Witajcie,
11.02 urodziłam swoje pierwsze dziecko. Poród zaczął się przedwcześnie, co może mieć znaczenie w tym, co czuję, bo wzięło mnie niejako z zaskoczenia, plus gdy trafiłam na porodówkę miałam już 6cm rozwarcia i poród trwał może 2h. Gdy położyli mi na chwilę dziecko na piersi nie napłynęła wielka fala miłości a szok i przerażenie. Potem nie miałam kontaktu z dzieckiem aż do rana. I dalej nie było tej fali... w międzyczasie okazało się, że dziecko ma zakażenie i musimy zostać dłużej w szpitalu, nadal tu jesteśmy 10 dobę. Uderzyło mnie, że raczej skupiałam się na tym, że nie zobaczę szybko męża i nie wyjdę ze szpitala po 3 dniach niż na tym, że moje dziecko jest chore i grozi mu niebezpieczeństwo. Teraz te uczucia są jeszcze silniejsze, sporo przepłakałam. Zajmuję się dzieckiem, ale jakby z automatu. Nie ma bliskości, uczucia ciepła, jakiegoś związku. Nie potrafię mówić do dziecka, chciałabym żeby tylko spało, bo nie wiem co z nią robić, gdy jest obudzona. Nie mam poczucia, ze to "moje", ze to ja ją stworzyłam. Ciąża była planowana, staraliśmy się 3 miesiące. Wyprawkę kompletowałam pół roku, nie ma nic przypadkowego. Była piękna sesja ciążowa, głaskałam z czułością brzuch. Nie mogłam się doczekać. A tu nagle... pustka. Boję się, że to nie minie po wyjściu ze szpitala, przeraża mnie i jest mi smutno jak widzę matki, które siedzą i wpatrują się w swoje dzieci. Pielęgniarki są dla mojego dziecka czulsze niż ja.
Proszę powiedzcie, czy jest ktoś w tym ze mną, albo juz z tym wygrał? Czy jest nadzieja, że poczuje, że to moje dziecko? Co robić?
11.02 urodziłam swoje pierwsze dziecko. Poród zaczął się przedwcześnie, co może mieć znaczenie w tym, co czuję, bo wzięło mnie niejako z zaskoczenia, plus gdy trafiłam na porodówkę miałam już 6cm rozwarcia i poród trwał może 2h. Gdy położyli mi na chwilę dziecko na piersi nie napłynęła wielka fala miłości a szok i przerażenie. Potem nie miałam kontaktu z dzieckiem aż do rana. I dalej nie było tej fali... w międzyczasie okazało się, że dziecko ma zakażenie i musimy zostać dłużej w szpitalu, nadal tu jesteśmy 10 dobę. Uderzyło mnie, że raczej skupiałam się na tym, że nie zobaczę szybko męża i nie wyjdę ze szpitala po 3 dniach niż na tym, że moje dziecko jest chore i grozi mu niebezpieczeństwo. Teraz te uczucia są jeszcze silniejsze, sporo przepłakałam. Zajmuję się dzieckiem, ale jakby z automatu. Nie ma bliskości, uczucia ciepła, jakiegoś związku. Nie potrafię mówić do dziecka, chciałabym żeby tylko spało, bo nie wiem co z nią robić, gdy jest obudzona. Nie mam poczucia, ze to "moje", ze to ja ją stworzyłam. Ciąża była planowana, staraliśmy się 3 miesiące. Wyprawkę kompletowałam pół roku, nie ma nic przypadkowego. Była piękna sesja ciążowa, głaskałam z czułością brzuch. Nie mogłam się doczekać. A tu nagle... pustka. Boję się, że to nie minie po wyjściu ze szpitala, przeraża mnie i jest mi smutno jak widzę matki, które siedzą i wpatrują się w swoje dzieci. Pielęgniarki są dla mojego dziecka czulsze niż ja.
Proszę powiedzcie, czy jest ktoś w tym ze mną, albo juz z tym wygrał? Czy jest nadzieja, że poczuje, że to moje dziecko? Co robić?