Witam Was Kobietki.
Przebrnęłam przez wszystkie strony Forum i uspokoiłam się jeszcze bardziej.
We wrześniu skończyłam 35 lat, jestem mamą 4,8 letniej Córci i postanowiliśmy w wakacje z mężem, że chcemy mieć 2 dzidzię..
Udało się !!!! Wszystko pięknie, szczęśliwie, aczkolwiek przebieg ciąży inny niż z pierwszą dzidzią- gorszy.
W 9 tyg. miałam I- sze USG dopochwowe, aby potwierdzić ciążę. Widziałam dzidzię.
Wszystko układało się dobrze...
Mój gin wystawił mi skierowanie na badania prenatalne ( ze względu na wiek) do Kliniki, gdzie miałam przeprowadzone tez wszystkie badania podczas pierwszej ciąży.
I tak w 12t+4d pojechaliśmy z córcią i mężem przywitać się z Dzidzią
Bałam się bardzo, czy "zdjęcia" USG wyjdą w porządku, strach mi dopiero odpuścił, gdy p. dr powiedziała, że Dzidzia jest zdrowa, przezierność i wszystkie inne parametry są OK.
NT 1,8
BPD 18,6
OLU 0,9
PŁYN W NORMIE
WSZYSTKIE ORGANY WIDOCZNE
Popłakałam się z radości.
Pani Dr i Recepcjonistka tylko przypominały mi o koniecznym badaniu krwi. Kuźwa , poszłam na pobranie nawet nie wiedząc po co, na co w jakim celu. Dopiero podczas pobierania krwi z dłoni pielęgniarka wstępnie poinformowała mnie, ze jest to po to, żeby wykluczyć choroby genetyczne. Powiedziała, że w moim przypadku mam się nie martwić,bo na pewno nie zadzwonią, gdyż po USG ryzyko wyniosło 1:1800. Więc tak naprawdę po kilku dniach zapomniałam o pobraniu krwi ( nawet nie wiedziałam jak się to nazywa). W 14 dniu po godz. 19 telefon z kliniki z chaotyczna informacją ,że wyniki są złe, wzrosło ryzyko 1:139 i że muszę iść do genetyka, że do Genomu (przychodnia z genetykiem), że amniopunkcja, ale że ryzyko poronienia. Babka z recepcji gadała, jak z automatu a ja płakałam, mąż krzyczał m, bo nie wiedział o co chodzi. Z telefonu nie zrozumiałam nic, byłam, jak w transie. Po jakimś czasie od odebrania info, zadzwoniłam do mojego gina, dalej nie wiedząc w sumie o co chodzi. a on zadał mi pytanie czy w razie W będę chciała usunąć ciążę????? A to jak, a to mogę tak prawnie, a dlaczego, a jak to możliwe.... ???? Nie potrafiłam ochłonąć !!!! Całą noc nie przespałam, ale zaczęłam sama czytać, szukać, dowiadywać się. W pracy na 2 dzień wyglądałam i żyłam jak Zombi. Na 2 dzień po fatalnym tel. uspokoiłam się, bo wiedziałam " z czym mam do czynienia"
Uzgodniliśmy z mężem, że bez względu na ryzyko, jakie za sobą niesie amniopunkcja - poddam się jej. Uzgodniliśmy, że nie daj Boże wynik będzie zły- dokonamy terminacji. Niestety jestem zbyt słaba psychicznie, na podjęcie się wyzwania jakim jest wychowanie chorego dziecka. Nasza córcia cały czas też wymaga naszej uwagi, poświęcenia, a będzie potrzebowała tego jeszcze więcej. 5 listopada mam amnio i jestem przerażona, zestresowana , ale trzymam się. Muszę być silna dla siebie, dla córeczki, dla dżindżulka w brzuchu , dla męża. Stres i dodatkowe nerwy w niczym nie pomogą
Bardzo się boję,a le co mi zostało poza wiarą, nadzieją, dobrą myślą
Na zewnątrz jestem OK, wesoła, w pracy się wygłupiam, w domu z rodziną też żyje "normalnie" . Czasami jednak siadam na toalecie i cicho popłakuję, bo nikt poza nami, tak naprawdę nie rozumie tego BÓlU, tej niepewności...
Jeszcze tydzień i będę po zabiegu...
Pozdrawiam dziewczynyyyy