Donia urlopik bardzo udany. Najpierw byliśmy u mojego wujka (brata taty) przez 2 dni. Nie widziałam się z całą tą rodziną od jakichś 11 lat, bo niestety tata pokłócił się z bratem. :-[ Na szczęście nie wpłynęło to w ogóle na nasze stosunki tzn. moje i wujka+jego rodzinki. Było fantastycznie i przemiło.
Potem pojechaliśmy w Bieszczady do cioci Tomka. Też było fajnie. Kuzynki Tomka zajmowały się Ingusią non stop więc mogłam sobie wypocząć. Wszyscy byli bardzo mili i gościnni, ale... niestety babcia wylądowała w szpitalu bo bidulka chciała nam obiad zrobić a ona jest po operacji mózgu i mieszka sama i nie powinna tego robić (przywożą jej obiad) ale się uparła i zemdlała... sąsiadka ją znalazła... :-[ :-[ :-[ Teraz już jest ok, wyszła ze szpitala i czuje się dobrze. Potem jeszcze jedna nieprzyjemna rzecz. Wujek wyjeżdżając z garażu zahaczył o nasz samochód i wgniótł nam przednie drzwi i przyznał się do tego dopiero po czasie (wiedzieliśmy od razu, że to on zrobił i czekaliśmy aż sie przyzna) i nawet nie zaproponował, że nam odda kasę za naprawę. My byśmy oczywiście tej kasy nie wzięli, ale chodzi o sam fakt. No nic, wujek ma u nas krechę. :-[
Za to z przyjemnych rzeczy w Bieszczadach to było na pewno spotkanie z babcią Tomka, spotkanie z Gabi i jej rodzinką, wyjazd do Łańcuta, do Sanoka i jazda konna (w końcu odważyłam się wsiąść na konia po 4 latach przerwy).
Potem pojechaliśmy na 3 dni do Ziemzi. Było baaardzo fajnie, spotkaliśmy się z Kluchą, ale z Agą nie udało nam się zgrać. No trudno, następnym razem. Misia ślicznie bawiła się z Ingusią i pokazała jej jak się raczkuje i wstaje. Tzn. Ingusia jeszcze nie umie, ale ważne, że próbuje.
No i byłyśmy na baseniku razem. Też było fajnie. Inga tak się rozryczała po wyjściu z wody, że aż pan ratownik przyszedł, żeby zapytać co się stało. A ona po prostu chciała z powrotem. :laugh:
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o moja koleżankę i potem o brata Tomka i wróciliśmy do domu.
Koniec.