kurcze chcialam wam wkleic linka ale nie moge
to zrobie tak:
Tajemnicza śmierć dziecka na Osowej Górze: czyżby sepsa?
Anna Twardowska, Dominik Tusk
2006-11-16, ostatnia aktualizacja 2006-11-16 18:56
Półtoraroczne dziecko zmarło nagle podczas badania w przychodni Salus na Osowej Górze. Lekarz podejrzewa, że przyczyną śmierci mogła być sepsa. Dzisiejsza sekcja zwłok odpowie, czy ma rację
Nic nie wskazywało, że niewielka gorączka, z jaką w środę zmagał się chłopczyk, zakończy się tak tragicznie. - Jeden z naszych lekarzy rodzinnych został wezwany około 13 na wizytę domową do chorego dziecka. Chłopiec był w dobrym stanie, miał lekki stan podgorączkowy. Kilka godzin później zaniepokojona mama zadzwoniła do przychodni i poinformowała, że z synkiem dzieje się coś złego. - Gorączka zaczęła rosnąć - relacjonuje Ewa Rafalska, współwłaścicielka przychodni. - Pielęgniarka poprosiła, żeby kobieta przyszła z dzieckiem do przychodni. Maluch dotarł do nas o własnych siłach.
Dziecko wypiło herbatkę, bawiło się. Jednak nieoczekiwanie podczas badania nastąpiła zapaść. Mimo reanimacji i natychmiastowego przyjazdu pogotowia o 18.30 dziecko zmarło.
Rafalska przyznaje, że tak gwałtowny przebieg choroby, zakończony śmiercią, może wskazywać na posocznicę, dlatego lekarz natychmiast powiadomił sanepid, policję i wydział zarządzania kryzysowego.
Jeszcze w nocy w przychodni dwa razy przeprowadzono dezynfekcję pomieszczeń, w których przebywał chłopiec. W czwartek placówka działała już normalnie, ale świeciła pustkami. - Odwołaliśmy dzisiejsze szczepienia dzieci, ale pacjentów faktycznie jest nieco mniej niż zwykle. Chorzy zanim przyjdą, dzwonią i pytają, czy normalnie przyjmujemy - dodaje Rafalska.
Sprawą nagłej śmierci dziecka zajął się nie tylko sanepid, ale i prokuratura. Dzisiaj zaplanowano sekcję zwłok, która odpowie na pytanie, czy półtoraroczny malec faktycznie umarł na posocznicę.
- Przeprowadziliśmy wywiad środowiskowy w domu rodzinnym dziecka. Okazuje się, że prócz zmarłego chłopczyka mieszkają tam jeszcze dwa inne maluchy - jeden ma miesiąc, drugi półtora roku. Prócz dzieci na stałe przebywa tam jeszcze pięć osób dorosłych. Od wszystkich pobieramy wymazy z gardła i nosa, żeby sprawdzić obecność bakterii wywołujących zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych - mówi Tadeusz Kowalewski, powiatowy inspektor sanitarny.
Zarówno inspektor, jak i szefowa przychodni Salus twierdzą, że zmarły chłopiec bardzo często miał kłopoty z oskrzelami. - Był częstym gościem naszej przychodni, ponieważ wciąż łapał jakieś wirusy. Być może osłabiony organizm nie zwalczył bakterii, dlatego doszło do zakażenia organizmu i tak gwałtownej śmierci - przypuszcza Rafalska.