Witam, może to nie jest miejsce na takie rzeczy ale pomyślałam, że może tu wśród was dziewczyny znajdę jakieś pocieszenie, albo chociaż zrozumienie... To moja krótka historia: Zawsze myśląc o dzieciach miałam w marzeniach śliczną córeczkę a najlepiej dwie. Przed pierwszą ciążą postarałam się zwiększyć swoje szanse na spełnienie marzeń. Nie wyszło. w 22 tygodniu dowiedziałam się że będę miała synka. Nie było dnia żebym nie płakała bardzo to przeżyłam ale żyłam marzeniem, że jeszcze będę mieć swoją mała dziewczynkę. Oczywiście Synka pokochałam najbardziej na świecie, wierzyłam że jeszcze się uda. Tak bardzo tego pragnęłam ze po roku zdecydowaliśmy się na drugie dziecko. Myślałam że teraz to już musi się udać, skoro innym się udaje dlaczego mnie nie ma. Teraz jeszcze bardziej się do tego przygotowałam, spędziłam godziny czytając stronę ingender. Udało się już w pierwszym miesiącu. Byłam taka szczęśliwa. Aż do poniedziałkowego usg kiedy lekarz oznajmił że to chłopiec. Jestem załamana nie wiem co robić czuję taki ogromny ból wiem że inni nie mogą mieć dzieci albo maja chore wiem ze powinnam się cieszyć a ja zamiast tego nie chce być już w ciąży, tak bardzo pragnęłam od zawsze mieć córki a będę miała drugiego syna czuję wstręt do siebie ze tak myślę ale nic nie mogę poradzić na to co teraz czuję.
Kocham mojego Synka nad życie ale ciągle żyłam nadzieja ze będę mieć jeszcze córkę teraz już nic nie mam żadnej nadziei tylko smutek gniew i żal. Proszę napiszcie mi czy z czasem się z tym pogodzę? Czy to drugie dziecko też tak pokocham jak pierwsze? Jak urodził się Synek to miłość do niego przyszła z czasem tzn pokochałam go jak to zobaczyłam ale dopiero po ponad roku pogodziłam się ze nie jest moja upragnioną córką. Właśnie ta nadzieja ze będę kiedyś mieć swoją wymarzoną córkę dawała mi siły a teraz prysnęła jak bańka mydlana tylko żal smutek i gniew dlaczego innym się udaje a mnie znów nie wyszło tyle przecież zrobiłam tak się modliłam o córeczkę. Nie wiem jak przetrwam ta ciąże boję się ze będę tuliła małego Synka i ciągle pytała czemu nie jest dziewczynka. Tak się boje ze go nie pokocham tak jak pierwszego bo wtedy żyłam nadzieja a teraz nie mam już nic...
Jeszcze dodam że zrobiłam tyle żeby mieć córkę ze aż nie wierzę że się nie udało dieta, suplementy, obniżałam ph, kwaśne irygacje, schudłam, ćwiczyłam, nie jadłam śniadań, męża faszerowałam suplementami, długa abstynencja, starania tylko jeden raz i jeszcze wiele innych rzeczy które rzekomo mogą mieć wpływ, nawet lampę solną specjalnie kupiłam do sypialni bo niby jony tez wpływają albo to wszystko nie działa albo ja mam jakiegoś pecha ze nic nie zadziałało i właśnie ta świadomość ze tyle zrobiłam a nie wyszło też jest dołująca.
Czuję się okropnie wobec tego małego bezbronnego dzieciątka które noszę pod sercem co on by czuł gdyby wiedział ze już rozczarował swoją mamę i nie sprostał jej oczekiwaniom a nawet się jeszcze nie urodził
Ja wiem że wiele z was dałoby wszystko żeby być na moim miejscu, wiem że powinnam się cieszyć że będę mieć zdrowe dziecko ja to wszystko wiem powtarzam to sobie co chwilę ale niestety nie zmniejsza to mojego bólu. Proszę nie osądzajcie mnie i nie oceniajcie, jest mi już wystarczająco przykro. Pomyślałam, że może są tu osoby, które są lub były w podobnej sytuacji i będą w stanie mi jakoś pomóc dobrym słowem.