Dobrze ze obydwoje z Bartkiem mamy podobne nastawienie do odwiedzin, wtracania sie, narzucania. Cieszy mnie ten fakt. On rozmawia ze swoja mama, ja ze swoja. Jego Mama jest naprawde ok, nie narzuca sie z niczym, moja odkad dostala chwilowy zakaz dzwonienia, to tez jest ok.
Mielismy troche przejsc, mala miala szczegolowe badania, na ktorych wyniki trzeba bylo poczekac, wiec jaki bylby sens dzwonienia codziennie. Ustalilam zasade ze informacja bedzie szla tylko w jedna strone, ode mnie do mojej mamy. I tyle. I to sie sprawdza, bo babcia jest usatysfakcjonowana, ze jest na biezaco z informacjami, a ja szczesliwa ze mnie nie gnebi telefonami z mnostwem pytan, na ktore nie znam odpowiedzi, albo z szeregiem domnieman co tez moze byc przyczyna i co lekarz jeszcze powinien zbadac!
Byly w szpitalu obydwie babcie. Moja Mama jakos dziwnie wplywa na moje zachowanie, po prostu staje sie nerwowa i agresywna. Bardzo chciala natychmiast ja przewijac i sie nia zajmowac. "To ja sie nia zajme, a Ty sobie odpocznij" - w szpitalu, odpocznij, siedzac na fotelu przy lozeczku malej caly bozy dzien? Odpocznij? W koncu nie mialam tam lozka zeby sie polozyc. Poza tym i tak mam jakis wewnetrzny nakaz czuwania, jesli zajmuje sie nia ktos inny niz ja, Bartek i pielegniarki, ktore nazywaja siebie ciociami
.
Dzieciaczek mial 2 tygodnie. Tlum odwiedzajacych sie przewinał, nie tak chcialam zeby to wygladalo. W tej chwili mala lezy nadal w szpitalu bo dorwala zakazenie Rota i Adenowirusowe. Nie twierdze ze od babc, bo byla i moja siostra i dziadek i kuzyn i kolega z dziewczyna, wlasciwie kazdy patrzyl i nikt jej nie calowal, ale moze nie koniecznie trzeba takie male dziecko calowac zeby cos zlapalo:/ Poza tym w samych szpitalach sa wirusy, a ten w ktorym rodzilam mial nawet zamkniete wejscie dla odwiedzajacych z powodu wirusa. Sama nie wiem co mnie podkusilo zeby isc tam wlasnie rodzic.
W obydwu szpitalach i tym i u malej rozmawialam z psychologami. Powiedziala madrze pani ze czas wychowyania dziecka to tez czas na wychowanie wlasnych rodzicow i ustalenie jasnych granic co im wolno a czego nie. I trzeba to zaczac od razu.
I jeszcze jedno powiedziala: jesli nie bylam zadowolona z relacji miedzy mna a mama, musze to rozpracowac poprzez psychoterapie, gdyz teraz jestem mamą DZIEWCZYNKI i przeniose na nia zachowania swojej mamy i wtedy tez nie bedziemy szczesliwe... Ona wie ze kazda sobie przysiega: nigdy nie bede taka jak moja mama, a jednak psychika plata figle, nagle z wlasnych ust slyszymy to czego nigdy nie chcialysmy slyszec, od tego podobno nie da sie uciec. Wierze jej, ze rzeczywiscie tak jest, i zamierzam podjac wyzwanie i oswobodzic sie od przeszlosci. Wtedy podobno zmienia sie stosunek do tego co bylo i zupelnie inaczej podchodzi sie do matki. Zgrzyty sa potezne bo obydwie jestesmy kobietami. Jak zmieni sie juz relacja miedzy mna a matka, dobrze sie tez ulozy relacja miedzy mna a corką.
Buziaki