A my znów w młynku... W takich chwilach mam totalnie dość.
Mysza złapała przeziębienie - ale na tyle poważnie, że nie chce jej przejść i ma siedzieć do upadłego w domu.( Patrz do końca roku). Ja mam zlecenia z terminami, co oznacza, że od 10 dni zasuwam po nocach od 21.00 do 3 rano, a o 7 pobudka i znów dzionek z dzieckiem do 21.00
Zaczynam chodzić na rzęsach. Mąż nie pomoże, bo w pracy ma koniec roku i trzeba zrobić. Nie mam możliwości "urlopów", ani zwolnień, bo to własna firma, i jak ma się zlecenie, to nie ma zmiłuj.
To są właśnie te dobre i złe strony - jak się jest na swoim, to ma się więcej wolności, ale i też 2 razy więcej obowiązków. ( oj, już nawet nie wspominam, że ZUS pracodawcom znów podnoszą - aż się zagotowałam, bo ze mnie żaden pracodawca, a i tak więcej zapłacę...i to tak brzydko przed świętami..ech)
Jak wy sobie radzicie z takimi akcjami chorobowymi? Dzieci chorują i będą chorować, a problem zawsze ten sam.
Ja po tygodniu zaczynam wpadać w depresję ze zmęczenia. Marzy mi się tylko, żeby się wyspać :-)