Pisałam już to na forum zakwalifikowanych i kto po in vitro ale napiszę też tutaj,
Muszę się Wam wyżalić bo mnie zaraz szlag trafi
Dzwoniłam dzisiaj do labo 5-krotnie bo nie było moich wyników, jak już były to tylko estradiol i beta a progesteronu nadal nie było. Ciągle mnie durne baby zwodziły, żeby zadzwonić za godzinę, później za pół itd. Labo jest czynne do 17-tej więc bałam się, że nikt nie odbierze telefonu. Ostatni raz bardzo długo czekałam na połączenie, w końcu odebrała szanowna pani i myślała, że ja się już rozłączyłam, słyszałam całą ich rozmowę, śmiechy, nabijanie się, obgadywanie itp. Nasłuchałam się, że to dzwoniła ta gwiazda po in vitro, że jest rozdmuchana hormonalnie, rozchwiana emocjonalnie, że ma dziwnie wysokie wyniki, że ma telekonferencję z lekarzem za którą ma zapłacone itp. Wszystko to tonem strasznie pogardliwym i ironicznym. Krzyczałam do słuchawki, że je słysze ale tam było tak głośno, że mnie nie słyszały. W końcu doszły do wniosku, że do mnie oddzwonią więc się rozłączyłam. Niestety po 3 minutach nie doczekałam się a telefon labo był cały czas zajęty bo przecież nie odłożyły słuchawki. Całe szczęście znalazłam drugi numer do tego labo i w końcu odebrały, najpierw spytałam o wynik progesteronu a później dopiero ją poinformowałam, że słyszałam całą rozmowę i nie zamierzam pozostawić tego bez echa i mogą spodziewać się oficjalnej skargi. Normalnie musiałam to z siebie wyrzucić bo jeszcze się trzęsę
Może wymyślicie dziewczyny co z tym fantem zrobić?
Smerfeta mi już podpowiedziała napisanie skargi do Stowarzyszenia Bocian. Gdzie jeszcze można by było się udać z tym fantem?
Najgorsze, że to jedyne labo w pobliżu mojej miejscowości (30 km), u mnie czeka się dobę na wyniki a i tak wożą od nas do nich. Jedyne co mogę zrobić to jechać do szpitala (też 30 km) i tam czekać na wynik bo nie mają możliwości odczytu przez neta.
Teraz druga sprawa, dzwoniła pani doktor z Invicty i dała mi 5% szans, że jednak coś się zadzieje do soboty. Wiadomo, że 5% to bardzo mało ale uczepię się tej myśli bo zwariuję
Mówiła, że skoro miałam 1AA i 1BB to bardzo wczesne stadium blastocysty i jest szansa, że później się zaimplantowały i żebym nie traciła nadziei. Zmniejszyła mi dawki lutki na 900 dziennie (3 x 2 "100" dowcipnie i 3 x 2 "50" podjęzykowe) bo miałam bardzo wysoki progesteron 1910 nmol/l czyli 600,63 ng/ml. Estradiol 2862 a beta tak jak pisałam wcześniej 0,263