Cześć dziewczyny. w listopadzie kończę 41 l. Rok temu poznałam wspaniałego faceta. W lipcu zaszłam niespodziewanie w ciążę, choć jakoś specjalnie się nie pilnowaliśmy. Na pewno coś w owu się przesunęło. Radość mieszała się ze strachem. U mnie początkowo strach zwyciężał. Po pierwszej wizycie, ginekolog pouczyła co mi się należy z racji wieku, prosiłam tylko o jedno, że jeśli ma coś pójść nie tak, to nie chcę podejmować decyzji. Radość najbliższych przyćmiła złe myśli. Jednak 13.09 wszystko się zawaliło. Dowiedziałam się, że serduszko przestało bić krótko po badaniu, czyli jakieś ponad 2 tyg. 14.09 zaczęło się naturalne poronienie, trwało 3 dni. Ból i widok do końca życia zostanie w moich oczach. 17.09 miałam planowany zabieg i lekarz podjął decyzję, że szybciej dojdę do siebie fizycznie. A ważne, że organizm sam naturalnie zaczął akcję. Ciężko się z tym pogodzić, układam sobie w głowie, że gdyby to się stało później, gdyby się urodziło chore byłoby jeszcze gorzej. Lekarze wychodzą z założenia, że to przypadek, że tak się zdarza. Uwierzyłabym gdyby nie to, że serduszko mu biło. Więc widzę problem w czymś innym. Tylko moja gin. kazała się wstrzymać z próbami. chce zrobić badania mimo, że to pierwsze poronienie.Mam już część badań i są w normie, tylko d-dimery wyszły trochę za duże , mam 541 (norma max 500), na szczęście mutacje genów negatywne. Zastanawiam się czy przeziębienie jakie przechodziłam w 7-8tc mogło wpłynąć na poronienie. choć lekarze raczej nie upatrują w tym przyczyny. Wtedy też załapałam wysypkę czerwoną na ciele pod piersiami. Najpierw miało to być związane od nadmiernego potu, Po zabiegu wszystko zniknęło, poczym po 2 tygodniach wywaliło ponownie ale dużo większe miejsce i bardziej czerwone. Okazało się, że o drożdżyca. Wg dermatologa raczej nie powinno to wpływać na poronienie (badania pochwy nie miałam robione). Po miesiącu znowu byłam przeziębiona i się wkurzyłam bo przy tak częstym zachorowaniu to ja nie jestem w stanie żądnej ciąży donosić. brałam antybiotyki, powinnam się wstrzymać ze staraniami, teraz załapałam covid-a. Fuck nic nie idzie tak jak by się chciało. Po stracie jak nigdy, chciałabym mieć dziecko, ale boję się cholernie kolejnej straty, nie mam w sumie czasu na szukanie przyczyn. Choć jak czytam niektóre z Was, to nie jestem jeszcze w takiej najgorszej sytuacji, przynajmniej na razie tak myślę.
Boże czy mamy próbować jeszcze raz ??