Ja przez hormony swirowalam doslowanie swirowalam cala ciaze, ze poronie, ze serduszko przestalo bic, dotykalam co chwile piersi czy dalej bola, latalam non stop na usg, jak zaczelam czuc ruchy to kladlam sie specjalnie zeby sprawdzic czy mala sie ruszy, czy zyje. Plakalam calymi dniami i nocami. Wszystkie mozliwe choroby swiata mialam przed oczami. To byl koszmar. Pod tym wzgledem najobrzydliwsze 9 miesiecy w zyciu... nie wiem jak to mozliwe, ze jak ona sie urodzila to wszystko mi przeszlo. Jestem spokojna. Oczywiscie, ze sie o nia martwie, ale w zupelnie inny sposob. Nie podchodze i nie sprawdzam ciagle czy oddycha ( w dzien przewaznie nie wlaczam monitora), jak sie zakrztusi jedzeniem to podnosze, poklepuje, nie wpadam w panike. Nie siedze w internecie i nie czytam o najczarniejszych scenariuszach, wieczorami nie wyszukuje jej chorob na sile. Serio po tym co ja odstawialam w ciazy myslalam, ze teraz bedzie to samo, a ja mam totalny luz...