Szczerze mówiąc, powoli naturalnie przechodziło. Ale- kluczowe znaczenie miała własnie zmiana środowiska. Moja nerwica lękowa to efekt wychowywania się w rodzinie dotkniętej alkoholizmem + despotyczna matka+ bierność ojca. Wszyscy pili. Jestem DDA. Po wyjsciu za mąż moje lęki się nasiliły. Został mój brat, moja babcia. Balam się o nich. A mieszkałam daleko. W koncu zrozumiałam ze muszę zawalczyć o siebie. Miałam spokojny dom, dobrego męża, wsparcie. Wyprowadziliśmy się z miasta. Do tego włączono mi leczenie farmakologiczne. Na temat samej genezy nerwicy nie wiedziałam nic. Powoli zaczęłam czytać. Wyciszyłam się. Zrozumiałam ze nie uratuję rodziny skoro ja sama już nie stoję na nogach. Z czasem lęki zaczęły się uspokajać. Urodziłam dwoje dzieci, zrobiłam prawo jazdy (!!!). Żyję, choć są momenty kiedy np. jadę autem i nagle czuję ten znajomy stan. Powtarzam sobie jednak że to tylko myśl. Niech płynie. Jesli jest gorzej- zjeżdżam i wysiadam. Czekam aż przejdzie. Teraz wiem jak sobie z tym radzić. Ale pamiètam też ten obezwładniający, paraliżujący wręcz lęk kiedy nie mogłam nawet oddychać. Bałam się że się uduszę własnym jèzykiem, bo paraliźowało mi twarz. Natomiast pocieszająca w tym wszystkim była myśl że... żyję. Że mimo wszystko jestem przy moim dziecku, że przecież nikt nie zajmie się nim lepiej niż ja, że jestem kiedy ono płacze, kiedy śpi, kiedy mnie potrzebuje. I tego się kurczowo trzymałam, bo w całym tym kotle lęku czułam ogromną miłość do małej. Mimo że myśli miałam różne- że nie kocham, nie chcę, po co mi to było itd. Ale to tylko myśli. Pamiętam jak psychiatra mi powiedziała że w takim stanie jak ja jestem, jeszcze nigdy nikogo nie widziała. Uprzedziła mnie że będzie się "działo wszystko" ale mam pamiętać że na nerwicę nie umrę. To było jak światło. Pomyślałam- inne kobiety np. na onkologii, żegnają się ze swoimi dziećmi. One chciały by żyć, nawet tak marnie jak ja, ale by chciały. A ja nie umieram. To tylko myśli. Jestem w domu, z mężem i moim dzieckiem. A myśli kiedyś miną. Ten strach kiedyś minie. To tłumaczenie było jak brzytwa której trzyma się tonący. Życzę Ci z calego serca siły aby chwycić mocno taką brzytwę i lapać oddech przy każdej okazji, bo wierz mi, ten stan nie trwa wiecznie.