witajcie, Wojtuś jestw domku!!! Wypisano nas pod opieką Hospicjum, bo mały jest tlenozależny, więc mamy koncentrator w domu, pulsoksymetr, stałą opieke lekarską i położnej. Spisuje się ślicznie, je pięknie z butli (z tych smoczków Nutricii dla wcześniaków) i cyca też czasem pociągnie!
Cały czas śpi, musze go baaardzo wybudzać na jedzonko..ale dzisiaj Dziewczyny..ledwo żyję..przeżyłam koszmar...ale nasz system służby zdrowia tym razem się spisał..Bogu niech będą dzięki..
Jak wiecie, mały ma tlen, głownie po jedzeniu, bo to wysiłek dla niego, właśnie skończyłam go karmić, podpięłam pod tlen..a tu BRAK PRĄDU!!! Męża nie ma,po chleb pojechał z Pawłem, ja miałam chwile odpocząć...Jeżu...mały akurat wtedy najbardziej tlenu potrzebuje, a tu nie ma awaryjnego zasilania ten koncentrator!! Boże...widzę na monitorze, że saturacja mu spada, co mam robić?!?!?! Zaczęłam mu dmuchać w nosek, dając odrobinę tlenu ode mnie, dzwoniłam między dmuchaniem po pogotowie, zaraz straż pożarna się zjawiła z generatorem prądu..no, własnie, nie tak zaraz, ale pogotowie na sygnale, świeciło się na wsi jak na odpuście jakimś, sąsiedzi w oknach..ale najważniejsze, że zaraz prąd wrócił, malutki cały, nie zdążył się niedotlenić..Jezu,...ja zemdlałam od tego dmuchania i nerwów...Boże...to jakiś koszmar...
Jutro z rana zalatwiamy swoją awaryjną butlę z tlenem..byłam przekonana, że ta wielka maszyna - ten koncentrator co zajmuje mi pół pokoju i buczy jak hutnicza maszyna - ma swoje zasilanie, ale niestety...
Mam normalnie dość. Mam nadzieję, że to ostatni tego typu eksces, bo na bank zejdę..
Musiałam sie wypisać, bo cała jeszcze się trzęsę...