I w 14 tygodniu tego pecherzyka nigdzie nie bylo widac? Nic sie nie zadzialo do tego czasu? Czyli moze byc tak ze przez kolejne 3 miesiace ta beta bedzie mi tak powoli rosnac? Jestem przerazona... jak udalo Ci sie umowic ze szpitalem zebys mogla przyjezdzac na IP zamiast byc hospitalizowana?
Nie
ja po prostu mam bardzo długie, nawet ponad 100 dniowe cykle. Zwykle jest to moje przekleństwo, ale teraz celowo nie tłumaczyłam tego bo liczyłam, że szybciej skończy się ten koszmar, ale nic z tego. Szpital chciał być pewny, że poronienie nie będzie samoczynne.
Moja historia jest dość długa i skomplikowana. Ja śledzę swój cykl mierząc temperaturę więc wiedziałam, że owulacja była w 40stym któryś dniu cyklu. Pozytywny test miałam dopiero 9 grudnia. Moja beta rosła dobrze, po ponad 200%, to był 4tc. Miałam bóle piersi, w 5tc zaczęły się okropne mdłości. To co było nie tak to bóle brzucha tylko z lewej strony i miałam brązowe plamienia. Już nie pamiętam, ale byłam albo 3 albo 4 razy na USG i ciąży nie było nigdzie. Progesteron koło 20, ale poniżej 25 (taki wyklucza cp) czekałam. Mniej więcej w 6tc miałam noc w której bardzo źle się czułam, ból był okropny, wytrzymałam. 2 dni później na USG mój lekarz znalazł ciąże w jajowodzie, dostałam skierowanie na cito do szpitala, kazał mi jechać tak jak stałam. Pojechałam następnego dnia - mąż kazał mi jechać od razu, ale ja płakałam, że nie dam rady wytrzymać świąt w szpitalu bez dzieci. Pojechałam następnego dnia. Tam tak jak napisałam rejestracja, beta, usg - beta wyszła 290 (dosłownie 4 dni wcześniej prawie 1500) w usg czysto, na karcie mam wpisane "poronienie chybione", kazano mi się zgłosić jakbym się gorzej czuła i po świętach kontrola bety. Uspokoiłam się, że to jednak się samo ogarnie, święta super. Po świętach sylwester, dostałam krwawienia, poroniłam albo drugą ciążę albo pseudo pęcherzyk w domu, krwawienie po tygodniu ustało, zero bólu i nic. Mąż ciągle gadał, że miałam jechać do szpitala a ja się ociągam no to zrobiłam betę na własną rękę, byłam pewna że zobaczę tam zero. A tam ponad 300. No to znowu szpital i już się słuchałam i jeździłam co drugi dzień. Beta rosła raz o 3 punkty, raz o 50, raz o 200. Na USG pusto za każdym razem. Endometrium cienkie, okresowe. W dniu przyjęcia do szpitala beta ponad 500, USG trwające prawie godzinę i tak bolesne, że wolałabym rodzić i w końcu jest, malutka zmiana w jajowodzie. Ale jako że brak krwi w otrzewnej to MTX bo szkoda ciąć. Więc według OM to była ciąża bardzo zaawansowana, ale według moich obserwacji to był 10tc
I ja się z nimi nie umawiałam, oni uważali że nie ma powodu do hospitalizacji bo lepiej roni się w domu niż w szpitalu. Nawet obłożenie nie miało nic do rzeczy bo ja przez większość pobytu byłam sama na 3 osobowej sali. Ja uważam, że powinni mnie przyjąć tego 22.12, podać wtedy MTX albo najlepiej usunąć wtedy ten jajowód.
Tak, mogłabym być już w 3 miesiącu ciąży. A tak muszę czekać do lipca i jeszcze pierwsze tygodnie to będzie stres czy na pewno znowu nie CP w tym z*ebanym jajowodzie
Naprawdę zrobisz jak zechcesz, mnie trzącha na maxa brak wsparcia od takiego typa. Bo pewnie dostanę bana, ale mam aż ochotę zapytać co biedny zrobi jak będzie musiał wziąć wolne na pogrzeb
Edit. I zawsze, ale to zawsze masz prawo odmówić przyjęcia się do szpitala, masz prawo w każdym momencie wypisać się na własne żądanie. I masz prawo nawet po takim wypisaniu się za godzinę wrócić do tego szpitala bo jednak się gorzej czujesz. Szpital nigdy nie ma prawa odmówić Ci pomocy