Ja się zmusiłam żeby pójść do pracy chociaż ostatnio co chwilę jakieś przeziębienie mnie łapie, wczoraj byłam i jakoś dałam radę.... Więc się zwloklam dzisiaj I poszłam.
Stan podgoraczkowy, nos zatkany, zero apetytu i mdlosci. O 11.30 stwierdziłam że nie dam rady, wróciłam do domu....
No i teściowa która z nami mieszka, jak mnie zobaczyła to od razu z pretensjami "że znowu do pracy nie poszłam, że pieniądze potrzebne, że wygląda na to że mi się już nie chce pracować bo co chwilę w domu zostaje" itd itp.
Zabolało tak że się popłakałam, zwłaszcza że mąż był przy tym I słowem się nie odezwał....
W salonie zapytał czemu płaczę, bo on nie widzi powodu do płaczu.
No i wyszła awantura.
2 godziny płaczu, mdlosci....
Oczywiscie usłyszałam że skoro tak mogę się kłócić i ryczeć to nie mogę się aż tak źle czuć....
I że prace mam tak lekka że co to za różnica czy jestem w domu czy w pracy....
Tak się zaplakalam, że rozmawiać nie mogłam, tylko się bujalam jak z chorobą sierota i wylam w poduszkę że już mam dość...
Maz najpierw na mnie naskoczyl, że skoro ja uważam że jego mama niesłusznie na mnie naskoczyla to tak samo on się czuję bo on tylko zapytał a ja zrobiłam awanturę. I że też może powinien się poryczec.
A jak już zobaczył że na prawdę nie jestem w stanie się uspokoić to zapytał czy ma zostać w domu. powiedziałam że po co skoro to tylko płacz bezsensowny, że niech idzie bo przecież pieniędzy trzeba.
Został.
Teraz poszedł po syna do szkoły a ja mam już serio dość.
Humorow, obniżonej odporności, osłabienia....
Chciałabym móc normalnie pracować, ale mam na moim piętrze 100-200 osób, kaszla, kichaja, z angina potrafią przyjść do pracy, w dodatku klimatyzacja taka że ludzie koce na kolana nakładają. Każdy wiatraki włącza bo niby chłodno a duszno....
I tak co chwilę coś....
Już I z lekarzami gadałam I z położna.... Ponoć tak już jest. System odpornościowy się obniża w ciazy. Bo jakby pracował na pełnych obrotach to by atakował płód.
I w moim wypadku owocuje to stanem podgoraczkowym i złym samopoczuciem....
A że jestem po trzech stratach to teraz byle katar mnie martwi.... Ale ani mąż ani teściowa tego nie rozumieją...
Bo ona trójkę wychowała, ma 50 lat i pracuje chociaż ma więcej chorób niz ja, a ja młoda zdrowa i z byle powodu z pracy wychodzę.... Przecież ciaza to nie choroba....
. Szkoda słów.... Już mam dość....