Witam Was wszystkich.Jest to moja pierwsza wiadomosc do Was dlatego pozdrawiam Was milo i serdecznie.Juz kilka razy czytałam Wasze historie i za kazdym razem czytając płakałam i widziałam w nich swoje odbicie...Nie jest lekko bowiem pisac i głosno mowic o swoich jakze ciezkich przezyciach,zmaganiach i o kolejnej nadzieji,ktora w ostatecznosci staje sie złudna i niepotrzebna...Podziwiam Was za to bardzo i uwazam ze jest to bardzo potrzebne-nawet dla samych siebie.
Nigdy nie znałam uczucia jakim jest strata oraz śmierc dziecka.Kocham dzieci całym sercem,nie obawaiam sie uzyc słowa ze nad zycie.Zawsze cieszył mnie widok rozesmianych,bawiacych sie dzieci.I mowiłam-,,ja tez kiedys dam mojej kruszynce tyle szczescia i milosci ile jestem w stanie dac,,.Jestem z mezczyzna ktorego kocham bardzo mocno.Wspolnie zyjemy w Anglii i jestesmy bardzo kochajacą sie parą.Najwiekszym naszym marzeniem jest miec upragnionego dzidziusia ktory miałby szczescie,radosc,opeke i caly ogrom miłosci jaka oboje mamy w sobie.
Nasze szczescie zaistniało w naszym zyciu pol roku temu.Bylismy najszczesliwszymi osobami na Ziemii.Wiadomosc ze bedziemy miec malenka istotke dawala nam nieopisana radosc.Tak wielka ze postanowilismy pojechac do Polski i podzelic sie naszym szczesciem z naszymi rodzicami w dniu Bozego Narodzenia.Niestety szczescie to nie trwało długo.Dzień przed Bozym Narodzeniem z wielkimi bólami brzucha i plamieniami trafiłam do szpitala w Gdańsku.Tego lekarza i jego wyrazu twarzy nie zapomne nigdy!!! Z lekkoscia ducha oznajmił mi ze jestem w trakcie poronienia.Widziałam tylko jak ten lekarz zamyka nasze małe dzieciątko w przezroczysty pojemnik i kładzie go na swoje biurko.A ja w tym momencie pomyslałam:Boze!To przeciez nasz ukochany skarb!Jeszcze nakrzyczeli na mnie ze nie wzięłam ze sobą pizamki i oznajmili ze musze miec wyłyżeczkowanie pod znieczuleniem ogólnym.Nigdy nie zapomne tej białej sali pełnej smutku i tysiąca łez...i te maluszki przychodzące na ten jakże niebezpieczny świat.Była to nasza nagorsza i najsmutniejsza Gwiazdka w całym zyciu.Nie potrafilismy poradzić sobie z tak wielkim smutkiem,z tak wielką dla nas tragedią...Do dzisiejszego dnia pamietamy o naszej kruszynce która była dla nas spełnieniem wszystkiego.
Dziś jestem w 9 tyg ciązy.Po raz kolejny zostało dane nam dzeciątko które pokochalismy tak bardzo i tak bardzo po raz kolejny pragniemy go mocno i z całych sił.Niestety do przedwczoraj bylismy pewni ze tym razem wszystko juz bedzie dobrze ale zaczeły sie bóle-czasem silne i bardzo niepokojące.Zdecydowalismy sie ze polece do Polski by tam być pod stałą opieką i by tam zbadali mnie i powiedzieli czy wszystko jest w porządku.Jutro juz bede wiedziec jak ma sie ta sprawa i czy z nasza kruszynką wszystko jest dobrze.Pozostało mi wiec teraz tylko modlic sie i wierzyć ze za ok.6-7 miesiecy nasze malenstwo poczuje ciepło i bliskosc kochających go rodziców...