Nadrobiłam cały dzień - sporo tego było. Pozwólcie, ze się dołączę go stada - marudząca, zawodząca słonica...
5 godzin na nogach
Niby spacerkiem, po sklepach, bez pośpiechu, ale teraz nogi to mi w D*** wchodzą. Prócz takiego ogólnego zmęczenia to nic mi nie jest (Mikołajowi chyba podobało się kołysanie). Pogoda taka śliczna...
Ale ja już chyba nie chcę wiosny. Chodziliśmy za kurtką na wiosnę dla mnie, bo w zimowej to już jak w saunie się czuję. I co - i nic. Zwyczajnych nie dopnę, w ciążowych jak w worku po ziemniakach. Tragedia. Jak tak jeszcze trochę się ociepli to się załamię - bo w czym wyjdę choćby po zakupy? Myślałam o ponczo, to znów Aro się nabijał, że wyglądam jak Yoda (akurat zielonkawe było).
Narzekacie na nogi - ja już w lustrze na nie wcale nie patrzę, omijam tę część. Zawsze to był mój koszmar, ale teraz to już nic, tylko chwycić za nóż i tu i tam oskrobać po te kilkanaście centymetrów. Albo położyć się na patelni i wytapiać - zapas smalcu na przynajmniej kilka lat
Aro czasem drażni się ze mną i gada na temat mojego wyglądu, ale wie, ze to mój słaby punkt, więc stara się nie przeginać. O rozstępach to już nie będę wspominać...:-
no:
W ogóle to mnie dziś zaskoczył. Zaciągał mnie do wszystkich sklepów i działów dziecięcych, jakie mijaliśmy. Oglądaliśmy ciuszki, zabawki, akcesoria, wózki (w jednym chciałam ustawić pod siebie poręcz - okazało się, że naciskając ten guzik składam cały wózek
). Oglądaliśmy sporo tych pojazdów, ale nic nas nie zaciekawiło. Aro zadecydował, że jutro jedziemy zamówić wózek dla Mikołaja - ten, który nam tak pasował wcześniej, firmy Tutek. Ja bym jeszcze trochę poczekała (jak ze wszystkim związanym z Maluchem), ale może faktycznie lepiej już to załatwić. Potem mogą się zmienić ceny, przyjdą też inne wydatki, do tego trochę na pewno kasy pójdzie na nowe mieszkanko - i pieniądze się rozpłyną. A wózek to chyba będzie taki największy wydatek.
No i co i rusz pojawiają się kolejne, nieplanowane koszta. Dziś zaczęła mi się "wykańczać" kolejna torebka (3 od początku roku). Nie mam już z czym chodzić. Nie znoszę takich zakupów, bo nigdy nie potrafię się zdecydować. Po za tym nie cierpię takiego hurtowego wydawania pieniędzy. Wyć mi się wtedy chce...
Dobra, kończę marudzić i psuć nastroju na forum, który już wraca na jasną stronę mocy ;-)
Do dziadka na ymynyny nie poszliśmy - nie mam siły. Zajrzymy tam jutro do południa. Teraz trzeba poleżeć...