Papillonek1980
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 14 Sierpień 2018
- Postów
- 5 427
Rozmawiamy o "tamtych czasach". Nie teraźniejszych. Nie 21 wieku, w dobie internetu, powszechnych informacji, blogów, rzeszy psychologów dostępnych na każdym kroku na wyciągnięcie ręki. Ot, chociażby blog ojciec, który walczy z przemocą wobec dzieci. Ciekawe dlaczego tak walczy, skoro wszyscy są cudowni, boscy, piękni i kochani? Nie biją swoich dzieci, nie katują, nie mordują i nie znęcają się nad nimi. Dbają i kochają. Taaaak.
W latach 80, kiedy byłam mała bicie było ówczesną metodą wychowawczą. Ogólnodostępną i powszechnie akceptowaną.
Bili rodzic, sąsiad, a czasami nawet nauczyciel. Sama nie raz dostałam od nauczyciela gumowym wężem (z zaskoczenia od tyłu), po plecach i nogach, za bieganie po szkolnym korytarzu. Chłopcy dodatkowo dostawali linijkami po rękach za kręcenie się i gadanie. Za tzw. niegrzeczność. Normalnie w domu bito ich pasem za nieposłuszeństwo.
Mało tego, kilka lat temu wypożyczyłam z biblioteki książkę o wychowywaniu dzieci, wydaną na początku lat 90tych ubiegłego wieku. Tam były porady typu, jak dziecku dać klapsa przez pieluchę, żeby poczuło. Żeby je nauczyć.
Kiedyś nie było tęczy, jednorożców, miłości i wiecznej szczęśliwości. Nie było jakiejś ogromnej świadomości psychologiczno pedagogicznej wśród wszystkich rodziców. Zobacz sobie nawet metody tzw. behawioralne, dla dzieci z problemami. Zobacz co robili jeszcze w okolicach roku 2000. Ile przemocy tam było.
To, że ciebie nie bito, to nie jest jakaś twoja wielka, specjalna zasługa, czy osiągnięcie. Nie jesteś wyjątkowa i super wow z tego powodu. Po prostu miałaś szczęście mieć świadomych rodziców. Tak samo jak fakt bicia dzieci przez ich rodziców nie był winą tych biednych dzieci. To przemoc dziedziczona z pokolenia na pokolenie.
Co do części praprzodków forumek radośnie wielbiących swoje potomstwo i przychylających im nieba, taktownie przemilczę. Zbyt dobrze znam wiele historii z bliskiego otoczenia, gdzie okropną przemoc psychiczną i fizyczną maskuje się na zewnątrz sielankowym obrazkiem cudownej rodzinki, żeby w to wszystko uwierzyć. Szczęście bez granic i na pokaz. Tak. Dopóki się z kimś nie mieszka i nie wie, jak jest na codzień za zamkniętymi drzwiami, nic nie można na ten temat powiedzieć.
W latach 80, kiedy byłam mała bicie było ówczesną metodą wychowawczą. Ogólnodostępną i powszechnie akceptowaną.
Bili rodzic, sąsiad, a czasami nawet nauczyciel. Sama nie raz dostałam od nauczyciela gumowym wężem (z zaskoczenia od tyłu), po plecach i nogach, za bieganie po szkolnym korytarzu. Chłopcy dodatkowo dostawali linijkami po rękach za kręcenie się i gadanie. Za tzw. niegrzeczność. Normalnie w domu bito ich pasem za nieposłuszeństwo.
Mało tego, kilka lat temu wypożyczyłam z biblioteki książkę o wychowywaniu dzieci, wydaną na początku lat 90tych ubiegłego wieku. Tam były porady typu, jak dziecku dać klapsa przez pieluchę, żeby poczuło. Żeby je nauczyć.
Kiedyś nie było tęczy, jednorożców, miłości i wiecznej szczęśliwości. Nie było jakiejś ogromnej świadomości psychologiczno pedagogicznej wśród wszystkich rodziców. Zobacz sobie nawet metody tzw. behawioralne, dla dzieci z problemami. Zobacz co robili jeszcze w okolicach roku 2000. Ile przemocy tam było.
To, że ciebie nie bito, to nie jest jakaś twoja wielka, specjalna zasługa, czy osiągnięcie. Nie jesteś wyjątkowa i super wow z tego powodu. Po prostu miałaś szczęście mieć świadomych rodziców. Tak samo jak fakt bicia dzieci przez ich rodziców nie był winą tych biednych dzieci. To przemoc dziedziczona z pokolenia na pokolenie.
Co do części praprzodków forumek radośnie wielbiących swoje potomstwo i przychylających im nieba, taktownie przemilczę. Zbyt dobrze znam wiele historii z bliskiego otoczenia, gdzie okropną przemoc psychiczną i fizyczną maskuje się na zewnątrz sielankowym obrazkiem cudownej rodzinki, żeby w to wszystko uwierzyć. Szczęście bez granic i na pokaz. Tak. Dopóki się z kimś nie mieszka i nie wie, jak jest na codzień za zamkniętymi drzwiami, nic nie można na ten temat powiedzieć.