Witajcie dziewczyny,
Nie nadrobię czytania, piszę szybko bo ciągle jestem w szpitalu i nie mam tu stałego dojścia do neta.
Jestem ciągle w jednym kawałku, cesarkę mam zaplanowaną na 27.01 i chyba ten termin sie juz nie zmieni. Leżę tu głównie z powodu cholestazy - koszmarna przypadłość, nie życzę nikomu. Wszystko swędzi, najgorzej oczywiście w nocy, od kilku dni nie spię po 2-3 godziny tylko sie drapię i męczę. W dodatku mam od tego wysypkę. Wyniki prób wątrobowych mam na granicy normy i nie zmieniają się w żadną stronę mimo stosowania diety i leków na wątrobę. Przepływy są ok i to jest najważniejsze. Mówią, że muszę to swędzenie porostu przetrzymać, po porodzie ma samo minąć - oby.
W dodatku raz na ktg wyszedł mi podejrzany zapis. Tętno dwa razy spadło do 80/min. Ja wiedziałąm, że to dlatego że dzidzioł mi zwiał i nie mogłam go namierzyć i aparat złapał prawdopodobnie moje tętno. Tak twierdziły tez 2 położne, no ale jeden gin stwierdził, że lepiej to sprawdzić. No i sprawdzaliśmy przez kilka dni - wszystko było już ok.
Generalnie to psychę mam juz mega kruchą - raz ryczę jak przychodzi mąż a raz dostaje głupawki i bez powodu głupio sie przy nim śmieję. Nuda i monotonia szpitala marnie na mnie działają
Ile można czytać albo grać w głupawe gry na komórce? Dziewczyny na sali zmieniaja sie praktycznie co chwilę (sala przedporodowa). Naogladałam się juz jak wyglądają pierwsze bóle i jak różnie dziewczyny je znoszą. Być może wypuszczą mnie jeszcze do domu w sobotę, ale to nic pewnego. Sama nie wiem co bym wolała - odsapnąć te 3 dni we własnym łóżku czy zostać tu i w razie akcji byc od razu na miejscu. Chyba zdam się poprostu na decyzje tutejszych ginów i już.
Pozdrawiam Was cieplutko, trzymajcie się wszystkie, życzę Wam dużo zdrówka, wytrwałości i jak najmniej ciążowych dolegliwości. Do nastepnego!