Nie dziwię się ze bylas w szoku ale dobrze ze szybko zareagowaliscie i nie meczylas sie bardzo. Szkoda ze tak wczesnie ale wszystko będzie dobrze tylko chwilkę dłużej maleństwo polezy w szpitalu. Moja kolezanka ma dzieciaczki z 27 tc chlopca i z 25 tc dziewczynkę i sa zdrowe, aktualnie 6 i 4 latka.Hm... Nic nie pisałam, bo mnie nic nie niepokoiło. A rano w czwartek byłam na badaniach jeszcze przed kolejna wizytą. Wróciłam, położyłam się jak zwykle i sobie leżałam. Dzień jak codzień. I nagle łup...mega ból w kręgosłupie. Chwilę potrzymał puścił. Za 10 min znowu, jeszcze mocniejszy. Krzyknęłam do męża żeby do szpitala jechać. Próbowałam coś do pakować do walizki ale te skurcze krzyzowe były mega regularne. Więc między nimi powiedziałam dowieziesz. Jedziemy. W drodze skurcze coraz częstsze. Dojechałam do szpitala jak były co minute. A jechalismy max 20min. Na izbie rozwarcie na 10cm. Decyzja rodzimy. Szpital był już przygotowany, mąż zadzwonił w drodze że jedziemy. Podobno niezłe poruszenie było. Za chwilę wody, razem z nimi party i przy kolejnym partym córka była na świecie. Ot wszystko w godzinę...
Nic mi nie dolegało wcześniej... Wiec nie pisałam, że mi coś dolega lub niepokoi. Byłam w takim szoku, ze tego nie da się opisać.
Kurcze te nasze szyjki są bardziej nieobliczalne niz sadzilam a ja to nawet nic nie mam spakowane do szpitala. Chyba muszę sie wziąć za to