Muszę się Wam trochę pożalić, doła złapałam strasznego... Chodzimy na rehabilitację z młodą już dobrych parę miesięcy i z zajęć na zajęcia jest gorzej (Martyna ma prawie 11msc), dzisiaj już był dramat, krzyk, płacz, wyrywanie się, trzepała się jakby miała drgawki, bić chciała prowadząca, jako skończyliśmy to przyszła do mnie od razu spokój i z uśmiechem do tej babki jakby mówiła "wygrałam". Mówi nam kobieta, że te zajęcia nie mają sensu jak ona się tak zachowuje, że to Nasza wina, bo z pewnością jej na wszystko pozwalamy i rośnie Nam tyran, który nie będzie potrafił się podporządkowac. Tylko ona w domu taka nie jest, nie ma takich sytuacji... Nie wiem co robić, to straszne jak się słyszy od kogoś coś takiego... Podobno w 30-letniej karierze moja jest drugą tak niegrzeczna, wrzeszcząca itd pacjentką. Mówiła żebyśmy pomyśleli o psychologu.