reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Cud poczęcia, cud narodzin- nasze doświadczenia i doznania

To i ja dołącze:
Termin porodu miałam na 27 października 2009 roku. Od 5 miesiąca byłam na L4 ponieważ bardzo twardniała mi macica ( lekarz kazał odpoczywać, ale i tak wszędzie mnie było pełno).

Tak jak każda z nas w ostatnich miesiącach w nocy wstawałam kilka razy do łazienki, ale z 8/9 października przespałam całą noc- obudziłam się o 5 rano i szok krew na bieliźnie. Z płaczem pobiegłam do męża i mówię, że dzieje się coś niedobrego bo jest krew- ale nic mnie nie bolało.
Szybki prysznic, ubrałam się torba w łapki i do szpitala oddalonego o 20 km.
W połowie drogi chwyciły mnie bóle co 2 minuty- myślałam, że już nie dojedziemy, że zaraz urodzę.
W szpitalu przyjęto mnie o 6.00 z pełnym rozwarciem- położna, która mnie badała śmiała się, żę jeszcze kilka minut i mąż przyjmowałby poród w aucie, jednak co do czego to czekałam jeszcze 1,5 godziny, aż mała zejdzie niżej.

Sam poród nie był taki zły, miałam naprawdę świetny personel, który bardzo mi pomagał. Niestety nie obyło się bez nacięcia krocza i uciśnięcia brzucha przez lekarza, ale jeżeli to pomogło przyjść mojej małej na świat to jestem im za to bardzo wdzięczna.

Julia urodziła się o 7.35 9 października 2009 roku. ważyła 3150 i miała 53 cm wzrostu.
Teraz ma 5 miesięcy i waży 7200 i ma 64,5 cm długości.

Dodam tylko, iż panicznie bałam się porodu- nasłuchałam się i dużo czytałam na forum o porodach- jeju jedna rodzi przez 2 dni, inna przez tydzień, człowiekowi, aż się słabo robi:), ale jak widzicie nawet u kobiet rodzących pierwszy raz może być bardzo szybko i z zaskoku- tak jak u mnie.
Zresztą po porodzie i tym okropnym połogu człowiek zapomina o wszystkim co złe.

pozdrawiam
 
reklama
To może zacznęod początku. 17 czerwca zeszłego roku w godzinach popołudniowych trafiłam na porodówkę. Po kilku godzinach spacerku po korytarzu i kilku KTG trafiłam na oddział patologii ciąży. Następnego dnia rano podano mi kroplówkę z oksytocyną (termin miałam na 15 czerwca) No i w południe się zaczęło. Brzuch zaczął mnie bolec tak jak na okres. Po południu zaczęłam prosić położne o jakieś tabletki przeciwbólowe. Podały 2 kroplówki ale nic nie pomagało:szok::-(. Kazały chodzić po korytarzu i brać prysznic. Wieczorem podały mi relanium bo zaczynałam świrować z bólu. Ale też nie pomódgł. O 23 trafiłam znowu na porodówkę. Z tego okresu już niewiele pamiętam. Wiem tylko że co 3 minuty darłam się przeraźliwie, i lekarz w końcu podał mi pawulon bo nie miałam rozwarcia :/. No ale niestety też nie pomogło:wściekła/y::dry:. Traciłam przytomność ze zmęczenia. Ucieszyłam się kiedy położna powiedziała, że kończymy tę męczarnię i kazała mi przeć. Po 3 parciach o 7.40 19 czerwca 2009 mój kochany synuś przyszedł na świat. Dostał 10 pkt w skali Apgar. Teraz śpi sobie słodko w swoim łóżeczku a ja wspominam jak się męczyłam żeby on mógł być teraz ze mną.
icon_smile.gif
:-):-D:happy2:
 
06.01 za namową znajomej położnej położyłam się do szpitala (byłam 5 dni po terminie). Chciała przyśpieszyć wywołanie, rozmawiała z lekarzem ale pan Profesor okazał się zwolennikiem w pełni naturalnych porodów. Dopiero 11.01 podjął decyzje że założy mi żel na szyjkę żeby wywołać poród, niestety nie miałam nawet jednego skurczu :-D:-D12.01 wysłał mnie na porodówkę na wywołanie oksytocyną, na ktg skurcze zapisywały się piękne nie mieściły się na skali a mi tylko napinał się brzuszek, nic nie czułam :wściekła/y::wściekła/y:zaczynałam od 1 ml na h a skończyłam na 39 i nic. Znajoma położna chciała przebić pęcherz płodowy żebym tak czy siak urodziła ale nie dała rady przebić się przez szyjkę:wściekła/y: I tylko najbardziej ucierpał na tym tyłek mojego J bo spędził cały dzień na stołeczku biedaczek:-D:-D. Odesłali mnie na patologię dziewczyny z sali śmiały się że położne przeczuwały że wrócę bo nawet nie kazały prześciełać mojego łóżka :dry:P. Profesor jak mnie zobaczył to zwątpił :zawstydzona/y::zawstydzona/y:on a co dopiero ja ( morze łez). W nocy z 12 na 13 bolało mnie podbrzusze ale nie przejęłam się zbytnio myślałam ze to po oksytocynie- poszłam spać . No ale o 4:30 zaczęły mnie łapać skurcze co 7 min. ale nie zbyt bolesne. Postanowiłam połazić po oddziale żeby sprawdzić czy przejdą, a one coraz silniejsze i częstsze :biggrin2::biggrin2: więc o 6 tel do męża żeby przyjeżdżał do szpitala. O 9 zbadał mnie lekarz, rozwarcie uwaga na 1 cm:wściekła/y::wściekła/y: ale akcja porodowa rozpoczęta :tak: a na porodówce co nie ma miejsc :dry: więc do 13 łaziłam po oddziale patologii ciąży ze skurczami co 2-3 minuty gdyby nie J zwariowałabym chyba. W końcu zwolniło się miejsce na porodówce więc w drogę :biggrin2: Po przyjściu od razu najmilsze badanie na świecie czyt. rozwarcia :-D a tam co 2 cm:dry: Po badaniu ujrzałam na rękawiczce położnej pana Cz. fuj :-D Chwilę po tym odeszły mi wody więc mogłam dostać znieczulenie :biggrin2: O 15 badanie, rozwarcie całe 4 cm:baffled: chwilę po tym zjawiła się pani anestezjolog, niech żyje znieczulenie:-D błoga ulga :biggrin2: nawet zdrzemnęłam się 10 min.O 16:30 rozwarcie na 7 cm - 17 na 9 cm chwilę po tym 10 cm więc zaczynamy :szok: Nie czułam parcia, mówiłam położnej kiedy skurcz a ona mówiła mi kiedy przeć. Mała nie chciała wejść w kanał rodny więc położna zrobiła sobie legowisko z mojego brzucha:szok: ałaa... Wredotka strasznie pomału schodziła w dól dlatego że była bardzo duża a u mnie mało miejsca, a ja głupia myślałam że parę parć i będzie po wszystkim:dry:. Ale w końcu po prawie 1,5 h parcia o nagle coś ze mnie wyskoczyło:-D Położyli mi moją Królewnę na brzuszku i cały ból znikł, zrobiła się luźna atmosfera żarty itp.:biggrin2: J dumnie z uśmiechem przeciął pępowinę, zabrali małą na położnictwo bo tam mierzą i ważą. A mnie zszywali mała mnie nie źle w środku porozrywała a na zewnątrz mnie nacięli. No i na koniec podsumowanie 13 stycznia (12 dni po terminie)po 14 godzinach o 18:35 urodziła się Juleńka waga 4300g długość 57 cm 10 pkt :biggrin2::biggrin2:
 
To i ja się podzielę swoimi odczuciami:)termin miałam na 28 wrzesień ale moje maleństwo się nie śpieszyło-6paździenika poród wywołano:)od 7:45 byłam już pod oxy o 11 rozwarcie 4 cm:) o 12:30 odeszły mi wody o 14 rozwarcie 7 cm i...dopiero zaćzęłąm "coś" czuć:szok: tzn zaczęły sie skurcze:-)regularne co 2 min i tak do 17 a pózniej poszło gładziutko o 18 moja córcia już była na świecie:-D 53 cm 3640:)nie obeszło się bez nacięcia 5 szwów:/ poród mnie nie bolał tylko te skurcze takie...męczące;-)ale ja jestem dośc odporna na ból to może dlatego:-D z tym że po porodzie miałam mały krwotok i straciłam przytomność urodziłam we wtorek a dopiero w czwartek wstałam z łóżka:hmm:
 
Ostatnia edycja:
A więc był 7.09 - poniedziałek. Byłam już w 41 tyg i marzyłam o tym by mała była juz z nami. Wieczorem obejrzalam "M jak milosc" i wstałam żeby pojść sie umyć i iśc spać i nagle... chlust... najpierw pomyslalam ze sie posikałam ale nie mialam jakos mozliwosci powstrzymania tego.. no to pewnie wody.. (dodam ze to pierwsze dziecko i nie miałam pojecia co i jak). Zadzwonilam po rodzicow bo M był już sam w lekkim szoku i pojechalismy do szpitala.. zero skurczy.. tam mnie zbadali - no jest 3 cm rozwarcia.. zostaję w szpitalu i na porodowke od razu. Siedzimy tak na porodowce z M i zastanawiamy sie kiedy to może byc juz koniec.. podlaczyli mi oxy i tak M siedzi ja spaceruje po pokoju.. po 2 godzinach cos zaczyna pobolewc.. spradzają rozwarcie - nadal 3cm. kolejny woreczek oxy nadal spaceruje ale skurcze już konkret. Podlączone KTG i widac ze skurcze takie niezłe. Po północy nadal 3 cm.. a ja juz sie zwijam z bolu. Nie moga mi dac nic przeciwbólowego bo akcja się cofnie.. wiec polozyam sie na boku bo tak bylo najwygodniej. M siedzial obok cały blady bo ja co minutę mialam skurcze takie po minucie.. a że sciskłam mu rekę przy kazdym to tez cierpiał :) Całą noc meczylam sie z tymi skurczami, o dziwo nawet przysypiałam pomiedzy skurczami na minutkę. O 7 rano przyszła polozna sprawdza rozwarcie - 3cm. Wiec ja wkurzona bo tyle bolu i zero rozwarcia.. Miałam wrazenie ze mała zamiast niżej to jest wyżej pod żebrami i jakos nie ma ochoty wcale wychodzić. Po 10 błagałam o znieczulenie, płakalam bo myslałam ze tu zejdę z bólu.. wszyscy szekaja na rozwarcie a tu doopa. Wreszcie podano mi znieczulenie wewnątrzoponowe i była ogromna ulga, nawet zaczełam sobie żartować z M że tak bez bolu to ja moge codziennie rodzic. A po 2 godzinach zaczał się znow bol niesamowity i rozwarcie nadal 3cm. Chcialam prosic o dokładkę znieczulenia ale sie okazałao ze Pani Anastezjolog ma iles tam zabiegów i nie moze teraz przyjsc.. załamałam się poprostu bo bole 10/10 a tu nie ma mozliwosci na dokładke.. po godzinie przyszła ... dostalam znieczulenie ale nie działało.. Juz prosiłam ich zeby cesarkę mi zrobili bo nie widac szans na normalny prod ale PAN doktor mowi.. "spokojnie kobiety rodzą po 24 godziny i żyją" myslalam ze go zabije gołymi rękami.. Wreszcie po 14 przyszła na zmianę ludzka Pani doktor zajrzała w papiety i mowi "no widze ze tu od 16 godzin nic sie nie zmienia.. no kochana koniec tego dobrego.. jedziemy na operacyjną" ucieszyłam się jak bym w totka wygrała, widziałam ulgę na twarzy M bo biedny juz od zmyslów odchodził ze moze malej cos bedzie bo tak długo to trwa.. moi rodzice pod szpitalem od rana siedzieli i czekali..
Tak więc przez cesarkę urodziłam 8.09.2009 r o 15:15 Maja warzyla 5790 i mierzyła 56cm.
Jak ją wyjeli to zaniesli M taką całą we krwi i placzącą.. potem umyli.. a mnie zawieźli na pooperacyjną, po drodze mijalam M ktory miał łzy w oczach i moja mamę ktora dziękowala mi za sliczną wnuczkę.. całą noc suszyło mnie jak nie wiem co, mała była na noworodkach i slyszałam jak płakała.. Wyszłyśmy po 3 dobie :))

Po porodzie stwierdziłam że nigdy wiecej dzieci.. nie bede rodzić.. że mozemy adoptowac.. ale teraz z czasem kiedy mala ma juz 6 miesięcy coraz czesciej łapie się na tym że mysle o drugim dziecku :)
 
No to teraz moja kolej.;)
Termin miałam na 13 kwietnia. 12 kwietnia - poniedziałek ok godziny 11 zaczęły się skurcze. Nie były regularne więc się nie martwiłm. Dwa tygodnie przed terminem miałam rozwarcie 3,5 cm. Ok 14.00 zaczęły się skurcze regularnie co 10min i trwały po 45sek. Godzina 14.30 skurcze co 8 min. Jedziemy do szpitala. Minęło 10min i byliśmy na miejscu. Nie mogłam już wytrzymać z bólu, przy każdym skurcze myślałam, że wychodzi mi dziecko. Zawieźli mnie na wózku na salę. Sprawdzili rozwarcie 2cm. Zmniejszyło się o 1,5cm. Kazali mi chodzić. I masowali brzuch kiedy leżałam, aby wywołać poród. Położna powiedziła, że musi zrobić masaż szyjki macicy żeby rozwarcie się powiększyło. Strasznie bolało. Powoli odchodził mi czop śluzowy. Męczyłam się strasznie. Całe szczęście, że był ze mną narzeczony. Później znowu kazali chodzić i masować brzuch. Była godzina 17.00 a ja dalej nic rozwarcie 2,5cm. Znowu masaż szyjki. Zwiększyło się do 3cm. Położna cały czas masowała brzuch. Później wsadzili mnie do wanny z ciepłą wodą (podobno przyspiesza poród). Poleżałam jakieś 15min w tej wannie. Znowu sprawdzili rozwarcie dalej 3cm. Znowu masaż szyjki. Straszny ból. Masowała mi jakieś 15min. Rozwarcie 4cm. Znowu kazali chodzić. Po godzinie chodzenia rozwarcie na 6,5cm. Ponownie zaczęli masować brzuch. Ok godziny 20 zaczęły się silniejsze skurcze. Odeszły mi wody. Ból nie do wytrzymania. Zawieźli mnie na porodówkę. Rozwarcie 8cm. Przy każdym skurczu kazali mi przeć. Parłam z całej siły, ale mój maluszek nie chciał wyjść. Położna naciskała mi na brzuch żeby przyspieszyć. Godzina 21.30. A ja jeszcze się męczę. Skurcze co 1-2 min trwające po 60 sek. Wzięłam się w garść. Parłam tak jak tylko mogłam. Przy 4 parciu zaczęła wychodzić główka. Dopiero! Godzina 23 dopiero widać główkę. Dalej naciskają mi na brzuch. Parłam z całych sił. W końcu przy 7 parciu wyszła głowka. A gdzie tu reszta? Myślałam. Darłam się niesamowicie. Mój ukochany cały czas był ze mną i ciągle powtarzał: "Kochanie dasz radę. Jeszcze troszkę." A położne krzyczały "Przyj!" I tak co chwilę. Byłam strasznie zmęczona. Ok godziny 24 zaczęły się takie pożądne bóle. 11 parcie i maluszek wyszedł z pomocą położnych.
Odetchnęłam z ulgą. ; )
 
Podzielmy się uczuciami jakie towarzyszą od chwili, gdy dowiadujemy się poczęciu w swoim łonie dziecka. Odsuńmy na na chwilę (niezwykle ważne) tematy biologiczne i spróbujmy przybliżyć ten aspekt ciąży, jakimi są uczucia do dziecka pojawiające się w trakcie ciąży i więź duchowa, emocje.
Z pewnością będzie to ciekawy temat do dzielenia się własnymi przeżyciami, lekcja dla przyszłych mam, a może mężczyzn ciekawych tematu.​
 
Ostatnia edycja:
hmm ciekawy temat moje odczucia..? Na początku byłą wielka radość i łzy.. po jakimś czasie była niepewność"czy dziecko bedzie zdrowe i jak przejde poród?" później strach przed samym porodem który w dniu porodu minął :) no i szczęscie gdy malutka istotka sie urodziła:) ciąża to coś pięknego..:)
 
reklama
Ja nigdy nie palalam sympatia do dzieci i nie planowalam dziecka wogole.
Jak sie dowiedzialam to byly lzy rozpaczy, depresje, wscieklosc i inne negatywne uczucia.
Na szczescie moj facet byl pozytywnej mysli i cieszylo go to, ze bedziemy miec dziecko. Dzieki niemu jakos wytrwalam ciaze, starajac sie myslec o tym wszystkim jak najlepiej, mimo to i tak pojawialy sie mysli; czy bede ja kochac? czy bede w ogole ja chciala? czy bedzie mi sie podobala? Do konca ciazy nie zaakceptowalam jej do konca, wciaz byl strach o wlasna przyszlosc, czego nie bede mogla teraz robic, ze skonczylo sie moje zycie...
Po porodzie nie bylo lzej. Na pytanie mojej mamy, czy ja kocham, odpowiedzialam, ze nie wiem. A nie kochalam, mialam mieszane uczucia. Ciezko znioslam porod i pierwsze dni macierzynstwa.
Dopiero pewnego dnia, podczas karmienia, spojrzalam jej gleboko w oczy i oswiecilo mnie jak bardzo szalenie ja kocham, ze od tej chwili nie mogla bym juz zyc bez niej, ze jest dla mnie calym swiatem, najukochanszym serduszkiem... caly czas zaluje tego, ze nie potrafilam ja kochac od poczatku.
Nie bylam gotowa na dziecko, mialam 22 lata i swoje najbardziej szalone chwile zycia. Ciezko bylo to przetrawic.
Nawet teraz czasem tesknie za tym co mogla bym robic w tej chwili gdyby...
Ale teraz kiedy mam taka mala istotke, ktora kocham najmocniej na swiecie, nic nie jest juz takie straszne :)))
Dziewczyny zakochalam sie!!! :))))
 
Do góry