Hej, widze, ze nie tylko u mnie kłótnia... Nie lubie rozmawiac na takie tematy, ale po musze sie wygadac. Wczoraj bulismy na urodzinach kuzynki, moj M. wypil o jednego drinka za duzo i chocisz nie był mocno pijany, to byl wstawiony. Nie przeszkadza mi to, bo na codzien nie pije, wiec jak czasami na impreziesie upije, no to trudno, bywa. No ale, wrocilismy do domu, młoda poszla spać, ja ogladalam film a M. zasnal na kanapie. Okolo polnocy go obudzilam, zebysmy juz poszli do sypialni. On poszedl sie napic do kuchni i nagle slysze JEB- stłukł niechcący cala butelke z oliwą... 12 w nocy a kuchnia plywa w oliwie. No ale wypadek, nie chcial. Mowie mu-idz spac, ja to posprzatam. A on na mnie z pyskiem, tak chocby to byla moja wina, ze stlukl ta pieprzona butelke, drze sie na mnie ze fugi zalane (bo 3 dni temu wymienilismy w kuchni kafelki na nowe). No masakra, normalnoe wpadl w szal, zaczal rzucac recznikami. Ja w placz, a ten zamiast mbie uspokoic czy cokolwiek poszedl spac. Posprzatalam, zwinelam poduszke z sypialni i poszłam spac do pokoju, na kanape. Ale wiecie co najjlepsze? Myslalam, ze rano wstanie i mnie przeprosi, ze zrobil awanture ze swojej winy pod wpływem alko. A tu taki ch...nawet czesc mi rano nir powiedzial, tylko zwinął manatki i pojechal na silownie. No idiota. Brak slow, ale lez mi juz szkoda na palanta. I tak wiem, ze zaraz sie pogodzimy, ale wsciekla jestem na maksa, bo tym razem JA nic nie zrobiłam.