Hej dziewczyny!
Witam sie grzecznie po dłuższym milczeniu... Nie żebym tu nie zaglądała, regularnie czytam co u Was, tylko jakoś tak nie mam ostatnio weny do pisania. No ale stwierdziłam, że już najwyższa pora o sobie przypomnieć.
U mnie ciągle pod górkę jakoś... W ubiegłym tygodniu - w rocznicę ślubu zresztą - pojechałam w końcu do swojego starego ginekologa, żeby załatwić jakiś dokument potwierdzający leczenie do refundacji - z wizyty, którą miałam u niego 2 lata temu. No i owszem, dokument dostałam, ale potwierdzający tylko tyle, że byłam na wizycie i miałam zrobione usg. A ja idiotka nie przeczytałam w gabinecie co mi tam napisał tylko od razu grzecznie podziękowałam i wyszłam. No a z powrotem już nie dałam rady się dostać więc zostałam z niczym
W związku z czym dziś robię drugie podejście, ale strasznie się stresuję, że nic nie załatwię bo wychodzi na to, że on nic więcej niż opis badania nie ma w karcie. Co mnie dziwi bo on mi wtedy nawet duphaston przypisał więc chyba powinien mieć jakiś ślad po tym, nie? No i w ogóle czuję sie jakbym co najmniej jakieś lewe zaświadczenie miała załatwiać. Wiem, wiem - sierota ze mnie, ale ja już taka jestem dupa wołowa do załatwiania czegokolwiek...
No a jeszcze po tej nieudanej wizycie zadzwonił do mnie mąż, który w tym czasie był na zakupach, że zostawił w wc kluczyki od samochodu i ktoś je zwinął. Dodam tylko, ze zapasowych nie mieliśmy... Otworzenie samochodu i dorobienie kluczyków kosztowało nas 750 zł - pieniędzy, które ostatnio naprawdę ciężko nam odłożyć i które były przeznaczone na najbliższą wizytę w klinice. Powiem Wam, że najpierw ta nieudana wizyta u lekarza i potem te nieszczęsne klucze tak mnie jakoś złamały jakby cały nawarstwiający sie ostatnio stres ze mnie wylazł. W oczekiwaniu na dorobienie tych kluczy siedzieliśmy z M w kawiarni, a ja zanosiłam się płaczem. Ludzie się za mną oglądali, a ja naprawdę nie mogłam się uspokoić. Jeszcze następnego dnia chodziłam roztrzęsiona, na szczęście rodzinka wspomogła i nie musimy odwoływać wizyty w klinice więc w przyszłym tygodniu jadę na konsultację.
No i tyle.
Z dobrych emocji to tyle, że ostatnie dni całkowicie wciągnęłam się w rozgrywki siatkarskie - nerwy były ogromne, ale wczorajsza radość i wzruszenie z sukcesu bezcenne!
Ściskam Was wszystkie - te, co lubią - mocno, te, co nie lubią - tak po męsku, szybko i bez miziania ;-)
Pole, moje najserdeczniejsze myśli dla Ciebie...
Kasik, mam nadzieję, że te nieszczęsne plamienia w końcu ustąpią, żebyś mogła wreszcie spokojnie cieszyć się ciążą.
Luize, wielkie kciuki teraz za Ciebie!
Miłego dnia dla całej załogi!