reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Cud poczęcia, cud narodzin- nasze doświadczenia i doznania

reklama
fajnie sie to wszystko czyta :tak::tak::tak: Ja juz mam jeden porod za soba i jeden przede mna ale tak ogolnie moge powiedziec ze swoj porod wspominam milo... juz sie nie moge doczekac drugiego!!!
 
Witam, ja mam za sobą dwa porody.
Pierwszy to pojechałam do szpitala 10dni po terminie w piątek (grójec) i juz w nocy zaczela sie akcja porodowa koło 2-3. męczyłam sie strasznie, położne w pewnym momecie przez 2 godziny nawet do mnie nie zajrzaly:no: rano przy obchodzie lekarz stwierdzil "zebym sie juz nie meczyla, podadza mi oksytocyne" po podaniu w ciągu pół godziny urodziłam córeczke:-) 56cm, 3400. ten poród wspominałam strasznie...
Teraz jego wizja już przyćmił drugi poród, rodziłam w szpitalu swietej Zofii w warszawie. 2 dni przed terminem w nocy o 1:35 zaczeły mi schodzic wody, zanim meza obudzilam, mame zawołałam do córki itd. wyjechalismy kolo 2 z domu. jechalismy 30minut. potem z godzina wypełniania papierów:dry: badanie pani ginekolog:dry: no i wreszcie porodówka (koło 3:15):-) potem położne powiedziały ze nie ma zadnuch przeciwskazan i moge rodzic w wannie. reszte czasu lezałam w wannie i było super. o 4:10 miałam synka juz na sobie:tak: 55cm, 4220.
Polecam porody w wodzie

No i trzeci poród przedemną, ciekawy jaki on bedzie...:confused:;-)
Pozdrawiam
 
A u mnie mój mały brzdąc wcale się nie śpieszył ale opowiem od początku
więc termin miałam na 26 kwietnia no ale termin minął i nadal nic, a miałam swoją położna więc zaczwoniłam do niej po tygodniu w sobotę i kazała mi przyjść w poniedziałek więc tak zrobiłam , pierw na izbie przyjęć bardzo nie miłe pielęgniarki ale dobra tam, w końcu dotarłam na porodówkę tam położna mnie podłączyła pod oksytocynę i kazała mi chodzić po tym korytarzu tam to było ok godziny 10 o 12 odeszły mi wody ale nadal nie miałam skurczy, kazała mi się położyć zbadała mnie chwile podłączyła pod KTG i potem kazała poskakać na piłce o 15 zaczełam mieć skurcze ale jeszcze nie regularne miej wiecej godzine później już były co 7 minut i znowu musiałam się położyć znów mnie zbadała i patrzyła na tętno maluszka w pewnym momencie dwa razy spadło i szybko poleciała po ordynatora i ten przyszedł popatrzył i powiedział ` no to musimy zrobić cesarskie cięcie ` no to nogi się mi ugieły i zaczełam ryczeć i mówić mamie (bo rodziłam razem z mamą ) że umrę no ale to już mama mi opowiadała bo chyba byłam w takim szoku że nie pomiętam tego , no ale jak już wzieli mnie na tą sale to juz jakoś poszło ogólnie lekarze byli na prawdę fajni i super była pani anestezjolog która cały czas trzymała mnie za rękę bo mamy mojej nie wpuścili. Gorzej już było na sali po porodowej bo pierwszą dobe strasznie źle się czułam nie mogłam nic zrobić a jak miałam wstać i chodzić to myślałam że na prawdę umrę czułam tak jak by te szwy miały mi popękać zaraz ale już na drugi dzień było o niebo lepiej, w każdym raziem nie miłe były te siostry o jeny... nie potrafiłam karmić małego i były tylko dwie siostry które pokazywały mi a tamte jak którąś poprosiłam to było` przecież koleżanki wcześniej pokazywały to co nie widziała pani ` i szły , no ogolnie to to była gehenna dla mnie ale jakoś przeżyłam ogolnie jakoś najgorzej tego nie wspominam ale znowu też nie jakoś super :)
 
To teraz kolej na mnie... Pierwszy raz do szpitala trafiłam w 32 tygodniu ciąży na oddział patologii. Było zagrożenie przedwczesnym porodem. Leżałam przez tydzień. Podawali mi kroplówki, dostałam też zastrzyk na przyspieszenie rozwoju płucek u dziecka. Do domku wróciłam 12.10.09. I już wszystko było dobrze. Dnia 23.11 dostałam skurczy (popłakałam się...), wezwaliśmy karetkę i pojechałam do szpitala. Na miejscu byłam jakoś po godzinie 13-tej. Zrobili mi KTG a następnie zaprowadzili do sali. Cały czas spacerowałam. Bóle się nasilały... Po 19-tej zrobili mi kolejne KTG i wtedy zabrali mnie na porodówkę... Tam wsadzili mnie jeszcze do wanny by złagodzić skurcze. Rozwarcie miałam 3cm. Potem leżałam troszkę, później kazali mi klęknąć i bujać biodrami by główka szybciej zeszła w dół, potem skakałam na piłce w tym samym celu. Jak miałam 8cm rozwarcia przebili mi wody i za jakąś chwilę się zaczęło. Bałam się troszkę, ale dałam sobie radę. Nie krzyczałam zbytnio tylko parłam jak kazali :) w drugim okresie porodu zatrzymało się... Zakładali malutkiej na główkę tzw. wakum i wtedy ją wyciągnęli... Lenka urodziła się o 23.25. Na początku nie płakała - przestraszyłam się troszkę, ale potem ją usłyszałam :happy: Potem lekarz założył mi szwy i zawieźli mnie na salę za jakąś chwilkę przywieźli mi Lenkę. Nie mogłam przestać się na nią patrzeć. Byłam taka dumna z siebie i w ogóle. Rodzenie boli he he... :-D Położnej powiedziałam że już więcej dzieci nie chcę... Pozdrawiam
 
A u mnie było to tak...Zacznę od początku mam nadczynność tarczycy więc od początku wiedziałam ze będę miała cesarskie cięcie. Endokrynolog kazała mi jechać do warszawy do szpitala żeby sprawdzili wszystko dokładnie i fachowo bo u nas w szpitalu niema takich możliwości. Pojechałam tam we wtorek zrobili mi ktg, przeprowadzili wywiad i na tym skończyli i odesłali do domu. W domu na drugi dzień zaczęło mnie strasznie kłuć w klatce piersiowej ale myślałam ze to po prostu jakiś ból ale w czwartek tak bardzo mnie kuło że nie mogłam wytrzymać. Mój mąż zawiózł mnie do szpitala zrobili mi badania i okazało się że mam bardzo wysokie ciśnienie. W szpitalu czekałam jeszcze tydzień na badania kiedy w końcu się doczekałam okazało się że grozi mi zamartwica ciąży i natychmiast trzeba robić cesarkę. Gdy się dowiedziałam popłakałam się, zadzwoniłam po męża wysłałam po naszykowane rzeczy dla małej i o godzinie 13:35 przyszła na świat nasza córeczka. Urodziła się za wcześnie tylko 3 tygodnie ale ważyła tylko 1700 i mierzyła 47cm. Trafiła do inkubatora mnie przewieziono na salę. Pielęgniarka zrobiła zdjęcie mojej kruszynce i przesłała mi, patrzyłam na nią i płakałam... Mąż był na na zmiane u mnie i u Zuzi...ale jakoś daliśmy rade teraz jesteśmy szczęśliwymi rodzicami Zuzanki...
 
ja przez 16 godzin rodziłam sama a potem cesarka mojego męża pognali już na izbie i nie dali nam rodzić razem:wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y: jak się tylko położyłam na przedporodowej to się od razu popłakałam czułam się taka samotna i opuszczona:angry::angry::angry::angry: i tak przeleżałam całą noc bo do szpitala przyjechaliśmy o 2 w nocy rano chciałam zjeść śniadanie ale nie chcieli mi dać przynieśli dopiero jak było zimne:szok::szok: koło południa już nie mogłam wytrzymać z bólu ale nikt się mną nie interesował w końcu o 17 zabrali mnie na porodówkę ja już nie mogłam ani chodzić ani nawet leżeć i tam mnie położyli i też zostawili samą sobie ja już nic nie wiedziałam czułam tylko jak mnie boli potem zrobił się ruch bo zaczęłam wymiotować i zaczęli na mnie krzyczeć że jak mogłam pojawił się lekarz potem drugi i okazało się że jednak nie urodzę bo jestem za wąska a cesarki zrobić nie można bo dziecko jest za nisko i zaczęli mi dziecko wpychać spowrotem do brzucha w końcu o 19 znalazłam się na stole operacyjnym oczywiście musiałam do niego dotrzeć na piechotę potem podali mi narkozę i zasnęłam obudziłam się już na oddziale

a pomyśleć że mój poród mógł wyglądać tak przyjazd na izbę cesarka (bo już wtedy wiadomo było że nie urodzę sama a od razu kwalifikowałam się do cc) i po porodzie...
 
To może teraz ja :). Już od listopada wiedziałąm, że będę mieć CC, więc gdy zbliżał się termin poprosiłam gina, żeby nie czekał na skurcze i pociął mnie konkretnego dnia. Wybrał 28 grudnia więć o 15 stawiliśmy się z moim Arturem na izbie gdzie mój lekarz kazał mnie przyjąć na oddział.
Na oddziale dopełniliśmy formalności, potem ogolono mnie, włożono cewnik(okropność!!!) włożono wenflon i kazali mi czekać na mojego gina. Gdy przyszedł zbadał mnie i zaczął gdzieś dzwonić by załątwić dugiego ginekologa. Cały czas czekałąm z moim mężem, aż się zacznie. W końcu powiedzieli mi, że cesarka będzie o 20.15(była19) i, że mam poczekać z mężem i się relaksować(taaaa z cewnikiem w pi...ce:)))) ) Artur pomógł mi się przebrać w koszulę szpitalną i zabrali mnie na salę operacyjną.
Tam znów odpowiadałam na setki pytań anestezjologa. Wkłuli mi nowy wenflon na dłoni, zaczęli monitorować ciśnienie iiiiiii wkłuli się w plecy ze znieczuleniem.
Przyszedł gin, zasłonili mi brzuch, żebym nic nie widziała i zaczęli ciąć. Czułam wszystko co robili!!!! Najgorsze było wyjmowanie synka-aż cała latałam po stole operacyjnym tak mi go wyrywali. A potem?? Usłyszałam coś pięknego-krzyk Aleksa a po chwili położyli mi go na piersi. Zaje...ste uczucie bo przestał płakać odrazu i wpatrywał się we mnie. Niestety po chwili mi go zabrali, zszyli mnie i przenieśłi na zwykłe łóżko. Kiedy mnie wywozili na pooperacyjną to Dopadł do mnie Artur cały zapłakany bo widział małego pocałował mnie poszedł za łóżkiem. Wtedy zobaczyłam, że przyjechałą moja mama, teściowa i szwagierka a była 21.30! Po chwili ich wypędzili a rano około 7 wróciło do mnie moje szczęście Aluś:)
 
reklama
Witam!
Tez sie z Wami podziele moimi wrazeniami :-)

Wiec tak:
W pierwszej ciazy termin mialam na 26.09.2006. Moj M byl za granica i wracal dopiero 17.09, trzymalam nogi razem zeby nie urodzic do tego czasu ;-) Ok, tatus wrocil wiec mozemy sie brac za wypedzania dzieciorka na swiat. W nocy z 21/22.09 obudzilam sie ok 2 i czulam ze cos jest nie tak.. Mialam regularne skurcze co 6-7 min.. Poczekalam jeszcze troche i ok 3 obudzilam mojego M, bo skurcze byly co 5 min i trwaly 40sek. On zaczal panikowac (jak to facet ;-) ) i kazal mi SZYBKO sie zbierac. Ja zdazylam jeszcze dopakowac kilka rzeczy do torby i chcialam po ciuchutku jechac do szpitala. Tesciowa obudzila sie i pytala mnie ze 100 razy czy jestem pewna ze to juz! Byla gotowa jechac z nami do szpitala :-D (oczywiscie zaprotestowalam). Zadzwonilismy po taxi i w kilka min bylismy na mijescu. Na izbie przyjec Panie piguly pily kawe (o 3 30 w nocy) wiec musialam GODZINE poczekac na wypelnienie papierow. Zabrali mnie na badanie a tu sie okazuje ze skurcze sa coraz zadsze i rozwarcie na 2 cm.. Ale ze mialam juz blisko do terminu to mnie nie wygonili. Dostalam 2 zastrzyki w pupe (bolaly bardziej niz skurcze) i kazali mi chodzic. Do 7 rano mialam 3 cm :-( Pozniej zaserwowali mi kolejne 2 zastrzyki i dalej kazali czekac. Moj M pojechal do domu, a zamiast niego przyjechala moja mama. Pielegniarki zrobily sie odrazu milsze (mialam 18 lat i smialam zajsc w ciaze i na ich zmianie rodzic :angry: ). Podczas porannego obchodu o 9 Pan dr (bardzo zreszta delikatnie :wsciekla/y: ) zbadal mnie i powiedzial ze studenci zaraz przyjda do mnie i mnie zbadaja ! Chyba go ktos w glowe uderzyl! Powiedzialam ze sobie nie zycze nawet OBECNOSCI studentow przy badaniu a co dopiero samego badania przez nich! Cos Pan dr zamruczal pod nosem (typu malolata i jeszcze ma wymagania) i sobie poszedl.. Godzine pozniej (po 8h skurczy i 4 zastrzykach) mialam rozwarcie na 4 cm... zalamka.. Chodzilam skakalam i gotowa bylam zawisnac na sufice zeby tylko w konci urodzic! Pani polozna zrobila mi slynny juz masaz szyjki macicy (MAAATKOOO co za BOOOL) i rozwarcie sie posunelo na 5 cm. Mowia teraz bedzie juz z gorki i dzis pewnie urodzisz! Bylo cos kolo 18-19.. Mama pojechala do domu, wrocil M. Lazilam z nim po korytarzach, zagladalam przez okno na porodowke (kuzwa one rodza a ja nie!) i sie meczylam dalej. Mialam regularne skurcze co 5-6 min i trwajace po 40 sek.. I mialam juz serdecznie dosc. Bylam PEWNA ze ja juz do konca zycia bede w tej ciazy chodzic. ;-) M. pojechal do domu bo cos tam tesc potrzebowal (w szpitali powiedzieli ze mooooze kiedys urodze). Moja mama znow przyjechala. O 4 nad ranem wstawalam z lozka i poczulam takie miiile ciepelko.. (pierwsze skurcze mialam 26 godzin wczesniej) i wtedy zaczela sie polka... Poszlam do poloznej pochwalic sie ze cos sie dzieje. Polozna mnie pomasowala i kazala lazic, lazic.. Rozwarcie bylo na 7cm (alleluujaaa).. I do 9 lazilam jak glupia. Ledwo widzialam na oczy ze zmeczenia. Co 10 min bigalam do toalety ( taaaa i bez lewatywy) i umieralam przy kazdym skurczu. Marcin przyjechal szybko bo bylo JUZ 8 cm (po tylu godzinach meczarni). W koncu zwolnila sie sala porodow rodzinnych. Mame niestety wygonili bo tylko 1 os moze byc z rodzaca.. Wlazlam do wanny. Jeeej jaka uuuulgaaa... W miedzy czasie prawie caly czas plakalam i jeczalam. nie moglam juz chodzic od kilku godzin. Przyszla w koncu ludzka polozna. pokazala mi co mam robic, kazala sie zamknac i oddychac bo dziecko bedzie niedotlenione. I od momentu jej przjscia nie minelo 30min i urodzilam o 10:05! Nie pocieli mnie, troszke popekalam wewnatrz. Grzes wyskoczyl po 2 parciach. Byl malutki, 2800 i 51cm. Zabrali go do kapania, mnie pozszywali i kazali odpoczywac. Porod trwal 32h!! Z czego faza II 10min..

Drugi porod:
Termin na 27.12.2009. Wiec nie pojechalismy do PL na swieta (od 3 lat mieszkamy w UK). Druga ciaza bez problemow, wiec polozna wyznaczyla mi wizyte na 23.12. "Wszystko ok, dziecko dosc wyskoko wiec jeszcze troche poczekasz." Umowila mnie na kolejna wizyte domowa na 01.01, zalozyla ze nie urodze jeszcze :-D Wiec sie troche uspokoilam ina swieta postanowilam zaprosic gosci. Wigilie spedzilismy we 3, w pierwszy dzien swiat mielsimy gosci. Oczywiscie jako "przykladna gospodyni" turlalam sie z kuchni do salonu przez pol dnia znoszac caly czas jakies zarelko gosciom. Wieczorem wzielam prysznic, polozylismy sie spac ok 23. Czulam sie nie za dobrze ale pomyslalam ze to ze zmeczenia (od polowy ciazy czulam sie jak slon) i rano wstane jak nowonarodzona :-D Tylko ze do rana nie wytrzymalam. W nocy ok 1 poszlam siusiu i poczulam jak cos gestego i sliskiego mi wylecialo. To byl czop oczywicie. O 3 znow obudzilam sie na siusiu ale mialam juz skurcze co 6 min. Czekalam z obudzeniem M (niech se chlop pospi bo to napewno falszywy alarm) bo juz od jakichs 3 tyg mialam takie skurcze. Czasem godzine, czasem tylko kilka. Ale tym razem minela godzina a skurcze nie ustepuja.. Nasilily sie i trwaly dluzej. Obudziliam M ok 4: "Koooteeeek wiesz coooo?" Zaspany:"co rodzisz?" Ja:"chyba tak, ale spij jeszcze" Zerwal sie oczywiscie z lozka. Skurcze byly co 5 min, po 60 sek. Lazilam po pokoju stekajac ze plecy mi pekaja. Poszlam do lazienki umyc sie, ogolic i wogole. Za rada poloznej sprawdzilam ile palcow zmiesci sie w dziurke.. Weszly spokojnie 4. Zadzwonilam do znajomych, ktorzy oferowali sie ze zostana z Grzesiem. Nie odbierali. mysle sobie co oni tak mocno spia? (Byla 5 nad ranem, drugi dzien swiat. Dziwne ze ludzie spia o tej porze).. W koncu sie dodzwonilam. Przeprosilam ze ich budze ale to JUZ. Obiecali ze za godzinke beda. W tym czasie ja lazilam po domu i stekalam. Pozmywalam jeszcze naczynia :-) Zadzwonilam do szpitala czy moge juz przyjechac, bo od prawie 3h mam regularne skurcze, trwajace ok 60sek. Babeczka zapytala czy bardzo boli? Odpowiedzialam ze nie, da sie wytrzymac. To kazala mi poczekac az bedzie bardzo bolalo i skurcze beda co 3 min. Mialam blisko do szpitala, 1. ciaza bez powikan wiec kazali sie nie spieszyc. Przyjechali znajomi. Od pierwszego tel do szpitala minelo ok 45 min, skurcze byly co 3 min a oni mi w recepcji mowia ze mam sie nie spieszyc bo mnie nie boli. Wkurzylam sie i pojechaalismy do szpitala. Pokierowali mnie na oddzial, tam mnie zbadali i wielkie oczy: to ty masz skurcze ok 125, rozwarcie na 6 cm i nie drzesz sie z bolu? Zdziwilam sie sama :-D kazali mi sie przebrac i powiedzieli ze do 12 napewno urodze( bylo po 7).. O 12 NIC zadnego postepu, skurcze co 1-2min ok 60sek. Polozna przepila mi pecherz polodowy. Myslalam ze umre z bolu przy kazdym skurczu! Chcialam byc dzielna i drugie dziecko urodzic bez znieczulenia( dalam rade raz, dam i drugi). O 13 plakalam i blagalam polozna zeby mnie dobila. Powiedzieli ze na znieczulenie moze byc juz za pozno jesli mam pow 8cm. Bylo 8cm ale dali mi epidural :-) NAjpierw kazali mi przeczytac z 6 str mozliwych skutkow ubocznych :angry: Powiedzialam ze wale to i chce znieczulenie! Anestezjolog kazala mi sie nie ruszac (wez i wez!) ale w koncu wklula mi sie w kregoslup. Teraz to moglam rodzic. przyszla nowa polozna (laska rok starsza ode mnie) Pytala o to samo co wczesniejsza zamiana. Podlaczyla mnie pod KTG (przy epidaralu nie powinno sie za bardzo ruszac) i czekalismy na 10cm. O 15:30 powiedziala ze juz moge przec iii.. przemy! W pewnej chwili wlaczyla alarm, na sale wpadlo 10 osob i zrobilo sie zamieszanie. Ja kompletnie nie wiedzialam o co chodzi, a tu dwie polozne zlapaly moje nogi do glowy prawie, lekarz wsadzil mi rece w pupe i zabronili mi przec! Potem mocno sie skupic i jednym parciem dzidzia wyszla! Polozyli Gabrysie mi na brzuchu :-) Okazalo sie ze zablokowala sie ramionkami i nie mogla przjsc. Zabrali mi ja szybko na drugi koniec pokoju zeby podac jej tlen i odessac wydzieline. Urodzilam 4,2 kg szczescia!! Tu nie mierza dzieciaczkow wiec nie wiem ile miala cm. Dostala 8pkt bo po urodzeniu miala za szybkie tentno i cos jeszcze. Nie napisali mi w ksiazeczce :no: Po chcwili dostalam ja gloutka, przyssala sie do piersi.. Caly czas byla ze mna w pokojui widzialam co z nia robia. Mialam ja na sobie nawet jak mnie zszywali. Nie wiem do tej pory czy mialam jakies szwy na zewnatrz i czy mnie nacinali.. :-D Nastepnego dnia ok 10 wyszlismy do domu. Caly porod od 1. skurczy: 12h, parcia 10 min..
Pozdrawiam!
 
Do góry