reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Ciąża po 40

reklama
@MagdaELa83 w takim razie życzę POWODZENIA 🙂
Dzięki:)...choć przyznam, że jak czekałam wczoraj w poczekalni u lekarza, a obok mnie siedziało kilka kobiet w ciąży, to mi się lekki stres włączył...jak sobie przypomniałam te wszystkie wizyty w ciąży, badania, emocje:), nakręciłam się jakbym już była w ciąży:)
 
Cześć. Nie siedzę za dużo na forach ale chyba muszą zająć czymś głowę. Obecnie leci mi 42rok. Opowiem wam moją historię życia, trochę długo ale muszę się wygadać. W domu mało kto rozumie i ze za bardzo patrzę w przeszlosc ale nie potrafię zapomniec. A niestety doświadczenia z przeszłości wpływają na teraźniejszośc. Miałam w głowie poukładane że nie będzie dane mi posiadać dziecka, wszystko było ok dopóki nie trafiłam 2 lata temu na faceta z którym zaczęłam planować przyszłość. Oczywiście z racji wieku ja byłam przeciwna juz posiadaniu dzieci on chciał od samego początku znajomości ale zaakceptował mój strach obawy i tak sobie żyliśmy. Po pół roku systematycznego współżycia zaliczyliśmy wpadkę. Pierwsze strach ale też i radość. Moje obawy że coś będzie nie tak zaczęły potwierdzać się w badaniach. Oczywiście poszłam jak najszybciej do lekarza żeby porobić badania wiedząc że nic nie zobaczy ale chciałam zrobić expresowy przygotowanie się. Zalecenia co do witamin, cytologia, pęcherzyk uwidoczniony w macicy, na ten moment ok za 2 tygodnie zobaczyć co się dzieje. W 6 tygodniu za bardzo nic nie widziala zleciła zrobić przyrost, stwierdziła że albo ciąża młodszą niz wychodzi z om albo puste jajo. Załamana przez weekend szukałam info, po przyroście poniżej 60% totalna załamka wizyta i oczywiście niby coś jest ale słabo to widzi. Drugiego dnia poszłam do innego gin. Ona już widziała zarodek z serduszkiem, choć przyrost nie był fajny ale nie kazała się nim sugerować skoro jest serduszko przy takiej becie nie zawsze jest przyrost powyżej tych magicznych 60%. Zleciła cały komplet badań z czego poprzednia nie zaleciła. I tak już zostałam przy tej. Kolejna kontrola wszystko już szło zgodnie z normami. Czyli faktycznie owu musiało się przesunąć. Wizyta po 3tygodniach której się już nie doczekałam. W końcówce 11tygodnia dostałam plamien pojechałam na sor, tam lekarz co prawda dużo gorszy sprzęt niż moja ale nie widziała niby już bijącego serduszka i że niby tak jest już od ok2-3 tygodni. Czyli stało się to krótko po wizycie. Choć zakwestionowała fakt czy faktycznie było widać serduszko 😡 kuźwa sama widziałam, obraz też dużo ładniejszy od szpitalnego. Umówiłam się na zabieg ale chciałam poczekać nie tak od razu. Wieczorem jednak zaczął się koszmar. Na zabieg pojechałem bardziej żeby skontrolowali czy się oczyściło, stwierdzili że lepiej zrobią doczyszcza i że nie będę się męczyć jeszcze kolejnych dni. Ok zgodziłam się. Co do poronienia stwierdzili że tak się zdarza, nie ma się przejmować tylko działać dalej i mogę zaraz w następnym cyklu. Dla mnie chore to, żeby nie zrobić badań, wiek wiekiem ale mimo wszystko. Poszłam na konsultacje prywatnie do innego, tak jakbym chciała sprawdzić moja lekarkę czy coś mogła nie zauważyć, zrobić coś innego. Ten to samo co szpital, badania się robi po 2-3poronieniach i tyle. Stwierdził tylko że ładnie wyczyszczone, endometrium ładnie się odbudowuje i faktycznie możemy starać się w następnym cyklu. Ok ja zaczęłam czytać w necie co mogę porobić za badania, niektóre powinny być robione jak najszybciej po poronieniu, inne później dopiero co najmniej po 6 tygodniach. Zrobiłam ponownie tarczycowe, na trombofilie i na jakieś tam zakaźne. Już po 4 tygodniach od poronienia wyszło że mam podwyższone d-dimery, co powodują zakrzepy i są częstą przyczyną poronień, z całym kompletem badań poszłam do mojej co miała prowadzić ciążę. Ona oczywiście powtórzyła co inni mówią ale od razu powiedziała że tak naprawdę z racji mojego wieku nie ma czasu na błędy i musimy zrobić badania, uff normalna babka jednak. Pokazuje co mam zrobione ona się uśmiechnęła że no tak internet dr google działał. Ale od razu zareagowała że powinnam co najmniej acard łykać. Dołożyła kilka kolejnych badań, prawie jako do iv. No i wyszla załamka, między innymi AMH 0.268. i mamy przyczynę niepowodzenia. Za dużo czynników i bobas nie dał rady. Zła jakość komórki, byłam chora 2 tygodnie na przełomie 5-7 TC, bez leków dlatego tak długo się leczyłam naturalnie, gorączki nie było ale katar kaszel, do tego d-dimery i mamy cię. W między czasie covid, więc wstrzymane starania. Potem dalej dół psychiczny bo nie było owu przez 3 miesiące pęcherzyki nie dorastały, a raz owu było już w 9dc co też źle wpływa na jakość komórki. Tłumaczyłam że to może być po covidzie co lekarka potwierdziła,że covid wpływa na owu i leki które są brane. Po tych 3 miesiącach włączony aromek i zawsze cykl od owu szedł na dupku do testu. W 3 cyklu po aromku torbiel. Ogólnie nie zareagowałam jakoś specjalnie na aromek ale był przynajmniej zawsze 1 pęcherzyk i owu. Po torbieli wstrzymanie podawanie aromka, żeby mieć pewność że się sama na pewno wchłonie. Facet w między czasie badania nasienie żeby sprawdzić czy też sprawa nie jest po jego stronie, tu wyszło wszystko ok. W miesiącu bez aromka stwierdziłam że szczepie się na covid. Zrobilam oczywiście test, choc to był 17dc więc nie miał prawa wyjść ale może gdyby... I tak zaszczepiona zadowolona 3 dni później czułam się gorzej niż po szczepionce zrobiłam test, bo przez 2 dni też mi brzuch napierdzielal i czułam że coś nie tak. I tak jako skutek uboczny szczepionki wyszedł pozytywny 🙈🥰 ja p. znowu zamiast się cieszyć się poryczalam, że spierdolilam całe nasze staranie, teraz kiedy wyszło wzięłam szczepionkę. Miałam już wcześniej umówione wizytę przed nowym cyklem na obranie planu dalszego działania a tu musieliśmy zmienić. Lekarka zszokowana ale mówiła że często po odstawieniu wspomagacze się zachodzi w 1-2nastepnych cyklach. Druga szczepionkę kazała mimo wszystko przyjąć. Po badaniu dostałam krwawienia, wzięłam to na kark że to po badaniu wszystko delikatne, obstawiła mnie dupkiem i luteina tym razem. A ja jak głupia robiłam badania beta i progesteronu tym razem. O całe moje szczęście, że 3 razy super przyrost powyżej 125%, chciałam już odpuścić zrobiłam 4raz a tam już tylko 70% i spadek proga. Kuźwa zrobiłam jeszcze raz to samo przyrost już ok 50% próg stanął. Drugiego dnia dostałam krwawienia, znowu szpital, na szczęście widział pęcherzyk w macicy ale nic więcej, kazał zwiększyć dupka i luteinę o 1 tabletkę dziennie i się położyć nogami do góry, bo na ten moment nic więcej się nie zrobi. Tego samego dnia miałam planowo wizytę u mojej gin, nie wytrzymałam i pojechałam. I całe szczęście bo było serduszko, kuźwa co za sprzęty mają w szpitalu. Zwiększyła mi dawki leków wszystko 2*2. I czekać. Ale stwierdziła że mam krwiaka zaraz blisko pęcherzyka i to może być przyczyną krwawień. Za tydzień znowu kontrola, jednego krwiaka się pozbyłam powstał następny większy ale oddalony od zarodka. No i jakieś duża plama po płynie w że. Przynajmniej wiedziałam że może nastąpić następne krwawienie. Na własnym ślubie dostałam krwawienia, załamka. Ale nic i tak nikt nie jest w stanie zrobić, wizytę planową miałam po kilku dniach więc odpuściłam jeżdżenie po szpitalu bo przecież i tak nic tam widać. Na badaniu jest, kropek pomachał, fikołka zrobił 🥰. Obecnie leci 12 tydzień. Byłam na prenatalnych ale jest za mały 5 mm i chcą zrobić w przyszłym tygodniu. Minęłam w zeszłym tygodniu czas kiedy dowiedziałam się o poronieniu. Wizyty tak układałam żeby były krótko po tych najgorszych momentach z poprzedniej ciąży. Żyje z tygodnia na tydzień, niby się cieszę ale nie potrafię fruwać cieszyć się tak naprawdę. W domu mi zarzucają że za bardzo widzę czarny scenariusz. Ale kto to zrozumie jak nie przeszedł tego co ja. Zrozumieją tak naprawdę osoby które mają podobną przeszłość, które muszą walczyć o to żeby wogole się udało zajść a potem utrzymać. Czuje się gorsza, zła że nie potrafię żyć inaczej. Ech sorry za zaśmiecanie forum.
 
Cześć. Nie siedzę za dużo na forach ale chyba muszą zająć czymś głowę. Obecnie leci mi 42rok. Opowiem wam moją historię życia, trochę długo ale muszę się wygadać. W domu mało kto rozumie i ze za bardzo patrzę w przeszlosc ale nie potrafię zapomniec. A niestety doświadczenia z przeszłości wpływają na teraźniejszośc. Miałam w głowie poukładane że nie będzie dane mi posiadać dziecka, wszystko było ok dopóki nie trafiłam 2 lata temu na faceta z którym zaczęłam planować przyszłość. Oczywiście z racji wieku ja byłam przeciwna juz posiadaniu dzieci on chciał od samego początku znajomości ale zaakceptował mój strach obawy i tak sobie żyliśmy. Po pół roku systematycznego współżycia zaliczyliśmy wpadkę. Pierwsze strach ale też i radość. Moje obawy że coś będzie nie tak zaczęły potwierdzać się w badaniach. Oczywiście poszłam jak najszybciej do lekarza żeby porobić badania wiedząc że nic nie zobaczy ale chciałam zrobić expresowy przygotowanie się. Zalecenia co do witamin, cytologia, pęcherzyk uwidoczniony w macicy, na ten moment ok za 2 tygodnie zobaczyć co się dzieje. W 6 tygodniu za bardzo nic nie widziala zleciła zrobić przyrost, stwierdziła że albo ciąża młodszą niz wychodzi z om albo puste jajo. Załamana przez weekend szukałam info, po przyroście poniżej 60% totalna załamka wizyta i oczywiście niby coś jest ale słabo to widzi. Drugiego dnia poszłam do innego gin. Ona już widziała zarodek z serduszkiem, choć przyrost nie był fajny ale nie kazała się nim sugerować skoro jest serduszko przy takiej becie nie zawsze jest przyrost powyżej tych magicznych 60%. Zleciła cały komplet badań z czego poprzednia nie zaleciła. I tak już zostałam przy tej. Kolejna kontrola wszystko już szło zgodnie z normami. Czyli faktycznie owu musiało się przesunąć. Wizyta po 3tygodniach której się już nie doczekałam. W końcówce 11tygodnia dostałam plamien pojechałam na sor, tam lekarz co prawda dużo gorszy sprzęt niż moja ale nie widziała niby już bijącego serduszka i że niby tak jest już od ok2-3 tygodni. Czyli stało się to krótko po wizycie. Choć zakwestionowała fakt czy faktycznie było widać serduszko [emoji35] kuźwa sama widziałam, obraz też dużo ładniejszy od szpitalnego. Umówiłam się na zabieg ale chciałam poczekać nie tak od razu. Wieczorem jednak zaczął się koszmar. Na zabieg pojechałem bardziej żeby skontrolowali czy się oczyściło, stwierdzili że lepiej zrobią doczyszcza i że nie będę się męczyć jeszcze kolejnych dni. Ok zgodziłam się. Co do poronienia stwierdzili że tak się zdarza, nie ma się przejmować tylko działać dalej i mogę zaraz w następnym cyklu. Dla mnie chore to, żeby nie zrobić badań, wiek wiekiem ale mimo wszystko. Poszłam na konsultacje prywatnie do innego, tak jakbym chciała sprawdzić moja lekarkę czy coś mogła nie zauważyć, zrobić coś innego. Ten to samo co szpital, badania się robi po 2-3poronieniach i tyle. Stwierdził tylko że ładnie wyczyszczone, endometrium ładnie się odbudowuje i faktycznie możemy starać się w następnym cyklu. Ok ja zaczęłam czytać w necie co mogę porobić za badania, niektóre powinny być robione jak najszybciej po poronieniu, inne później dopiero co najmniej po 6 tygodniach. Zrobiłam ponownie tarczycowe, na trombofilie i na jakieś tam zakaźne. Już po 4 tygodniach od poronienia wyszło że mam podwyższone d-dimery, co powodują zakrzepy i są częstą przyczyną poronień, z całym kompletem badań poszłam do mojej co miała prowadzić ciążę. Ona oczywiście powtórzyła co inni mówią ale od razu powiedziała że tak naprawdę z racji mojego wieku nie ma czasu na błędy i musimy zrobić badania, uff normalna babka jednak. Pokazuje co mam zrobione ona się uśmiechnęła że no tak internet dr google działał. Ale od razu zareagowała że powinnam co najmniej acard łykać. Dołożyła kilka kolejnych badań, prawie jako do iv. No i wyszla załamka, między innymi AMH 0.268. i mamy przyczynę niepowodzenia. Za dużo czynników i bobas nie dał rady. Zła jakość komórki, byłam chora 2 tygodnie na przełomie 5-7 TC, bez leków dlatego tak długo się leczyłam naturalnie, gorączki nie było ale katar kaszel, do tego d-dimery i mamy cię. W między czasie covid, więc wstrzymane starania. Potem dalej dół psychiczny bo nie było owu przez 3 miesiące pęcherzyki nie dorastały, a raz owu było już w 9dc co też źle wpływa na jakość komórki. Tłumaczyłam że to może być po covidzie co lekarka potwierdziła,że covid wpływa na owu i leki które są brane. Po tych 3 miesiącach włączony aromek i zawsze cykl od owu szedł na dupku do testu. W 3 cyklu po aromku torbiel. Ogólnie nie zareagowałam jakoś specjalnie na aromek ale był przynajmniej zawsze 1 pęcherzyk i owu. Po torbieli wstrzymanie podawanie aromka, żeby mieć pewność że się sama na pewno wchłonie. Facet w między czasie badania nasienie żeby sprawdzić czy też sprawa nie jest po jego stronie, tu wyszło wszystko ok. W miesiącu bez aromka stwierdziłam że szczepie się na covid. Zrobilam oczywiście test, choc to był 17dc więc nie miał prawa wyjść ale może gdyby... I tak zaszczepiona zadowolona 3 dni później czułam się gorzej niż po szczepionce zrobiłam test, bo przez 2 dni też mi brzuch napierdzielal i czułam że coś nie tak. I tak jako skutek uboczny szczepionki wyszedł pozytywny [emoji85][emoji3059] ja p. znowu zamiast się cieszyć się poryczalam, że spierdolilam całe nasze staranie, teraz kiedy wyszło wzięłam szczepionkę. Miałam już wcześniej umówione wizytę przed nowym cyklem na obranie planu dalszego działania a tu musieliśmy zmienić. Lekarka zszokowana ale mówiła że często po odstawieniu wspomagacze się zachodzi w 1-2nastepnych cyklach. Druga szczepionkę kazała mimo wszystko przyjąć. Po badaniu dostałam krwawienia, wzięłam to na kark że to po badaniu wszystko delikatne, obstawiła mnie dupkiem i luteina tym razem. A ja jak głupia robiłam badania beta i progesteronu tym razem. O całe moje szczęście, że 3 razy super przyrost powyżej 125%, chciałam już odpuścić zrobiłam 4raz a tam już tylko 70% i spadek proga. Kuźwa zrobiłam jeszcze raz to samo przyrost już ok 50% próg stanął. Drugiego dnia dostałam krwawienia, znowu szpital, na szczęście widział pęcherzyk w macicy ale nic więcej, kazał zwiększyć dupka i luteinę o 1 tabletkę dziennie i się położyć nogami do góry, bo na ten moment nic więcej się nie zrobi. Tego samego dnia miałam planowo wizytę u mojej gin, nie wytrzymałam i pojechałam. I całe szczęście bo było serduszko, kuźwa co za sprzęty mają w szpitalu. Zwiększyła mi dawki leków wszystko 2*2. I czekać. Ale stwierdziła że mam krwiaka zaraz blisko pęcherzyka i to może być przyczyną krwawień. Za tydzień znowu kontrola, jednego krwiaka się pozbyłam powstał następny większy ale oddalony od zarodka. No i jakieś duża plama po płynie w że. Przynajmniej wiedziałam że może nastąpić następne krwawienie. Na własnym ślubie dostałam krwawienia, załamka. Ale nic i tak nikt nie jest w stanie zrobić, wizytę planową miałam po kilku dniach więc odpuściłam jeżdżenie po szpitalu bo przecież i tak nic tam widać. Na badaniu jest, kropek pomachał, fikołka zrobił [emoji3059]. Obecnie leci 12 tydzień. Byłam na prenatalnych ale jest za mały 5 mm i chcą zrobić w przyszłym tygodniu. Minęłam w zeszłym tygodniu czas kiedy dowiedziałam się o poronieniu. Wizyty tak układałam żeby były krótko po tych najgorszych momentach z poprzedniej ciąży. Żyje z tygodnia na tydzień, niby się cieszę ale nie potrafię fruwać cieszyć się tak naprawdę. W domu mi zarzucają że za bardzo widzę czarny scenariusz. Ale kto to zrozumie jak nie przeszedł tego co ja. Zrozumieją tak naprawdę osoby które mają podobną przeszłość, które muszą walczyć o to żeby wogole się udało zajść a potem utrzymać. Czuje się gorsza, zła że nie potrafię żyć inaczej. Ech sorry za zaśmiecanie forum.
Ciąża po poronieniu jest trudniejsza. Człowiek wie, że być w ciąży nie równa się urodzić dziecko. Bardziej wsłuchuję się w ciało. Teraz trudno ci się cieszyć. Jednak przyjdzie taki czas, że radości będzie więcej niż strachu. Staraj się wtedy cieszyć najbardziej na świecie. No i pamiętaj. Jesteś już mama. Teraz pierwsza myśl pozytywnie. Uwierz w małego człowieka, w siłę życia i wolę walki. Daj ciału szansę. Lekarze mogą się mylić, a biologia robi swoje. Życzę, by udało się dotrwać do conajmniej 38tc bez zbytnich ekscesów. A potem urodzić zdrowe i żywe maleństwo. Wszystkiego dobrego
 
Cześć. Nie siedzę za dużo na forach ale chyba muszą zająć czymś głowę. Obecnie leci mi 42rok. Opowiem wam moją historię życia, trochę długo ale muszę się wygadać. W domu mało kto rozumie i ze za bardzo patrzę w przeszlosc ale nie potrafię zapomniec. A niestety doświadczenia z przeszłości wpływają na teraźniejszośc. Miałam w głowie poukładane że nie będzie dane mi posiadać dziecka, wszystko było ok dopóki nie trafiłam 2 lata temu na faceta z którym zaczęłam planować przyszłość. Oczywiście z racji wieku ja byłam przeciwna juz posiadaniu dzieci on chciał od samego początku znajomości ale zaakceptował mój strach obawy i tak sobie żyliśmy. Po pół roku systematycznego współżycia zaliczyliśmy wpadkę. Pierwsze strach ale też i radość. Moje obawy że coś będzie nie tak zaczęły potwierdzać się w badaniach. Oczywiście poszłam jak najszybciej do lekarza żeby porobić badania wiedząc że nic nie zobaczy ale chciałam zrobić expresowy przygotowanie się. Zalecenia co do witamin, cytologia, pęcherzyk uwidoczniony w macicy, na ten moment ok za 2 tygodnie zobaczyć co się dzieje. W 6 tygodniu za bardzo nic nie widziala zleciła zrobić przyrost, stwierdziła że albo ciąża młodszą niz wychodzi z om albo puste jajo. Załamana przez weekend szukałam info, po przyroście poniżej 60% totalna załamka wizyta i oczywiście niby coś jest ale słabo to widzi. Drugiego dnia poszłam do innego gin. Ona już widziała zarodek z serduszkiem, choć przyrost nie był fajny ale nie kazała się nim sugerować skoro jest serduszko przy takiej becie nie zawsze jest przyrost powyżej tych magicznych 60%. Zleciła cały komplet badań z czego poprzednia nie zaleciła. I tak już zostałam przy tej. Kolejna kontrola wszystko już szło zgodnie z normami. Czyli faktycznie owu musiało się przesunąć. Wizyta po 3tygodniach której się już nie doczekałam. W końcówce 11tygodnia dostałam plamien pojechałam na sor, tam lekarz co prawda dużo gorszy sprzęt niż moja ale nie widziała niby już bijącego serduszka i że niby tak jest już od ok2-3 tygodni. Czyli stało się to krótko po wizycie. Choć zakwestionowała fakt czy faktycznie było widać serduszko 😡 kuźwa sama widziałam, obraz też dużo ładniejszy od szpitalnego. Umówiłam się na zabieg ale chciałam poczekać nie tak od razu. Wieczorem jednak zaczął się koszmar. Na zabieg pojechałem bardziej żeby skontrolowali czy się oczyściło, stwierdzili że lepiej zrobią doczyszcza i że nie będę się męczyć jeszcze kolejnych dni. Ok zgodziłam się. Co do poronienia stwierdzili że tak się zdarza, nie ma się przejmować tylko działać dalej i mogę zaraz w następnym cyklu. Dla mnie chore to, żeby nie zrobić badań, wiek wiekiem ale mimo wszystko. Poszłam na konsultacje prywatnie do innego, tak jakbym chciała sprawdzić moja lekarkę czy coś mogła nie zauważyć, zrobić coś innego. Ten to samo co szpital, badania się robi po 2-3poronieniach i tyle. Stwierdził tylko że ładnie wyczyszczone, endometrium ładnie się odbudowuje i faktycznie możemy starać się w następnym cyklu. Ok ja zaczęłam czytać w necie co mogę porobić za badania, niektóre powinny być robione jak najszybciej po poronieniu, inne później dopiero co najmniej po 6 tygodniach. Zrobiłam ponownie tarczycowe, na trombofilie i na jakieś tam zakaźne. Już po 4 tygodniach od poronienia wyszło że mam podwyższone d-dimery, co powodują zakrzepy i są częstą przyczyną poronień, z całym kompletem badań poszłam do mojej co miała prowadzić ciążę. Ona oczywiście powtórzyła co inni mówią ale od razu powiedziała że tak naprawdę z racji mojego wieku nie ma czasu na błędy i musimy zrobić badania, uff normalna babka jednak. Pokazuje co mam zrobione ona się uśmiechnęła że no tak internet dr google działał. Ale od razu zareagowała że powinnam co najmniej acard łykać. Dołożyła kilka kolejnych badań, prawie jako do iv. No i wyszla załamka, między innymi AMH 0.268. i mamy przyczynę niepowodzenia. Za dużo czynników i bobas nie dał rady. Zła jakość komórki, byłam chora 2 tygodnie na przełomie 5-7 TC, bez leków dlatego tak długo się leczyłam naturalnie, gorączki nie było ale katar kaszel, do tego d-dimery i mamy cię. W między czasie covid, więc wstrzymane starania. Potem dalej dół psychiczny bo nie było owu przez 3 miesiące pęcherzyki nie dorastały, a raz owu było już w 9dc co też źle wpływa na jakość komórki. Tłumaczyłam że to może być po covidzie co lekarka potwierdziła,że covid wpływa na owu i leki które są brane. Po tych 3 miesiącach włączony aromek i zawsze cykl od owu szedł na dupku do testu. W 3 cyklu po aromku torbiel. Ogólnie nie zareagowałam jakoś specjalnie na aromek ale był przynajmniej zawsze 1 pęcherzyk i owu. Po torbieli wstrzymanie podawanie aromka, żeby mieć pewność że się sama na pewno wchłonie. Facet w między czasie badania nasienie żeby sprawdzić czy też sprawa nie jest po jego stronie, tu wyszło wszystko ok. W miesiącu bez aromka stwierdziłam że szczepie się na covid. Zrobilam oczywiście test, choc to był 17dc więc nie miał prawa wyjść ale może gdyby... I tak zaszczepiona zadowolona 3 dni później czułam się gorzej niż po szczepionce zrobiłam test, bo przez 2 dni też mi brzuch napierdzielal i czułam że coś nie tak. I tak jako skutek uboczny szczepionki wyszedł pozytywny 🙈🥰 ja p. znowu zamiast się cieszyć się poryczalam, że spierdolilam całe nasze staranie, teraz kiedy wyszło wzięłam szczepionkę. Miałam już wcześniej umówione wizytę przed nowym cyklem na obranie planu dalszego działania a tu musieliśmy zmienić. Lekarka zszokowana ale mówiła że często po odstawieniu wspomagacze się zachodzi w 1-2nastepnych cyklach. Druga szczepionkę kazała mimo wszystko przyjąć. Po badaniu dostałam krwawienia, wzięłam to na kark że to po badaniu wszystko delikatne, obstawiła mnie dupkiem i luteina tym razem. A ja jak głupia robiłam badania beta i progesteronu tym razem. O całe moje szczęście, że 3 razy super przyrost powyżej 125%, chciałam już odpuścić zrobiłam 4raz a tam już tylko 70% i spadek proga. Kuźwa zrobiłam jeszcze raz to samo przyrost już ok 50% próg stanął. Drugiego dnia dostałam krwawienia, znowu szpital, na szczęście widział pęcherzyk w macicy ale nic więcej, kazał zwiększyć dupka i luteinę o 1 tabletkę dziennie i się położyć nogami do góry, bo na ten moment nic więcej się nie zrobi. Tego samego dnia miałam planowo wizytę u mojej gin, nie wytrzymałam i pojechałam. I całe szczęście bo było serduszko, kuźwa co za sprzęty mają w szpitalu. Zwiększyła mi dawki leków wszystko 2*2. I czekać. Ale stwierdziła że mam krwiaka zaraz blisko pęcherzyka i to może być przyczyną krwawień. Za tydzień znowu kontrola, jednego krwiaka się pozbyłam powstał następny większy ale oddalony od zarodka. No i jakieś duża plama po płynie w że. Przynajmniej wiedziałam że może nastąpić następne krwawienie. Na własnym ślubie dostałam krwawienia, załamka. Ale nic i tak nikt nie jest w stanie zrobić, wizytę planową miałam po kilku dniach więc odpuściłam jeżdżenie po szpitalu bo przecież i tak nic tam widać. Na badaniu jest, kropek pomachał, fikołka zrobił 🥰. Obecnie leci 12 tydzień. Byłam na prenatalnych ale jest za mały 5 mm i chcą zrobić w przyszłym tygodniu. Minęłam w zeszłym tygodniu czas kiedy dowiedziałam się o poronieniu. Wizyty tak układałam żeby były krótko po tych najgorszych momentach z poprzedniej ciąży. Żyje z tygodnia na tydzień, niby się cieszę ale nie potrafię fruwać cieszyć się tak naprawdę. W domu mi zarzucają że za bardzo widzę czarny scenariusz. Ale kto to zrozumie jak nie przeszedł tego co ja. Zrozumieją tak naprawdę osoby które mają podobną przeszłość, które muszą walczyć o to żeby wogole się udało zajść a potem utrzymać. Czuje się gorsza, zła że nie potrafię żyć inaczej. Ech sorry za zaśmiecanie forum.
Trafiłaś w dobre miejsce ❤️kiedy mi koło czterdziestki zamarzyła się ciąża, to forum bardzo mi pomogło, pomogło mi również po 2 stratach. Doskonale Cię rozumiem, kiedy w końcu zaszłam w kolejną ciąże miałam dokładnie tak samo jak ty teraz, biegałam do lekarki co tydzień, jak tylko mnie widziała to mówiła ok to zaczniemy od usg 🙂jak już widziałam że jest ok, że serduszko bije, ogromna ulga, ale tylko na chwilę i znowu stres i tak od wizyty do wizyty.Co mogę poradzić to tak jak w sumie sama na początku napisałaś, zająć czymś głowę, książki, filmy, cokolwiek żeby po prostu nie bombardować się myślami cały czas. Ja odczułam dużą ulgę po amnio, robiłam ją ze względu na złe wyniki pappy, kiedy okazało się że dziecko jest zdrowe, byłam już o niebo spokojniejsza.
Trzymam kciuki za Ciebie i maluszka ❤️
 
Cześć. Nie siedzę za dużo na forach ale chyba muszą zająć czymś głowę. Obecnie leci mi 42rok. Opowiem wam moją historię życia, trochę długo ale muszę się wygadać. W domu mało kto rozumie i ze za bardzo patrzę w przeszlosc ale nie potrafię zapomniec. A niestety doświadczenia z przeszłości wpływają na teraźniejszośc. Miałam w głowie poukładane że nie będzie dane mi posiadać dziecka, wszystko było ok dopóki nie trafiłam 2 lata temu na faceta z którym zaczęłam planować przyszłość. Oczywiście z racji wieku ja byłam przeciwna juz posiadaniu dzieci on chciał od samego początku znajomości ale zaakceptował mój strach obawy i tak sobie żyliśmy. Po pół roku systematycznego współżycia zaliczyliśmy wpadkę. Pierwsze strach ale też i radość. Moje obawy że coś będzie nie tak zaczęły potwierdzać się w badaniach. Oczywiście poszłam jak najszybciej do lekarza żeby porobić badania wiedząc że nic nie zobaczy ale chciałam zrobić expresowy przygotowanie się. Zalecenia co do witamin, cytologia, pęcherzyk uwidoczniony w macicy, na ten moment ok za 2 tygodnie zobaczyć co się dzieje. W 6 tygodniu za bardzo nic nie widziala zleciła zrobić przyrost, stwierdziła że albo ciąża młodszą niz wychodzi z om albo puste jajo. Załamana przez weekend szukałam info, po przyroście poniżej 60% totalna załamka wizyta i oczywiście niby coś jest ale słabo to widzi. Drugiego dnia poszłam do innego gin. Ona już widziała zarodek z serduszkiem, choć przyrost nie był fajny ale nie kazała się nim sugerować skoro jest serduszko przy takiej becie nie zawsze jest przyrost powyżej tych magicznych 60%. Zleciła cały komplet badań z czego poprzednia nie zaleciła. I tak już zostałam przy tej. Kolejna kontrola wszystko już szło zgodnie z normami. Czyli faktycznie owu musiało się przesunąć. Wizyta po 3tygodniach której się już nie doczekałam. W końcówce 11tygodnia dostałam plamien pojechałam na sor, tam lekarz co prawda dużo gorszy sprzęt niż moja ale nie widziała niby już bijącego serduszka i że niby tak jest już od ok2-3 tygodni. Czyli stało się to krótko po wizycie. Choć zakwestionowała fakt czy faktycznie było widać serduszko 😡 kuźwa sama widziałam, obraz też dużo ładniejszy od szpitalnego. Umówiłam się na zabieg ale chciałam poczekać nie tak od razu. Wieczorem jednak zaczął się koszmar. Na zabieg pojechałem bardziej żeby skontrolowali czy się oczyściło, stwierdzili że lepiej zrobią doczyszcza i że nie będę się męczyć jeszcze kolejnych dni. Ok zgodziłam się. Co do poronienia stwierdzili że tak się zdarza, nie ma się przejmować tylko działać dalej i mogę zaraz w następnym cyklu. Dla mnie chore to, żeby nie zrobić badań, wiek wiekiem ale mimo wszystko. Poszłam na konsultacje prywatnie do innego, tak jakbym chciała sprawdzić moja lekarkę czy coś mogła nie zauważyć, zrobić coś innego. Ten to samo co szpital, badania się robi po 2-3poronieniach i tyle. Stwierdził tylko że ładnie wyczyszczone, endometrium ładnie się odbudowuje i faktycznie możemy starać się w następnym cyklu. Ok ja zaczęłam czytać w necie co mogę porobić za badania, niektóre powinny być robione jak najszybciej po poronieniu, inne później dopiero co najmniej po 6 tygodniach. Zrobiłam ponownie tarczycowe, na trombofilie i na jakieś tam zakaźne. Już po 4 tygodniach od poronienia wyszło że mam podwyższone d-dimery, co powodują zakrzepy i są częstą przyczyną poronień, z całym kompletem badań poszłam do mojej co miała prowadzić ciążę. Ona oczywiście powtórzyła co inni mówią ale od razu powiedziała że tak naprawdę z racji mojego wieku nie ma czasu na błędy i musimy zrobić badania, uff normalna babka jednak. Pokazuje co mam zrobione ona się uśmiechnęła że no tak internet dr google działał. Ale od razu zareagowała że powinnam co najmniej acard łykać. Dołożyła kilka kolejnych badań, prawie jako do iv. No i wyszla załamka, między innymi AMH 0.268. i mamy przyczynę niepowodzenia. Za dużo czynników i bobas nie dał rady. Zła jakość komórki, byłam chora 2 tygodnie na przełomie 5-7 TC, bez leków dlatego tak długo się leczyłam naturalnie, gorączki nie było ale katar kaszel, do tego d-dimery i mamy cię. W między czasie covid, więc wstrzymane starania. Potem dalej dół psychiczny bo nie było owu przez 3 miesiące pęcherzyki nie dorastały, a raz owu było już w 9dc co też źle wpływa na jakość komórki. Tłumaczyłam że to może być po covidzie co lekarka potwierdziła,że covid wpływa na owu i leki które są brane. Po tych 3 miesiącach włączony aromek i zawsze cykl od owu szedł na dupku do testu. W 3 cyklu po aromku torbiel. Ogólnie nie zareagowałam jakoś specjalnie na aromek ale był przynajmniej zawsze 1 pęcherzyk i owu. Po torbieli wstrzymanie podawanie aromka, żeby mieć pewność że się sama na pewno wchłonie. Facet w między czasie badania nasienie żeby sprawdzić czy też sprawa nie jest po jego stronie, tu wyszło wszystko ok. W miesiącu bez aromka stwierdziłam że szczepie się na covid. Zrobilam oczywiście test, choc to był 17dc więc nie miał prawa wyjść ale może gdyby... I tak zaszczepiona zadowolona 3 dni później czułam się gorzej niż po szczepionce zrobiłam test, bo przez 2 dni też mi brzuch napierdzielal i czułam że coś nie tak. I tak jako skutek uboczny szczepionki wyszedł pozytywny 🙈🥰 ja p. znowu zamiast się cieszyć się poryczalam, że spierdolilam całe nasze staranie, teraz kiedy wyszło wzięłam szczepionkę. Miałam już wcześniej umówione wizytę przed nowym cyklem na obranie planu dalszego działania a tu musieliśmy zmienić. Lekarka zszokowana ale mówiła że często po odstawieniu wspomagacze się zachodzi w 1-2nastepnych cyklach. Druga szczepionkę kazała mimo wszystko przyjąć. Po badaniu dostałam krwawienia, wzięłam to na kark że to po badaniu wszystko delikatne, obstawiła mnie dupkiem i luteina tym razem. A ja jak głupia robiłam badania beta i progesteronu tym razem. O całe moje szczęście, że 3 razy super przyrost powyżej 125%, chciałam już odpuścić zrobiłam 4raz a tam już tylko 70% i spadek proga. Kuźwa zrobiłam jeszcze raz to samo przyrost już ok 50% próg stanął. Drugiego dnia dostałam krwawienia, znowu szpital, na szczęście widział pęcherzyk w macicy ale nic więcej, kazał zwiększyć dupka i luteinę o 1 tabletkę dziennie i się położyć nogami do góry, bo na ten moment nic więcej się nie zrobi. Tego samego dnia miałam planowo wizytę u mojej gin, nie wytrzymałam i pojechałam. I całe szczęście bo było serduszko, kuźwa co za sprzęty mają w szpitalu. Zwiększyła mi dawki leków wszystko 2*2. I czekać. Ale stwierdziła że mam krwiaka zaraz blisko pęcherzyka i to może być przyczyną krwawień. Za tydzień znowu kontrola, jednego krwiaka się pozbyłam powstał następny większy ale oddalony od zarodka. No i jakieś duża plama po płynie w że. Przynajmniej wiedziałam że może nastąpić następne krwawienie. Na własnym ślubie dostałam krwawienia, załamka. Ale nic i tak nikt nie jest w stanie zrobić, wizytę planową miałam po kilku dniach więc odpuściłam jeżdżenie po szpitalu bo przecież i tak nic tam widać. Na badaniu jest, kropek pomachał, fikołka zrobił 🥰. Obecnie leci 12 tydzień. Byłam na prenatalnych ale jest za mały 5 mm i chcą zrobić w przyszłym tygodniu. Minęłam w zeszłym tygodniu czas kiedy dowiedziałam się o poronieniu. Wizyty tak układałam żeby były krótko po tych najgorszych momentach z poprzedniej ciąży. Żyje z tygodnia na tydzień, niby się cieszę ale nie potrafię fruwać cieszyć się tak naprawdę. W domu mi zarzucają że za bardzo widzę czarny scenariusz. Ale kto to zrozumie jak nie przeszedł tego co ja. Zrozumieją tak naprawdę osoby które mają podobną przeszłość, które muszą walczyć o to żeby wogole się udało zajść a potem utrzymać. Czuje się gorsza, zła że nie potrafię żyć inaczej. Ech sorry za zaśmiecanie forum.
Ech, rozumiem Cię doskonale, to uzasadnione, że masz wiele obaw. Znam ten strach doskonale. Donosiłam ciążę z synkiem dwa lata temu a przed tą ciążą miałam 3 poronienia i dwie ciąże biochemiczne więc stres był nie do opisania. Przed każdą wizytą ze strachu prawie nie oddychałam, nie mogłam spać i o niczym innym myśleć. Mnie bardzo pomagała modlitwa.Dopiero po 20tc poczułam się ciut bezpieczniej. Życzę Ci jak najwięcej spokoju i zdrowego maluszka ❤️
 
reklama
Witajcie.
Mam pytanie do tych z Was które mają aniołki. Otóż... Jakie badania po stracie wykonywałyście? Wprawdzie mój lekarz nie rekomendował mi żadnych badań nazywajac moją stratę incydentem, ale czuję jakiś niepokój w tym zakresie.

W tym tygodniu umówiłam się na badania w kierunku trombofili wrodzonej, bo naczytalam się że w wielu przypadkach to właśnie ona odpowiada za obumarcia płodów.
Jeśli chodzi o toxoplazmoze i cytomegalie to nie chorowalam.

Jakie są Wasze doświadczenia w tym temacie?
 
Do góry