dziewczyny, błagam pomóżcie mi bo oszaleję.
ostatnią miesiączkę miałam 19.11. Wg kalendarzyka 1 grudnia owulacja. 15 grudnia powinnam dostać kolejną miesiączkę (mam krótkie cykle) - nie dostałam, wykonałam test - pozytywny.
Następnego dnia udałam się do ginekologa, w usg oczywiście nic nie było widać, lekarz kazał wykonać beta hcg i udać się na następne usg jak beta przekroczy 1500.
W tym samym dniu wykonałam betę - 501, powtórzyłam po dwóch dniach 1427 - to była środa. W
W piątek rano udałam się na usg, pęcherzyk w macicy jest ale wg lekarza jest za mały - ma 3,7 na 2,3mm. Podobno za mały w stosunku do bety. Lekarz kazał powtórzyć betę i jeśli wynik będzie dobry to przyjść dopiero za dwa tygodnie.
Powtórzyłam betę - wyszło 2227 czyli:
16.12 - 501
18.12 - 1427
20.12 - 2227
W sobotę udałam się na kolejne usg to lekarza, który akurat przyjmował. Powiedział, że pęcherzyk rośnie - 4,4mm, ale też twierdził, że jest za mały. Na pytanie czy wynik bety jest ok. usłyszałam, że „no niby przyrasta”. Więc dalej nic nie wiem. I kazała nie powtarzać już bety.
Najgorsze jest to, że idą święta i lekarze przyjmują dopiero po nowym roku, a ja do tego czasu oszaleje.
Proszę powiedzcie mi, czy któraś z Was miała taki przypadek? Dlaczego lekarze twierdzą, że pęcherzyk jest za mały skoro jeszcze w poniedziałek w ogóle nie był widoczny a w piątek miał już 3,7mm? Wg wszystkich widełek mieszczę się w normie jak na ten tydzień. Beta za duża jak na taki pęcherzyk?
Proszę pomóżcie bo oszaleję.