No to ja już po wizycie i w domu. Jak zawsze nie obyło się bez płaczu w gabinecie i mówienia, że mój mąż musi być bardzo cierpliwy... Itp... a ja jestem panikarą.
Szyjka trzyma, a raczej pessar. Zassał się jak kapsel i jest wyżej niż ostatnio. Rozwarcie jest ale od poprzedniej wizyty nic się u niej nie zmieniło i bardzo dobrze. Mam zdjęty nakaz leżenia 22h/24h (przy dwuletniej córce leżałam praktycznie w nocy gdy spałam lub gdy mąż był w domu) mam trochę spacerować, jeść z innymi przy stole, nawet do mamy kazał mi jutro jechać jeżeli blisko mieszka i złożyć życzenia osobiście. Nadal mam polegiwać ale już nie tyle. Zakupy i galerie nadal nie są dla mnie ale ogród i krótki spacer po nim tak. Mam wyluzować, bo już mało zostało - wyluzuję po porodzie.
Lekarz jest bardzo dobrej myśli. Szkoda, że ja nie. No chyba większej pesymistki nie znam. Unikać długiego siedzenia. Lepiej żebym stała. Lekarz chce żeby zaczęła bardzo powoli wracać do żywych , a ja nadal będę leżeć, bo tak czuję się bezpiecznie. Kazał mi ściągnąć maseczkę i obdarować go uśmiechem na do widzenia. No chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie zmuszałam się do uśmiechu. Chyba nawet dziąsła pokazałam.
Maluszek super rośnie, ja nie tyję, a przepływy, afi i łożysko jest idealne i nawet cukrzyca nie zostawia śladu.
Jutro 28+3. Miłe wiadomości na urodziny i dzień matki.
Jestem zagubiona eh