reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

ja też poroniłam....

Trzeba się pogodzić widocznie tak miało być... cały czas myśleć i zwariować to nie pomoże a wręcz przeciwnie zadręczanie się nic nie pomoże może trochę ukoi ból ale lepsza jest rozmowa z najbliższymi a nie duszenie w sobie uczuć lepiej nawet wykrzyczeć swój ból... wiem po sobie mój aniołek jest tam gdzie pewnie jest mu dobrze widocznie nie dane było nam być razem....
 
reklama
Byłam w 8 tc i niestety po tygodniu pobytu w szpitalu gdzie zapewnianiali mnie że wszystko jest w porządku wróciłam do domu i dwa dni potem kiedy spałam poczułam okropny ból i ciepło jak wstałam było już po maleństwie jednak pojechałam z mężem na pogotowie a tam lekarka powiedziała że już poroniłam... potem znieczulenie łyżeczkowanie i pamiętam słowa pielęgniarki ,,wypłacz się to Ci pomoże..." potem tylko łóżko szpitalne i mąż przy nim trzymający mnie za rękę i płacz tyle pamiętam... nawet jak wychodziłam ze szpitala zabrałam ostatnie zdjęcie usg mojej ,,fasolki"... nawet nie wiem czy to była upragniona córcia czy synuś... wszyscy tak się cieszyliśmy kiedy wróciłam do domu i niby ,, wszystko było w porządku" a na wypisie ciąża zagrożona a lekarz nawet nie raczył nic wspomnieć... najbardziej boje się tego żeby nie pocieszać się alko bo nie chce zniszczyć życia mojej rodzinie przez to co się stało... czuje się troche winna bo może bym temu zapobiegła może gdybym czegoś nie zrobiła nie tak... sama nie wiem gdzie znaleźć odpowiedź... to wszystko jest takie trudne nie do zniesienia samemu na szczęście mam moich kochanych chłopaków którzy wspierają mnie jak mogą... ale coż...
 
Teraz wiem jak to jest. 20.03 tez straciłam moje wyczekane Maleństwo, po 3 latach starań. Poroniłam w 6/7tc samoistnie. Nie mogę się z tym pogodzić zwłaszcza że była to ta pierwsza ciąża, non stop tak gdzieś w środku czuje ten ból. Tak się cieszyliśmy że się w końcu udało, tak bardzo w chciałam być Mamą. Teraz jestem Mamą ale Aniołka Aleksandra
[*]. Współczuje wszystkim dziewczynom które tego doznały. minęło dopiero kilka dni pewnie temu jest mi tak przykro i ledwo powstrzymuje się od płaczu.
[*] Światełko za wszystkie wasze Aniołki.
 
Monika, ja również 13 marca straciłam ciążę. Drugą w jakiej byłam w życiu - i drugą bez happy endu. Pierwszą poroniłam w grudniu. Swoją pierwszą stratę opisałam w wątku https://www.babyboom.pl/forum/poronienia-f33/po-poronieniu-dla-podniesienia-na-duchu-62940/ Moniko i Kasiu, jak będziecie miały ochotę, przeczytajcie - pisałam to, gdy rana była świeżuteńka i pisałam dla podniesienia na duchu. Może Wam to trochę pomoże. Nie jesteście same, znajdziecie tutaj ogromne wsparcie. Najwięcej dzieje się w wątku "Ciąża po poronieniu" - to wątek dla wszystkich, i tych, co są już w ciąży, i tych, co się starają, i tych również, które starać się jeszcze nie mogą z różnych względów. Przekonacie się tam, że jeszcze Was w życiu coś pozytywnego czeka.

Życzę Wam dużo siły, bo wiem, jak bardzo boli. Łatwo mówić, ale nie można się teraz załamać i poddać. Trzeba walczyć dalej. Do skutku. I tej woli walki również Wam życzę.
 
Szczerze mówiąc bardzo bilo mnie to jak niektórzy do tego podchodzą ja najchętniej schowałabym się gdzieś w kącie i przepłakała swój ból a np moja mama pocieszyła mnie mówiąc ,, to był tylko zarodek takie nic..." sama tego nie doświadczyła a chciała mnie pouczać... oczywiście teraz to jest temat tabu ale chociaż z mężem mogę normalnie rozmawiać i chociaż ,, udawać" normalność której już nigdy nie będzie.... wszyscy uważają że jak nie mówią o moim aniołku to nic się nie dzieje ale kiedy widzę kobiety w ciąży koleżanki które opowiadają o swojej ciąży to mam ochotę płakać krzyczeć sama nie wiem co jeszcze żeby pokazać jak mnie to boli... dobrze że na tym forum chociaż mogę naprawdę się wygadać i napisać to co naprawdę czuje i myślę bo inaczej naprawdę deprecha murowana... ludzie tak wąsko myślą o naszych aniołkach że aż to naprawdę boli nawet nie ma z czym tego porównać... prawdziwe matki tylko mogą zrozumieć... prawdziwe mam na myśli te które bardzo chcą lub są mamami.... :(
 
Niestety obawiam się, że musisz się ubrać w skorupę w kwestii tego, co mówią inni. Mnie też wiele kwestii dotykało. Ludzie nie mają pojęcia, co powiedzieć i albo unikają tematu (ba, u mnie było tak, że nagle stałam się "trędowata", każdy bał się ze mną spotkać, bo przecież co mi może powiedzieć, a ja z kolei bardzo kontaktu z ludźmi chciałam), albo rzucali frazesami - ale starałam się nie mieć im tego za złe, zapewne obcowanie ze mną było dla nich również ogromnym wyzwaniem. To nie jest tak, że ci, co mówią coś, co Cię zaboli, źle Ci życzą. Chcą dobrze, tylko nie potrafią trafić.
 
dobrze trafiłaś z tym ,,trędowata" bo tak właśnie się czuje gdziekolwiek się nie pojawię... od czasu zabiegu prawie nigdzie gdzie wiedzą o mojej sytuacji się nie pokazuję bo po prostu widzę reakcję i aż nie mam chęci nigdzie się pokazywać nawet mój tata jak do mojego męża po coś przyjeżdża i mnie widzi to odwraca wzrok żeby na mnie nie patrzeć... już nie potrafię żyć jak dawniej śmiać się z bzdur po prostu żyć zamknęłam się w swoim szczelnym świecie do którego dopuszczam tylko męża i synka bo tylko oni mnie normalnie traktują przytulają i wiem że przy nich mogę byc ,,normalna"
 
Ja widząc reakcję otoczenia sama wyciągnęłam rękę. Proponowałam spotkania. A na spotkaniach od razu pokazywałam, że to nie jest temat tabu. I żeby się nie bali mówić, bo nie mogą powiedzieć nic strasznego, nawet jak coś powiedzą "nie tak" to ja i tak zrozumiem intencję. Bardzo to przełamało lody i szybciej wszystko wróciło do normy.
 
może masz rację ale niestety czuję że Ci którzy nie wiedzą jak to jest a tylko o tym słyszeli że to takie proste i łatwe nie zrozumieją albo nie chcą tego bo tak łatwiej a ja chce mówić o tym chcę poprostu normalna jedynie siostra o tym czytała i powiedziała mi że jej koleżanki ze szkoły też miały takie historie w rodzinie i z nią zawsze mogę normalnie pogadac bo jest normalna dla mnie... mąż pociesza mnie że jak się wszystko unormuje to będziemy się starać ale nie chce szukać pocieszenia w innym maleństwie i w jakiś sposób je przez to skrzywdzić tylko kochać je za to że jest a nie pocieszać się po stracie... nie chce nikogo na siłę uszczęśliwiać a przede wszystkim męża i synka....
 
reklama
Monika, nie oczekuj, ze ludzie zrozumieja. Nie ma takiej mozliwosci. Empatia i zrozumienie dzialaja tak ze wszystko, co slyszymy i widzimy,podswiadomie oceniamy w kontekscie swoich wlasnych dowiadczen zyciowych. Jak ktos nie poronil, nie ma do czego tego odniesc i taka osoba chocby bardzo chciala, nie umie sie postawic wTwoich butach. I czesto bedzie ja to frustrowac, ze nie umie sie wczuc. Kazdy ma w glowie, ze poronienie = bardzo trudne doswiadczenie, ale to nic nie mowi. Wiec kazdy probuje po omacku Cie pocieszyc, tak, jak jemu sie wydaje, ze powinno sie pocieszac osobe w takiej sytuacji. Wiekszosc sposobow bedzie jednak chybiona. Nie zlosc sie na nich o to, to nie ma sensu. Jezeli chcesz rozmawiac, powiedz im, ze chcesz. Powiedz tez wprost, jakie teksty rania. To naprawde ulatwia komunikacje.

Moja przyjaciolka nie odzywala sie do mnie przez pewien czas, potem jak pies kolo jeza chodzila wokol wyciagniecia mnie na kawe, tak, ze w zasadzie sama sie musialam domyslic i wyjsc z propozycja. Moznaby sie obrazic, ze nie wspiera, nie pomaga, unika, ale od razu mozna sie domyslic, ze sie po prostu boi, ze sie zachowa niewlasciwie. Jak rozmawialysmy, stwierdzila, ze obawiala sie wyjsc z propozycja. Dlaczego? Dlatego, ze ona sama nigdy nie stracila dziecka i nie ma bladego pojecia, jak taka osoba moze sie czuc, czy nie za wczesnie na wyjscie do ludzi, czy nie wole siedziec przez tydzien z glowa pod poduszka i plakac. I ze bala sie spotkania, bo bala sie, ze nie bedzie potrafic odpowiednio zareagowac, nie bedzie wiedziala, co zrobic, jak ja sie poplacze, nie bedzie wiedziala, czy cos, co powie, mnie przypadkiem nie zrani, a tego by nie chciala. Byla potwornie przejeta tym, ze nie ma mojego doswiadczenia do czego odniesc i choc probuje, nie moze poczuc. Monika, to jest trudne dla otoczenia. Wiem, ze teraz chcialabys, zeby caly swiat Ciebie wlasnie rozumial, ale sprobuj sie wczuc w ich polozenie.
 
Do góry