Witajcie,
bardzo Wam wszystkim chciałam podziękować za to, że myślami byłyście przy mnie, za każde słowo, które tu do mnie i o mnie napisałyście. W czasie pobytu w Polsce podczytywałam was tutaj, ale szczerze mówiąc nie wiedziałam nawet co napisać. Wczoraj wróciliśmy już do domu, nawet się ucieszyłam bo tam zima się rozszalała, a my byliśmy z Maćkiem raczej przygotowani na włoską zimę a nie na takie zawieruchy. Dodatkowo wczoraj rano była taka zamieć, że autobus do Warszawy był opóźniony, dziecko mi skostniało aż z tego zimna się rozpłakał. Na szczęście w autobusie było ciepło, więc w drodze dałam radę go rozgrzać i wysuszyć przemoczone buty jego i swoje. Tak więc na widok włoskiej ziemi i słońca aż się uśmiechnęłam.
Co do reszty... co ja mam Wam moje Kochane napisać? Niby życie się toczy dalej, do mnie to jakoś wciąż nie dociera, wypłakałam już całe morze łez, ale to chyba jeszcze nie wszystko, wciąż mam jakieś napady melancholii. Tam musiałam się jakoś trzymać, bardziej dla mamy niż dla siebie. Mój tatko był naprawdę fajnym gościem, miał swoje wady, robił w życiu głupoty, ale był inteligentnym człowiekiem, potrafił z każdym porozmawiać, czasem wystarczyło, że powiedział jedno zdanie a całe towarzystwo się zaśmiewało do rozpuku. Najbardziej żałuję, że tylu rzeczy mu nie powiedziałam, nie mogłam mu pomóc bo byłam tutaj. Tak to jest jak odkłada się różne rzeczy na później bo sądzimy, że jeszcze jest tyle czasu, że przecież nas nic złego spotkać nie może. A jednak nie...
Maćko przeżył to dość dobrze, nie wzięłam go na pogrzeb, bo chciałam, aby pamiętał dziadzia takim, jakim był za życia, ale widział moje łzy, ból i to sprawiało że też płakał, głaskał mnie przytulał. Większość czasu spędzał jednak u mojej sąsiadki, która ma dziewczynkę rok starszą od niego, więc ten czas wolał spędzać u swojej nowej przyjaciółki na grach i zabawach. A ja byłam zadowolona, że tak to przeżywa, takie małe dzieci nie powinny przeżywać żałoby i tragedii, chyba jeszcze mają na to czas.