Witam się wieczornie. Kliknę coś i spadam do mężusia
natusia ja póki co siedzę na zwolnieniu. Nie z powodu ciąży, a z powodu wypadku, jaki mieliśmy z mężem jak byłam w 8tc (ogólnie nic poważnego, ale lekarze teraz dmuchają na zimne). Mimo to, wiesz jak jest - ciągle coś. Jutro muszę z samego rana gnać do przychodni po kolejne zwolnienie, potem zawieźć je do pracy, później mam umówione spotkanie w jednym z urzędów, a to wszystko w asyście moich dziewczynek, bo mąż w pracy. Co więcej nie jestem kierowcą, więc wszędzie autobusem.Na koniec, wiadomo - obiad i te sprawy. Kocham takie dni
Ale nic. Ruch to zdrowie;-)
I widzę, że u Ciebie tak, jak u mnie. BBC nadaje...dopóki spać nie pójdzie
Jagienka cóż mogę powiedzieć...trzymaj się. Jakoś się wszystko ułoży
truskafffka lepiej uważaj, bo mąż tak długo nie pociągnie
Niezła historia. Chociaż powiem Ci, że to i tak dobrze. Lepiej niech będzie czujny. Ja pamiętam, jak w pierwszej ciąży w 9 miesiącu po coś tam do męża chciałam zadzwonić. Nie pamiętam co, ale jakąś pierdołę. A że nie mam w zwyczaju mu w czasie pracy gitary zawracać, to nawet nie sprawdzał telefonu. Ja już ugotowana, mąż po pracy w drzwi, ja foch, on nie kuma co jest grane....w końcu wydukałam. On na to, że przecież nic ważnego nie chciałam, to o co się wściekam? A ja na to: a jak bym rodziła? To nawet byś nie wiedział! Od tamtej pory sam dzwonił co dziennie:-) Po prostu jeszcze wtedy do niego nie docierało, że to już tuz tuż....Także, niech lepiej Twój czuwa na posterunku
Ewcik masz rację. Mi jest łatwo powiedzieć. Zwłaszcza, że nigdy nie straciłam dzieciątka. Może nie powinnam... To, co usłyszałaś pewnie przelało kielich goryczy. Złość, smutek i płacz to normalne w takiej sytuacji. Chciałam tylko Ci powiedzieć tak, jak dziewczyny, że nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być lepiej. Przepraszam, jeśli Cię czymkolwiek zdenerwowałam.
Czasem jednak słowa potrafią też dać nadzieję...nie tylko ją odebrać. Trzymam kciuki i dużo siły życzę.
Andziak ja też jestem z tych, co to wcześniej przygotowują wszystko. Można poprać, poprasować i ładnie spakować do szafy, a nie potem biegać...Pamiętam jedną śmieszną historię, co do wyprawki dla mojej pierworodnej.
Jak to większość mam naszykowałam sobie rzeczy do szpitala w osobnej szafie, an jednej z półek. Ponieważ miałam planowe cc miałam się stawić dzień wcześniej na patologii ciąży. Nie chciałam brać tyle tobołków ze sobą, więc kilka razy mężowi tłumaczyłam z której szafy i z której półki ma wziąć ubranka dla dziecka do szpitala. On zakodował i niczym się nie martwiłam. Tuż po zwiezieniu mnie na salę pooperacyjną mąż wpada z 4 siatami pełnymi ubranek!!! Ja szok
Pytam się co to? On na to: no jak to, ubranka z półki o której mi mówiłaś. Patrzę, oglądam i w końcu się zorientowałam....
W dniu, kiedy ja poszłam do szpitala, moja mama przyjechała do nas. Kobieta chciała dobrze i całą suszarkę rzeczy, które uprałam dwa dni wcześniej mi poprasowała, a że miejsca znaleźć nie mogła, ułożyła elegancko na owej półce. Mąż polecenie wykonał i wziął wszystko
Pytałam, czy go nie dziwiło, że tak dużo tego, ale on stwierdził, że się nie zna
No myślałam, że padnę
Edi trzymam kciuki nadal! Ja przy obu córkach miałam najpierw cień cienia, także......oby tak dalej!!!!
Pirahna zobaczysz, że jak się synuś rozkręci, to jeszcze raz wspomnisz te dni, kiedy był taki małomówny:-) A tak poważnie, to moja Nika już tak nawija, że przebija Nelcie 100 razy. A jak pyskuje
:-)
No to do później;-)