Cześć dziewczyny,
Tak sobie czasami Was podczytuje i powiem szczerze, że jestem przerażona podejściem lekarzy. A o swojej ginekolog nie wypowiem się za bardzo, bo musiałabym użyć wielu niecenzuralnych słów.
Ale do rzeczy. Jestem teraz w 3 ciąży, dość powikłanej, ale na szczęście nie są to problemy z szyjką. Dziś juz 36+2, więc dla większości z Was marzenie, bo możecie już spać spokojnie, ale mnie przeraża podejście niektórych lekarzy. Mimo problemów z szyjką w pierwszej ciąży - od 28 tyg 3 cm rozwarcia, szyjka ponizej 1 cm i silna cholestaza, w tej ciąży lekarka (niestety inna niż w poprzednich dwóch) sama z siebie nie zbadalaby szyjki ani razu. Dwukrotnie ja na niej to wymusiłam - raz bo mialam skurcze i obawiałam się skracania (okazało się, że to od infekcji ukl. moczowego) i drugi raz na następnej wizycie, bo sklamalam, że miała ją znowu mierzyć. Może bym się az tak nie czepiała, gdybym byla badana na fotelu, ale oprócz dwóch pierwszych wizyt, nie było żadnego badania, aż do nagłej wizyty ze skurczami. Tam mnie niby uspokoiła, że szyjka ponad 4 cm, ale za 3 dni miałam wizytę u innego lekarza i tam szyjka miała ponoć 2,5 cm. Jakaś dziwnie duża różnica... No ale w miarę bezpiecznie, bo to był już 33 tydzień.
Kolejna wizyta u mojej (naklamana, że miała mierzyć szyjkę) i znowu wynik ok 4 cm i zamknięta, ale z powodu innych powikłań dostałam skierowanie na patologię. Co ciekawe, na SOR szyjka 2 cm i rozwarcie na 1 cm.
Dawno już nie ufam swojej lekarce, ale po obdzwonieniu wszystkich gin w okolicy na NFZ, najblizszy termin to sierpien, a mam rodzić w lipcu, więc bez sensu.
No ale czytając tutaj o wymazach z szyjki, regularnych kontrolach długości i rozwarcia, jestem przerażona, jak mogłoby to wyglądać u mnie, gdyby faktycznie sie coś działo. Tym bardziej, że w pierwszej jakiś problem się pojawił, a w tej, z powodu innych powikłań i tak bardzo dużo leżałam i się oszczedzałam, więc to na pewno zadziałało korzystnie. No ale podejście niektórych lekarzy, np. mojej, do ciężarnej to czasami patologia. U mnie brak badań szyjki (nie licząc tych wymuszonych), brak badań na fotelu, usg wykonywane zawsze, ale mam wrażenie, że bez pomyślunku. Posiewow żadnych z szyjki to w ogole, ale nawet moczu nie, mimo 5 infekcji (3 leciutkie i 2 mocne - ponad 300 leukocytów i 5000 bakterii). KTG nie miałam jeszcze wcale i gdybym sama nie robiła badań i nie biegała po innych lekarzach, to chyba musiałabym liczyć na cud, że urodzę zdrowe dziecko.
A jestem w tej dobrej sytuacji, że to moja 3 ciąża i mniej więcej wiem co i jak, a do tego jestem pod kontrolą 4 innych specjalistów, którzy dobrze się mną opiekują. Ale co gdybym była "zielona" w temacie i bez opieki?
Ehh, przepraszam że się rozposalam i to trochę nie na temat, ale naprawdę sprawdzenie szyjki to ok. minuty - czy nie lepiej dmuchać na zimne i sprawdzac takie rzeczy od początku? Ile dramatów można by było uniknąć. Tym bardziej ze tu chodzi o zycie, a nie o kolor ścian w łazience...
Tak sobie czasami Was podczytuje i powiem szczerze, że jestem przerażona podejściem lekarzy. A o swojej ginekolog nie wypowiem się za bardzo, bo musiałabym użyć wielu niecenzuralnych słów.
Ale do rzeczy. Jestem teraz w 3 ciąży, dość powikłanej, ale na szczęście nie są to problemy z szyjką. Dziś juz 36+2, więc dla większości z Was marzenie, bo możecie już spać spokojnie, ale mnie przeraża podejście niektórych lekarzy. Mimo problemów z szyjką w pierwszej ciąży - od 28 tyg 3 cm rozwarcia, szyjka ponizej 1 cm i silna cholestaza, w tej ciąży lekarka (niestety inna niż w poprzednich dwóch) sama z siebie nie zbadalaby szyjki ani razu. Dwukrotnie ja na niej to wymusiłam - raz bo mialam skurcze i obawiałam się skracania (okazało się, że to od infekcji ukl. moczowego) i drugi raz na następnej wizycie, bo sklamalam, że miała ją znowu mierzyć. Może bym się az tak nie czepiała, gdybym byla badana na fotelu, ale oprócz dwóch pierwszych wizyt, nie było żadnego badania, aż do nagłej wizyty ze skurczami. Tam mnie niby uspokoiła, że szyjka ponad 4 cm, ale za 3 dni miałam wizytę u innego lekarza i tam szyjka miała ponoć 2,5 cm. Jakaś dziwnie duża różnica... No ale w miarę bezpiecznie, bo to był już 33 tydzień.
Kolejna wizyta u mojej (naklamana, że miała mierzyć szyjkę) i znowu wynik ok 4 cm i zamknięta, ale z powodu innych powikłań dostałam skierowanie na patologię. Co ciekawe, na SOR szyjka 2 cm i rozwarcie na 1 cm.
Dawno już nie ufam swojej lekarce, ale po obdzwonieniu wszystkich gin w okolicy na NFZ, najblizszy termin to sierpien, a mam rodzić w lipcu, więc bez sensu.
No ale czytając tutaj o wymazach z szyjki, regularnych kontrolach długości i rozwarcia, jestem przerażona, jak mogłoby to wyglądać u mnie, gdyby faktycznie sie coś działo. Tym bardziej, że w pierwszej jakiś problem się pojawił, a w tej, z powodu innych powikłań i tak bardzo dużo leżałam i się oszczedzałam, więc to na pewno zadziałało korzystnie. No ale podejście niektórych lekarzy, np. mojej, do ciężarnej to czasami patologia. U mnie brak badań szyjki (nie licząc tych wymuszonych), brak badań na fotelu, usg wykonywane zawsze, ale mam wrażenie, że bez pomyślunku. Posiewow żadnych z szyjki to w ogole, ale nawet moczu nie, mimo 5 infekcji (3 leciutkie i 2 mocne - ponad 300 leukocytów i 5000 bakterii). KTG nie miałam jeszcze wcale i gdybym sama nie robiła badań i nie biegała po innych lekarzach, to chyba musiałabym liczyć na cud, że urodzę zdrowe dziecko.
A jestem w tej dobrej sytuacji, że to moja 3 ciąża i mniej więcej wiem co i jak, a do tego jestem pod kontrolą 4 innych specjalistów, którzy dobrze się mną opiekują. Ale co gdybym była "zielona" w temacie i bez opieki?
Ehh, przepraszam że się rozposalam i to trochę nie na temat, ale naprawdę sprawdzenie szyjki to ok. minuty - czy nie lepiej dmuchać na zimne i sprawdzac takie rzeczy od początku? Ile dramatów można by było uniknąć. Tym bardziej ze tu chodzi o zycie, a nie o kolor ścian w łazience...