Mnie wszystkie moje znajome namawiają na karową (i te które tam rodziły i te które rodziły w innych szpitalach), wiem że to szpital kliniczny ale zawsze mogę się wydrzeć że nie życzę sobie żadnych studentów >
, myślałam o szpitalu w moim miasteczku ale tu wogóle nie ma oiomu dla noworodków i w razie czego musieliby dzieciątko i tak zawieźć do Warszawy, to juz wolę je tam zawieźć w brzuszku, tak mi się wydaje jest bezpieczniej.
Co do szkoły rodzenia, to na karowej podobno są duże grupy (około 10 par lub więcej),i nie każdy ma szansę wprawić się w opiece nad malcemi do tego podobno jak kobiety ćwiczą to faceci siedzą na przeciwko i się gapią, a ja nie należę do ekshibicjonistek. Pytałam się o zajęcia indywidualne, ze szkoły rodzenia w moim miasteczku, ale babka powiedziała że za 150zł może się z nami spotkać 1-2 razy i nam opowiedzieć o tym jak przebiega poród, stwierdziłam że nie ma sensu, o opiece nad noworodkiem nawet nie wspomniała. Moja przyjaciółka z Warszawy miała zajęcia indywidualne, musiała leżeć i położna przychodziła do nich do domu, i ona mi mówiła że było świetnie, położna przynosiła im lalkę i jej mąż mógł się uczyć przewijać i kąpać
, niestety sprowadzenie położnej z warszawy do domu to trochę za duży koszt jak dla nas.
Co do Karowej to są tam problemy z przyjęciami, choć moja bratowa rodziła tam dwoje dzieci, jej siostry troje, córki mojej chrzesnej w sumie urodziły tam szóstkę i żadna nie miała problemów z przyjęciem, a ostatnie dzieciątko urodziło się 31.01.2005 roku. Za to koleżanka mówiła że jej bratowa chodziła na karową państwowo do kliniki, i jak przyjechała do szpitala jak dostała skurczy to nie chcieli jej przyjąć, i kazali poszukać innego szpitala, ale jej mąż zrobił raban, że on nie będzie po całej warszawie jeździł z rodzącą kobietą jak juz mu się udało dojechać do szpitala i o dziwo w ciągu 5 minut się miejsce znalazło
.
Poród rodzinny - jak najbardziej tak. Po pierwsze dlatego że chcę uniknąć takiej sytuacji jak miała moja siostra, wzieli ją podłączyli do aparatury, zabronili się ruszać, położna ustawiła sobie to pikanie od ktg na najwyższy stopień, żeby dobrze słyszeć pikanie serduszka dziecka zgasiła światło i poszła sobie do dyżurki, zostawiając siostrę z niemiłosiernie pikającym aparatem do rana
, siostra mi mówiła że myślała że jajko zniesie, leżała sama chyba z 10 godzin, nie mogąc nawet przysnąć przez ten aparat, a do tego położna ją ułożyła na plecach i jak siostra się próbowała przekręcić to położna przychodziła i się darła na siostrę, myślę że coś takiego nie przeszło by przy żadnym mężu.
Po drugie na karowej porody rodzinne są w jedynkach, a ja ostatnią rzeczą jaką chcę wysłuchiwac to są jęki innej ciężarnej, albo żeby ktoś musiał słuchać moich z za parawanu.
Po trzecie mój mąż to najlepszy środek znieczulający jaki znam ;D.
Co do znieczulenia to nie mówię tak nie mówię nie, na następnej wizycie muszę się spytać lekarza czy trzeba się na nie decydować wcześniej czy mozna w czasie porodu, bo to podobno zależy od szpitala. Na razie to bardziej przeraża mnie wizja wbijania igły w kręgosłup niż ból porodowy, szczególnie że ja nie należę do osób, które jak tylko zaboli to od razu muszą sięgać po proszek. Zawsze (odkąd ją dostałam w wieku 12 lat i 2 miesięcy) miałam bardzo bolesne miesiączki i mam nauczyła mnie faszerować się lekami, brałam ich ogromne ilości, i ciągle musiałam zmieniać bo jak się organizm przyzwycził to przestawałam na nie reagować, ale rok temu przeczytałam że ibuprom (który wtedy brałam i tylko on mi pomagał) moze wywołać poważne wady płodu jak się go bierze regularnie i w dużych ilościach, przeraziłam się bo choć nie planowaliśmy dzidziusia, to jednak jak się jest tyle lat w stałym związku i regularnie kocha to trzeba się liczyć z konsekwencjami, no i postanowiłam nic nie brać, bo jedyny bezpieczny środek to ten na bazie paracetamolu, a te dawno mi przestały pomagać, na początku było trudno ale podkryłam sposób, mniej boli jak się przytulę brzuchem do pupy męża ;D, i to właśnie stosowałam jako znieczulenie na bolesne miesiączki przez rok przed zajściem w ciążę, skuteczne równie jak ibuprom, tylko nie wiem czy zadziała też na ból porodowy :
.
Cesarka też na pewno nie na życzenie, lekarz mówi że jako bliznowiec mam szansę nie mieć blizny po ewentualnym zszyciu krocza, ale na brzuchu po cesarce to bym miała taki sam piękny wykwit jak na udzie i ramieniu, a ja już wyglądam jak chodząca blizna :-[. Choć przyznam się że tego cięcia krocza to się boję jak ognia, moja bratowa to np. bardzo sobie chwaliła rozcinanie, i była wciekła że przy 3 dziecku tak się namęczyła, bo nie chcieli jej rozciąć, ze względu na to że była już tak elastyczna, że było pewne że nie pęknie i położna uznała to za niepotrzebną ingerencję, no ale za to nierozcięta spokojnie na 3 dzień mogła już chodzić bez bólu.
to chyba wszystko
pozdrawiam
Beata