reklama
biola
szczęsliwa mama
czesc dziewczyny chcialam sie z wami podzielic moja historia dwa lata temu kwietniu tez mialam zabieg lyzeczkowania w 10tc,ale co jest najsmieszniesze ze 3 dni wczesniej bylam u lekarza i babka powiedziala mi ze ciaza sie rozwija rosnie i jest wogule ok.trzy dni potem zaczelam krwawic i w szpitalu drazu stwierdzili ze cos jest nie tak bo ciaza mala.mialam kilkanascie usg ale niestety cudy nie bylo i musieli usunac.po badaniu histopatologicznym napisane bylopuste jajo plodowe .b rozpaczalismy razem z mezem bo to byla dla nas pierwsza ciaza i nikt by sie nawet nie spodziewal ze cos takiego sie stanie.w szpitalu nie moglam patrzec na dziewczyny w ciazy a akurat lezalam z ciezarnymi ale b mi pomagaly i wspieraly.byla tam taka ania i powiedzial mi ze jej mama miala trzy poronienia a pozniej pojawila sie ona i bodajze jej brat .tak wiec troche sie pozbieralam i myslalam kiedy mozemy sprobowac.i wyliczylam sobie ze pazdziernik bedzie najlepiej bo jak bym ur to bedzie lipiec to zdarze sie w czerwcu obronic.no i czekalismy tak do pazdziernika.myslalam ze nic z tego nie wyjdzie bo maz mial wyjechac za granice koniec pazdziernika,bo slyszalam ze za pierwszym razem to zadko sie zdarza,ale nam sie udalo maz wyjechal nawet nie wiedzial ze jestem w ciazy dwa tyg po jego wyjezdzaie sie dowiedzialam i szok.i wszystko co zaplanowalam w szpitalu tak sie stalo.obronilam sie 27 czerwca a kacperek ur sie 1.07,tak wiec dziewczynki glowa do gory ja b w to wierzylam ze bedzie ok i tak bylo.zycze wam zeby kazdej z was tak sie udalo jak mi.pozdrawiam
a oto moj slodziutki syneczek
a oto moj slodziutki syneczek
Kurcze..aż się poplakałam.....
ja od 12 do 13 tyg. ciąży leżałam w szpitalu na podtrzymaniu..nigdy nie przezyłam takiego smutki i niemocy jak zobaczyłam w toalecie ze jest cos nie tak.....ale na szczęście Michalinka była silna i dzielna i jest teraz z nami:-)
ja od 12 do 13 tyg. ciąży leżałam w szpitalu na podtrzymaniu..nigdy nie przezyłam takiego smutki i niemocy jak zobaczyłam w toalecie ze jest cos nie tak.....ale na szczęście Michalinka była silna i dzielna i jest teraz z nami:-)
Witam wszystkie Mamy, które przeżyły stratę swoich Aniołków.
Ja również powiększam ich grono - nie po raz pierwszy. I chociaż jestem szczęśliwa mamą 3,5 letniej córeczki, to zarazem jestem nieszcześliwą mamą 2 Aniołków. Przeżywam to już drugi raz w ciągu roku, chociaż za drugim razem wszystko dobrze się zaczęło.
Minął dopiero tydzień od zabiegu, więc nie mam jeszcze siły pisać o tym, ale łzy ciągle się leją. Jeszcze rok temu o takich rzeczach czytałam tylko w gazetach, ale jakże teoria jest bliska okrutnej rzeczywistości zdażyłam się już przekonać. Nie jestem chyba bardzo odważna i wszystko duszę w sobie - swiat jest okrutny i każdy ma swoje problemy, więc trudno obarczać kogoś jeszcze swoimi.
Zauważyłam że każdą ze strat przeżywam inaczej, nie jest mi łatwo, ale po pierwszej stracie miałam nadzieję, smutek, rozgoryczenie i szukanie pomocy w modlitwie. Teraz jest zupełnie inaczej jestem zła chciałabym uciec gdzieś daleko i czuję okrutny żal - dlaczego muszę przechodzić To po raz drugi!!!!!!!
Szukam odpowiedzi i nie znalazłam jej - ledwo skończyłam płakać po nocach i znowu zaczynam!!!!! DLACZEGO, ZA CO!!!!
Wiem co przeżywacie, Nam nie są potrzebne słowa otuchy - bo ich zwyczajnie NIE MA!!!! My potrzebujemy się tylko wygadać, tylko że czasami nie ma komu i płaczemy same po kątach.
U mnie to temat rzeka - czas płynie tak szybko, a mnie się wydaje że się zatrzymał. Ludzie przechadzają gdzies obok, jakby w innym świecie. Codziennie zadaję sobie pytanie - ile dzieci się dzisiaj poczęło, ile narodziło i ile umarło!!!! Wiem że sa to liczby niemałe ale ja czuję się jabym była sama!!!!
Wprowadziłam tu trochę haosu - ale własciwie w moim życiu też został wprowadzony haos w momencie podjęcia decyzji o drugim dziecku.
Moje GETTO trwa juz 1,5 roku, co jeszcze spotka mnie w tym życiu??
Ludzie mówią, że trzeba brać od życia to co Im los przynosi - tylko ze mi zabiera!!!!
Jak się pozbieram, to opowiem Wam cała historię.
Ja również powiększam ich grono - nie po raz pierwszy. I chociaż jestem szczęśliwa mamą 3,5 letniej córeczki, to zarazem jestem nieszcześliwą mamą 2 Aniołków. Przeżywam to już drugi raz w ciągu roku, chociaż za drugim razem wszystko dobrze się zaczęło.
Minął dopiero tydzień od zabiegu, więc nie mam jeszcze siły pisać o tym, ale łzy ciągle się leją. Jeszcze rok temu o takich rzeczach czytałam tylko w gazetach, ale jakże teoria jest bliska okrutnej rzeczywistości zdażyłam się już przekonać. Nie jestem chyba bardzo odważna i wszystko duszę w sobie - swiat jest okrutny i każdy ma swoje problemy, więc trudno obarczać kogoś jeszcze swoimi.
Zauważyłam że każdą ze strat przeżywam inaczej, nie jest mi łatwo, ale po pierwszej stracie miałam nadzieję, smutek, rozgoryczenie i szukanie pomocy w modlitwie. Teraz jest zupełnie inaczej jestem zła chciałabym uciec gdzieś daleko i czuję okrutny żal - dlaczego muszę przechodzić To po raz drugi!!!!!!!
Szukam odpowiedzi i nie znalazłam jej - ledwo skończyłam płakać po nocach i znowu zaczynam!!!!! DLACZEGO, ZA CO!!!!
Wiem co przeżywacie, Nam nie są potrzebne słowa otuchy - bo ich zwyczajnie NIE MA!!!! My potrzebujemy się tylko wygadać, tylko że czasami nie ma komu i płaczemy same po kątach.
U mnie to temat rzeka - czas płynie tak szybko, a mnie się wydaje że się zatrzymał. Ludzie przechadzają gdzies obok, jakby w innym świecie. Codziennie zadaję sobie pytanie - ile dzieci się dzisiaj poczęło, ile narodziło i ile umarło!!!! Wiem że sa to liczby niemałe ale ja czuję się jabym była sama!!!!
Wprowadziłam tu trochę haosu - ale własciwie w moim życiu też został wprowadzony haos w momencie podjęcia decyzji o drugim dziecku.
Moje GETTO trwa juz 1,5 roku, co jeszcze spotka mnie w tym życiu??
Ludzie mówią, że trzeba brać od życia to co Im los przynosi - tylko ze mi zabiera!!!!
Jak się pozbieram, to opowiem Wam cała historię.
iwona.c28
Mama Natali i Kuby
- Dołączył(a)
- 1 Marzec 2007
- Postów
- 5 618
Cry - wyżal się . Może to ci pomoże. Masz prawo być zła, zadawać pytanie "dlaczego ja? dlaczego właśnie mnie to spotkało?". Wiem jak to boli, bo sama też straciłam jedno dziecko i o mało nie straciłam drugiego. Nie będę cię pocieszała, tłumaczyła, bo to nie ma sensu. Sama musisz przez to przejść i uwierz w końcu ten ból będzie mniejszy. Napewno nigdy nie zapomni się o tym nienarodzonym dziecku, ale gniew w końcu minie. Wierzę, że jeszcze podzielisz się z nami dobrą nowina. Trzymam za ciebie kciuki.
jm80
Zaangażowana w BB
- Dołączył(a)
- 19 Lipiec 2007
- Postów
- 115
Popłakałam się...a,że jestem w pracy musiałam szybko biec do łazienki,żeby nikt nie zauważył...mój Aniołek miałby teraz 3 lata i 8 miesięcy... Po tym wszystkim całe życie mi się poplątało...
Teraz wierzę,że mi się wszystko uda...że nam się uda...
To nie są jeszcze potwierdzone informacje,ale mój M już cieszy się po swojemu...a ja się modle,żeby się historia nie powtórzyła...(nawet teraz beczę jak to piszę)...
Dziewczyny jestem z Wami całym sercem...
I wiem,że nasze Aniołki mają śliczne skrzydełka...
Teraz wierzę,że mi się wszystko uda...że nam się uda...
To nie są jeszcze potwierdzone informacje,ale mój M już cieszy się po swojemu...a ja się modle,żeby się historia nie powtórzyła...(nawet teraz beczę jak to piszę)...
Dziewczyny jestem z Wami całym sercem...
I wiem,że nasze Aniołki mają śliczne skrzydełka...
justyna z wrześni
Wdrożona(y)
Ja też podzielę się z wami mają historią. 2 lata temu we wrześni dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Była to najcudowniejsza wiadomość jaką mogłam kiedykolwiek dostać. Ja i mój narzeczony szaleliśmy z radości. Cieszyliśmy się, że będziemy sobie ślubować miłość nie tylko przed Bogiem, ale również przed naszą kruszynką. Jednak Bóg postanowił inaczej. W 12 tc dowiedziałam się, że moja kruszynka nie żyje, przestało bić jej serduszko.Byłam bezradna, kompletnie załamana, nie miałam ochoty żyć, a tu zbliżał się nasz ślub. Ta tragedia stała się tydzień przed ślubem. Całymi dniami płakałam, nic do mnie nie docierało, ja po prostu nie chciałam juz żyć. Nie rozumiałam dlaczego Bóg zabrał mi moje maleństwo, przecież tak bardzo pragnęłam tej kruszynki, ona była dla mnie wszystkim. Narzeczony wymyslał mi zajęcia, żebym tylko nie myślała o tym, co nam się przytrafiło, ale nic nie pomagało, a każdy sms od znajomych, czy przyjaciól powodował falę histerycznego płaczu. W końcu jednak się opamiętałam, ponieważ wiedziałam, że za kilka dni wychodzę za mąż za mężczyznę, którego kocham nad życie i muszę wyglądać w tym dniu ślicznie, chociaż w środku byłam kompletnie rozwalona. Przetrwałam ten dzień z uśmiechem na twarzy, jednak Ci co mnie b.dobrze znali, powiedzieli mi, że w moich oczach było widać ból. Po ślubie załamanie wróciło, każda kobieta w ciąży przyprawiała mnie o ból, każda następna miesiączka o płacz, a kiedy dowiedziałam się, że moja sistra jest z trzecim dzieckiem w ciąży, wylądowałam u psychologa.
I chociaż moja historia kończy się bardzo dobrze, ponieważ dziś mam 4 miesięcznego, ślicznego synka, jest naszym oczkiem w głowie, największą miłością i szczęściem jakie mogło nas spotkać, to nigdy nie zapomnę mojego pierwszego aniołka, który poszedł do nieba.
A o to moja pociecha:
I chociaż moja historia kończy się bardzo dobrze, ponieważ dziś mam 4 miesięcznego, ślicznego synka, jest naszym oczkiem w głowie, największą miłością i szczęściem jakie mogło nas spotkać, to nigdy nie zapomnę mojego pierwszego aniołka, który poszedł do nieba.
A o to moja pociecha:
reklama
Hanus78
Zawierzyłam Św Dominikowi
Witam!
Każda z nas przeżywa stratę na swój własny sposób. Dopiero kiedy sama straciłam dziecko wiem widzę ile jest takich kobiet jak ja. Mnie Mąż nie pozwolił płakać. Wiem, że Jemu też było ciężko, ale nie pokazywał mi tego żeby mnie nie zasmucać. Jest moim Słońcem, które non stop świeci na moim prywatnym niebie.
Czytając Wasze opowieści widzę za każdym razem pozytywne zakończenia. Dlatego sama wierzę, że i nam się uda.
Pozdrawiam Was dzielne Kobiety!!
Każda z nas przeżywa stratę na swój własny sposób. Dopiero kiedy sama straciłam dziecko wiem widzę ile jest takich kobiet jak ja. Mnie Mąż nie pozwolił płakać. Wiem, że Jemu też było ciężko, ale nie pokazywał mi tego żeby mnie nie zasmucać. Jest moim Słońcem, które non stop świeci na moim prywatnym niebie.
Czytając Wasze opowieści widzę za każdym razem pozytywne zakończenia. Dlatego sama wierzę, że i nam się uda.
Pozdrawiam Was dzielne Kobiety!!
Podziel się: