaczego tak myśłałam), a ono było specjalnie zaniżone, bo tak się robi przy raku tarczycy.
Wyobraźcie sobie jakie było moje zdziwienie kiedy po 5 minutach od książkowego nasiuisiania na test zobaczyłam 2 kreski - jako pierwsza dowiedziała sie moja mama, bo akurat u niej byłam w takim szoku, że tego nie da się opisać.
Prawie 2 lata staraliśmy się i nic, a kiedy miałam raka, bylam 1,5 miesiąca po operacji to zaszłam w ciąże. zycie jest takie nieprzewidywale...
Mąż jak mu powiedziałam: "yyyyy ale jak to możliwe"?
A jak jechalam 13.03.13 do gin potwierdzić te 2 kreski leciały nade mną 4 bociany i wiem , że to dobry znak, ale uwierzcie mi dziewczyny po tym co przeszłam cięzko mi uwierzyć, ze w końcu los sie odwrócił i będzie dobrze. Dlatego jeszcze raz wam dziękuje, bo Wasze posty dodają mi siły i wiary
Fajnie że tu trafiłam