reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

In vitro 2024 - refundacja

aż się wkurzam, jak słyszę o tej drodze na skróty. Zajebista droga na skróty, 3 zastrzyki dziennie, złe samopoczucie, ciagle tylko ściągasz gacie i rozkraczasz się przed obcymi ludźmi, wykręcasz się jak się zwolnić z roboty na wizyty, narkoza. Nie no, świetne skróty, a na ich końcu czeka Cię bardzo możliwie 💩💩. Ciekawe czy ktoś chciałby świadomie takie skróty wybrać zamiast seksu w dni płodne :oops:
Dokładnie.
Dla mnie to męka. Prawie 7lat starań wykańczających psychicznie. Do kliniki 1,5h drogi w jedną stronę - rozłożyć nogi "proszę przyjechać jeszcze za dwa dni" i kolejne 1,5h w aucie. Po takiej wycieczce zawsze padam na pysk
 
reklama
Dokładnie.
Dla mnie to męka. Prawie 7lat starań wykańczających psychicznie. Do kliniki 1,5h drogi w jedną stronę - rozłożyć nogi "proszę przyjechać jeszcze za dwa dni" i kolejne 1,5h w aucie. Po takiej wycieczce zawsze padam na pysk
dokładnie. I mówisz w pracy, że "problemy zdrowotne". Ehhh. Mam nadzieję, że przed transferem jakoś uda mi się to ogarnąć też, bo kolejne nieobecności i kombinowanie...
 
Większość ludzi po prostu nie ma pojęcia co mówi, ale przed osądem warto by było zagłębić się w temat, by nie ranić innych ludzi.

Ogólnie dla mnie in vitro zawsze to była ostateczność, której kiedyś nie brałam pod uwagę, naprawdę długo walczyliśmy, by się udało naturalnie. My również mamy 1.5 h do kliniki, więc u mnie nie ma opcji by zerwać się z pracy, muszę brać albo urlop albo zwolnienie. W najbliższym otoczeniu ludzie w pracy wiedzą, dzięki czemu nie mam problemu z wolnym na badania, natomiast generuje to też presję, bo wszyscy kibicują, a jak się nie udało to też ciężko tym ludziom spojrzeć w oczy.

Biorąc to wszystko pod uwagę, 100 razy bardziej wolałabym iść "drogą na skroty", którą wg moich doswiadczen zdecydowanie jest seks w dni płodne, a nie in vitro. In vitro to dla mnie poświęcenie się, swojego ciała i zdrowia psychicznego, które mam nadzieje, ze w koncu zaprocentuje.
 
Większość ludzi po prostu nie ma pojęcia co mówi, ale przed osądem warto by było zagłębić się w temat, by nie ranić innych ludzi.

Ogólnie dla mnie in vitro zawsze to była ostateczność, której kiedyś nie brałam pod uwagę, naprawdę długo walczyliśmy, by się udało naturalnie. My również mamy 1.5 h do kliniki, więc u mnie nie ma opcji by zerwać się z pracy, muszę brać albo urlop albo zwolnienie. W najbliższym otoczeniu ludzie w pracy wiedzą, dzięki czemu nie mam problemu z wolnym na badania, natomiast generuje to też presję, bo wszyscy kibicują, a jak się nie udało to też ciężko tym ludziom spojrzeć w oczy.

Biorąc to wszystko pod uwagę, 100 razy bardziej wolałabym iść "drogą na skroty", którą wg moich doswiadczen zdecydowanie jest seks w dni płodne, a nie in vitro. In vitro to dla mnie poświęcenie się, swojego ciała i zdrowia psychicznego, które mam nadzieje, ze w koncu zaprocentuje.
mam to samo - mieszkam na wsi, prace mam niedaleko, kilinika w Warszawie, 1,5h drogi rano - nie zerwę się z pracy, bo jak wrócę to będzie 12. Więc też urlop albo zwolnienie.
I też nie brałam IVF pod uwagę. Że mi to się ma zdarzyć? Przecież w końcu się uda. No.. nie.
 
mam to samo - mieszkam na wsi, prace mam niedaleko, kilinika w Warszawie, 1,5h drogi rano - nie zerwę się z pracy, bo jak wrócę to będzie 12. Więc też urlop albo zwolnienie.
I też nie brałam IVF pod uwagę. Że mi to się ma zdarzyć? Przecież w końcu się uda. No.. nie.
No i nie dość, że się nie udało naturalnie, to ten pewniak in vitro też się nie udaje. Zastanawiam się ile jeszcze to wszystko będzie trwało...I ile czasu psychika będzie ten wieczny stres tolerować.
 
No i nie dość, że się nie udało naturalnie, to ten pewniak in vitro też się nie udaje. Zastanawiam się ile jeszcze to wszystko będzie trwało...I ile czasu psychika będzie ten wieczny stres tolerować.
Ja to za każdym razem myślę, że to już koniec a potem granica się przesuwa, próbuje znów i znów rzeczy, które kiedyś nie mieściły mi się w głowie. I to jest okropne no też czuję że wszystkie lata starań są trochę pod ich dyktando, a życie dzieje się obok...
 
OMG dziewczyny każda z nas ma takie same odczucia... Pamiętam jak podchodziłam do iv w 2020r, idąc na 1 transfer posprzątałam nawet biurko bo uważałam że już przez kolejne 2 lata tam nie wrócę 🤣 To jest właśnie to o czym myślą laicy słysząc IV....
Wynik tego pierwszego transferu był dla nie druzgocący, jak kubeł zimnej wody.. wtedy zdałam sobie sprawę z tego że to jest bardzo ciężka droga....
 
Ja to za każdym razem myślę, że to już koniec a potem granica się przesuwa, próbuje znów i znów rzeczy, które kiedyś nie mieściły mi się w głowie. I to jest okropne no też czuję że wszystkie lata starań są trochę pod ich dyktando, a życie dzieje się obok...
Przepraszam, że się wtrącę, mam te same pytania w głowie, kiedyś nie myślałam że będę przechodzić 2, 3, 4tą procedurę, pierwszy drugi...piąty transfer i nie doczekam implantacji, ale tak jest. Granice przesuwamy, póki są zarodki, póki amh, póki można w refundacji choć i z nią tysiące uciekają jak głupie.
Do nowej kliniki od września jeżdżę pociągiem ponad 300 km...lab wypada lepiej, ale skutek "transferowy" bez zmian...
Jak ma być tak będzie, ale cholernie trudno poddać się i chyba równie trudno walczyć i być cały czas w grze...
Powodzenia Wszystkim, mam wrażenie że uczucia i emocje, które mamy w sobie rozumiemy tylko my, te które weszły na drogę ivf.
Najgorsze, że nie ma uniwersalnych rad dla wszystkich, podejście z dystansem, nieanalizowanie, "nie życie tylko tym", za każdym razem próbuję tych z różnym skutkiem. I nie ma złotej rady, może udać się zaraz, a może nigdy.
Siła to kobieta, naprawdę💪✊
 
ej mam durne pytanie. Wiem, że wiele z Was do transferu ma jakieś leki, heparynę czy inny accofil.
Na jakiej podstawie to się dostaje? Bo myślę, że mogę zrobić jakieś badania czy takie leki też mogłabym mieć jeśli by zwiększyły szasne na powodzenie transferu
O heparynie i accofilu już Ci dziewczyny pisały.
Ja do udanego transferu dostałam atosieban. Dostałam go bez badań, tak profilaktycznie, na ewentualną nadmierną kurczliwość macicy.
 
reklama
Hej 🤗

Nadrobiłam Was.

Tak czytałam o Waszych obawach i wiele się zgadza z moimi. My co prawda mamy klinikę u siebie w mieście ale trochę się martwię jak pogodzę te wszystkie wizyty z pracą. Będę musiała nieźle kombinować 😅
 
Do góry