Ja mam doła. Coraz gorzej znoszę siedzenie w domu i ciągłe chorowanie. Teraz od kilku dni wdycham Berodual w inhalacjach, żeby zabić w zarodku zapalenie oskrzeli, i nie wiem, czy to coś daje, czy nie, niby czuję się lepiej, ale jednak dalej kaszlę. A czeka mnie jeszcze test 75 g glukozy i mam, teoretycznie, ostatni tydzień, żeby go wykonać teraz. Cóż, najwyżej się przesunie - bo przy tych inhalacjach nie mogę robić, muszę 3 dni odczekać... Gdyby mnie lekarz jeden nie nastraszył, że w 10 tyg. miałam cukier na czczo przekroczony (93 przy maks 92) to by pewnie się teraz tym tak nie przejmowała.
Brzuch trochę twardnieje,zwłaszcza w nocy, jak leżę na boku. Jak na złość najwięcej śpię na prawym i wtedy aż szarpie mnie w pachwinach. Wczoraj musiałam w końcu wziąć znów nospę, bo rano było nie do zniesienia.
I byl (no, jeszcze trwa) długi weekend, i normalnie byśmy pojechali dokądś, bo taka pogada cudowna, ale nic z tego. Ja muszę siedzieć w domu. Tak się cieszę, że mój mąż zajmuje się córeczką, ale ich każdy spacer to znowóż 1,5 godziny mojej samotności. A znajomi jak sami nie chorzy, to powyjeżdżali...
Pocieszam się, że już 28 tydzień, już dużo za mną, już się zaczął 3. trymestr i jeszcze trochę i będzie z górki. I że młody tak podskakuje żwawo i dokazuje. I że potem, jak już urodzę, wezmę się za siebie. Wrócę do biegania i fitnessu (na wiosnę nabawiłam się kontuzji, które mi zabrały i jedno i drugie, ale to było na szczęście tuż przed samą ciążą i mam nadzieję, że uda mi się tym razem ich uniknąć) i będę robić wszystko, żeby podnieść swoją odpornośc. A póki co, siedzę sama w domu i popłakuję. Wyjdę chociaż na balkon i złapię trochę słońca, tak jak wczoraj.