Milo mi sie zrobilo, ze jeszcze mnie pamietacie
Luty byl najgorszym miesiacem w moim zyciu a Walentynki....hmmmm....chyba przestane je obchodzic.
Co do plci i tygodnia ciazy to....w 11 tyg zaczelam plamic na brazowo, przychodnia, lekarz..... usg w szpitalu i wyrok.....nie za dobrze z fasolka jak na 11 tydz to za mala....kolejne usg...Pojechalam tez do polskiego ginekologa....okazalo sie ze jest jajko ale puste......czasami sie tak zdarza. Nastal czas czekania az zacznie sie cos dziac i czyscic, tutaj musialam czekac aby organizm sie sam wyczyscil....dla mnie szok, rozpacz i mnostwo pytan dlaczego, co bylo nie tak....
Musielismy jeszcze powiedziec naszej smerfetce....a to bylo najgorsze....W piatek wiadomosc a w niedziele juz mialam mame. Smerfetka od poniedzialku miala tydzien wolnego a ja....krwawilam i czekalam co dalej. we wtorek wieczorem wyladowalam w szpitalu, zrobili badania, szyjka zamknieta i ....do domu. W srode, caly dzien krwawienie a wieczorem....szok....podpaska starczala na dwie minuty, pojechalam do szpitala. Przescieradlo na kozetce .... nie musze wam pisac jak wygladalo, po godzinie czasu przyszedl ginekolog, zrobil scana i uznal ze zostaje w szpitalu. Czekalam od godz.8 wieczorem do 2 w nocy na zabieg.....lekarz super, pielegniarki rewelacja. Zaczal czyscic....cisnienie 51/88, ale udalo sie....przezylam. W czwartek rano dostalam kawe. okolo godz 11 przyszla pani doktor, zrobila badanie ginekologiczne, dala antybiotyk ( przeciw infekcji) i beta wyszla ok. Brak ciazy. Wrocilam do domu blada, zmeczona....mialam dosc. W piatek mialam scana. Po 50 min dwoch lekarzy powiedzialo czysto....nic nie ma. Wrocilam do domu, szczesliwa ze nie bedzie zabiegu. Po pierwszej @ moglam rozpoczac kolejne starania, ale nie. Jednak nie dalam rady. Najgorszy moment to nie zabieg, to bylo zobaczenie....tego co wyciagneli....szok.....musialam podpisac zgode ze nie chce pogrzebu, ze szpital ma to zalatwic sam....ja nic nie chce....
Dzien za dniem uciekal, mama gotowala obiadki....bylo super.
Po dwoch tygodniach wrocilam do pracy, Fizycznie czulam sie ok a psychicznie.....byly momenty ze wysiadalam....
Dzis minely juz 3m-ce, chec walki jest nadal ale tez jest wiele watpliwosci.....
No to juz wiecie....
Pozdrawiam wszystkie, buziaki
Luty byl najgorszym miesiacem w moim zyciu a Walentynki....hmmmm....chyba przestane je obchodzic.
Co do plci i tygodnia ciazy to....w 11 tyg zaczelam plamic na brazowo, przychodnia, lekarz..... usg w szpitalu i wyrok.....nie za dobrze z fasolka jak na 11 tydz to za mala....kolejne usg...Pojechalam tez do polskiego ginekologa....okazalo sie ze jest jajko ale puste......czasami sie tak zdarza. Nastal czas czekania az zacznie sie cos dziac i czyscic, tutaj musialam czekac aby organizm sie sam wyczyscil....dla mnie szok, rozpacz i mnostwo pytan dlaczego, co bylo nie tak....
Musielismy jeszcze powiedziec naszej smerfetce....a to bylo najgorsze....W piatek wiadomosc a w niedziele juz mialam mame. Smerfetka od poniedzialku miala tydzien wolnego a ja....krwawilam i czekalam co dalej. we wtorek wieczorem wyladowalam w szpitalu, zrobili badania, szyjka zamknieta i ....do domu. W srode, caly dzien krwawienie a wieczorem....szok....podpaska starczala na dwie minuty, pojechalam do szpitala. Przescieradlo na kozetce .... nie musze wam pisac jak wygladalo, po godzinie czasu przyszedl ginekolog, zrobil scana i uznal ze zostaje w szpitalu. Czekalam od godz.8 wieczorem do 2 w nocy na zabieg.....lekarz super, pielegniarki rewelacja. Zaczal czyscic....cisnienie 51/88, ale udalo sie....przezylam. W czwartek rano dostalam kawe. okolo godz 11 przyszla pani doktor, zrobila badanie ginekologiczne, dala antybiotyk ( przeciw infekcji) i beta wyszla ok. Brak ciazy. Wrocilam do domu blada, zmeczona....mialam dosc. W piatek mialam scana. Po 50 min dwoch lekarzy powiedzialo czysto....nic nie ma. Wrocilam do domu, szczesliwa ze nie bedzie zabiegu. Po pierwszej @ moglam rozpoczac kolejne starania, ale nie. Jednak nie dalam rady. Najgorszy moment to nie zabieg, to bylo zobaczenie....tego co wyciagneli....szok.....musialam podpisac zgode ze nie chce pogrzebu, ze szpital ma to zalatwic sam....ja nic nie chce....
Dzien za dniem uciekal, mama gotowala obiadki....bylo super.
Po dwoch tygodniach wrocilam do pracy, Fizycznie czulam sie ok a psychicznie.....byly momenty ze wysiadalam....
Dzis minely juz 3m-ce, chec walki jest nadal ale tez jest wiele watpliwosci.....
No to juz wiecie....
Pozdrawiam wszystkie, buziaki