Oj Marzycelko głowka do góry ....trzymam kciuki,zeby wszystko się jakos dobrze odwróciło....
A ja zaczynam łapac stresa tym slubem naszym...wiem ,ze to duzo mniej zmartwien niż przy kościelnym,ale ja już odczuwam jakiś niepokój.... dopiero co jedno za nami,a tu lada dzien nastepne stresy....hahhaha
A co do wczoraj to zaczeło sie makabrycznie....
Najpierw Mari obudziła sie o 4 nad ranem wyspana jak nie wiem co....a my...no włąsnie my jak zombie....
Potem jak na zlosc "przyjechała do mnie ciotka
", po drodze do kościółka okazało sie,ze nagle jeden moj but zaczął mi klapowac....masakra myslałam ze oszaleje....Mariczka wyrwala kokardeczkę z czapeki,a samą czapeczkę tak ciągnela ,ze powiekszyła ja wizualnie o 2 rozmiary....a tym samym prawie nic nie widziała na oczy...
byłam nerwowa, zestresowana....szkoda słów....
Na poczatku mszy Mari krzyczała,bo zauwazyła,ze jej echo w kościółku weychodzi....ludzie na nas i smiech....a ja
burak niesamowity...potem zauwazyła przed sobą Pania z długimi włosami....to oczy dostala jak 5zł i tylko rece jej lataly,zeby chociaz musnąc....zajeła sie tez bukiecikiem wyrwała wszystko co zielone sie dało,ale przynajmniej była spokojna....po namaszczeniu zaczęła sie histeria i ryk,bo zmeczona....podali nam butle z herbatka i zasnęła....i tak spała smacznie do samego konca mszy....
Samo ochrzczenie woda...zniosla rewelacyjnie, patrzyła na ksiedza i tak miala pociesznie raczki złozone...jakby widziała o co chodzi
A pozniej to juz było tylko lepiej,,,obudizła sie w samochodzie w drodze do restauracji....tam prezenty dla niej i dla mnie
hahahah obiadek, zabawy z goścmi.... ja cały stres odczułam dopiero w odmku....żoładek mnie bolał niesamowicie....
Dobrze,ze juz wszystko za nami i nasz maly ANIOŁECZEK jest już w pełni w rodzinie chrzesciajanskiej
:-)