Z mojego doświadczenia:
Od początku byłam nastawiona na w miarę szybki powrót do pracy zawodowej i pozytywnie nastawiona do żłobka. Zaczęliśmy od małego prywatnego o dobrej renomie, ale nie spełniło moich oczekiwań (wątpliwej jakości catering, duża rotacja młodych opiekunek, których kwalifikacji nie byłam w stanie sprawdzić i kilka innych kwestii), później przenieśliśmy się do dużego publicznego i tu pod względem organizacyjnym było znaczenie lepiej ( doświadczone panie ze stażem, pielęgniarka na miejscu, własną kuchnia, własny duży plac zabaw). Natomiast w jednym i drugim przypadku problemem było to , że dziecko tam bywało, a nie uczęszczało. 3-5 dni w żłobku a kolejne 2-3 tygodnie w domu na pełny powrót do zdrowia i tak wkoło . Chore, charczące dzieci z gilami do pasa to był standard (czasy przedpandemiczne).
To prawda- grupy teoretycznie do 35 dzieci, ale nie pamiętam dnia kiedy jednocześnie było ich więcej niż 15 z uwagi na choroby.
Ja wiem, tak dziecko buduje odporność, ale
1) jak długo można-serce mi pękało jak co chwilę jakąś zarazę przynosiła
2) słaby to powrót do pracy byłby non stop na L4 (wzbijalismy się na wyżyny organizacyjne całą rodziną aby ogarnąć bez chorobowych)
Skończyło się na opiekunce ( świetnej i długo jej szukałam).
Deficytów w rozwoju nie dostrzegam, wręcz przeciwnie- ponad normę w różnych dziedzinach, ale trudno mi określić na ile to wpływ wczesnej edukacji domowej w którą zawsze wkładaliśmy dużo serca (przez zabawę), a na ile to cechy osobnicze.
Podsumowując -wierzę, że dobry żłobek czy przedszkole może dać dziecku wiele korzyści, ale nie zawsze musi tak być. Jednocześnie -brak żłobka czy przedszkola nie oznacza deficytów i przy sporej pracy w domu, zapewnieniu kontaktu z rówieśnikami w innych formach można zapewnić harmonijny rozwój, często wykraczający poza możliwości placówek.
Od początku byłam nastawiona na w miarę szybki powrót do pracy zawodowej i pozytywnie nastawiona do żłobka. Zaczęliśmy od małego prywatnego o dobrej renomie, ale nie spełniło moich oczekiwań (wątpliwej jakości catering, duża rotacja młodych opiekunek, których kwalifikacji nie byłam w stanie sprawdzić i kilka innych kwestii), później przenieśliśmy się do dużego publicznego i tu pod względem organizacyjnym było znaczenie lepiej ( doświadczone panie ze stażem, pielęgniarka na miejscu, własną kuchnia, własny duży plac zabaw). Natomiast w jednym i drugim przypadku problemem było to , że dziecko tam bywało, a nie uczęszczało. 3-5 dni w żłobku a kolejne 2-3 tygodnie w domu na pełny powrót do zdrowia i tak wkoło . Chore, charczące dzieci z gilami do pasa to był standard (czasy przedpandemiczne).
To prawda- grupy teoretycznie do 35 dzieci, ale nie pamiętam dnia kiedy jednocześnie było ich więcej niż 15 z uwagi na choroby.
Ja wiem, tak dziecko buduje odporność, ale
1) jak długo można-serce mi pękało jak co chwilę jakąś zarazę przynosiła
2) słaby to powrót do pracy byłby non stop na L4 (wzbijalismy się na wyżyny organizacyjne całą rodziną aby ogarnąć bez chorobowych)
Skończyło się na opiekunce ( świetnej i długo jej szukałam).
Deficytów w rozwoju nie dostrzegam, wręcz przeciwnie- ponad normę w różnych dziedzinach, ale trudno mi określić na ile to wpływ wczesnej edukacji domowej w którą zawsze wkładaliśmy dużo serca (przez zabawę), a na ile to cechy osobnicze.
Podsumowując -wierzę, że dobry żłobek czy przedszkole może dać dziecku wiele korzyści, ale nie zawsze musi tak być. Jednocześnie -brak żłobka czy przedszkola nie oznacza deficytów i przy sporej pracy w domu, zapewnieniu kontaktu z rówieśnikami w innych formach można zapewnić harmonijny rozwój, często wykraczający poza możliwości placówek.