Nie chodziłam do szkoły rodzenia (nie odczuwałam potrzeby) i teraz też nie będę. Sumarycznie poprzedni poród poszedł mi na tyle szybko, że chyba jestem
stworzona do rodzenia (no przynajmniej w znieczuleniu, z oksytocyną, nacięciem i małych dzieci - bo Staś miał 2800g
). Mam nadzieję, że i tym razem będzie bez komplikacji.
Co do szpitala to też nie jest dla mnie sprawa oczywista... W moim po pierwsze będę miała znieczulenie (nie jako pracownik, ale po prostu funkcjonują u nas znieczulenia porodów), a po drugie znam lekarzy i położne. Oczywiście są tez minusy. Pozostałe trzy szpitale też maja plusy i minusy, ale na 99% nie mogłabym tam liczyć na znieczulenie, więc w sumie odpadają...
A do szpitala oddalonego o więcej niż 40-50km bym się nie odważyła jechać... Wieloródki rodzą szybciej (pierworódki też czasem zaskakująco szybko) i bałabym się, że urodzę w drodze. Poza tym jazda po nie zawsze równych polskich drogach, w średnio wygodnej pozycji i ze skurczami to za duży jak dla mnie hardcore
Łał, to byłoby moje marzenie! Ja urodziłam we wtorek o 19, a do domu posłali nas w piątek - a i tak na nasza wyraźną prośbę, bo plany mieli puścić nas w sobotę