Witam Panie.
Jeśli Panie pozwolą, to dołączę do codziennych rozmów, bo czasami zwyczajnie wygadać się trzeba.
Od ponad trzech lat samotnie wychowuję syna. Jego tatuś ma nową panią, z synem widuje się raz na dwa tygodnie, często dzwoni.
Ja kończę studia (dzienne magisterskie) i szukam pracy.
Ostatnio normalnie się załamałam.
Syn ma nazwisko ojca. Byliśmy u lekarza, jak zawsze pytano o nr karty i mój dowód. Później jeszcze musiałam wyspowiadać się z daty urodzenia dziecka, adresu zamieszkania dziecka, adresu zamieszkania "męża" (tak zapytała "sympatyczna" pani z recepcji)... Dowód mój oglądała, jakbym go na własnej domowej drukarce wydrukowała.
Zwykle jak się wybieraliśmy do lekarza brałam akt urodzenia syna, akurat tym razem nie wzięłam, a żałowałam bardzo. Udusiłabym ją tym świstkiem papieru.
Czy spotkałyście się z takim traktowaniem i jak sobie poradziłyście?
Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim Paniom i maluszkom zdrowia