Kochane, w piątek 4 grudnia urodziłam synka Ignasia, okazał się niezłym klockiem 58cm i 3890g . Poród po indukcji, zaskoczyło mnie tempo, bo nastawiłam się na walkę do wieczora a po podaniu oksytocyny o 8, o 10.55 mały był już z nami. Trafiłam na cudowne położne, bez ich wsparcia byłoby ciężko. W kulminacyjnym momencie były ze mną 3 położne i pani doktor. Parte nie były spacerkiem delikatnie mówiąc, ale efekt najważniejszy, jest kochany. Synek na tyle absorbujący od początku, że nie miałam głowy do zaglądania do telefonu, ledwo odbierałam od męża i mamy
Młody z uporem rozkręcał laktację, czyli co chwila wisiał na piersi, udało się - dzisiaj ja mam nawał a on zmęczony śpi i teraz to ja najchętniej bym go co chwilę budziła
Niestety nadal jesteśmy w szpitalu, mały późno oddał smółkę i dopiero po czopku, jesteśmy na obserwacji i czekamy aż samoistnie zatrybi. Miał już sporo badań i nic na razie nie wychodzi. Lubi nas młody stresować, na ciąży z przejściami się nie skończyło, ale mam nadzieję że to już ostatnie takie przeżycia.
Trzymam za Was wszystkie kciuki, gratulacje dla rozpakowanych